10-04-2022, 10:24 PM
- To byłoby wyjątkowo nie fair. Ale skoro tak bardzo zależy ci na przegranej Hiro, to może stawką powinien być tylko jego sekret? - Ustawiła bardziej stabilne krzesło oparciem wprost do Alice i rozsiadła się na nim, przodem do dziewczyny. - A my w międzyczasie poplotkujemy o twoim - zaproponowała. Byłoby to sprawiedliwe i nikt by się nie nudził. Bo przecież oglądanie bójki Valeriana z Hiro nie było niczym interesującym od kilku dobrych lat. Zbyt często to robili.
Natomiast na to, czy młodsza Gryfonka ma humor na cokolwiek, Caldwell zupełnie nie zwracała uwagi. Jeśli nie mogła, powinna zostać w dormitorium, albo chociaż unikać ich bandy jak ognia. Kto jak kto, ale ta grupa nie uznawała humorków i nastrojów. Francis wręcz ograniczała się do dwóch, przyjmując siebie za punkt odniesienia: nabijania się i chęci przypieprzenia komuś w nos. No, może jeszcze jakiś trzeci by się znalazł... Ale każdy z nich wyrażała wprost i dosadnie, nie stroiła min!
Droczenie się (przecież nie nękanie!) z McIntosh miało swoje uroki, ale nie umywało się do dręczenia jej przy alkoholu, tak więc Fran nie mogła się nie ucieszyć, kiedy nareszcie zjawił się Alex. Oczywiście nie okazała radości w żaden wylewny sposób, po prostu podeszła po swoją część zakupów.
-A ja umarłabym z nudów, mając w tym wszystkim Alice za całe towarzystwo.
Wyjęła butelkę i na całe szczęście nie zdążyła jej odkręcić, zanim Alice wręczyła Alexowi kurtkę. Na całe szczęście, bo pewnie by rozlała zawartość z wrażenia, a szkoda marnować alkohol. Chciała zakpić, że starszy Gryfon zrobił się nagle wrażliwy i otacza dziewczyny ciepłem, ale ugryzła się w język. Nie warto było ryzykować podpadanie czymś takim, dlatego zwróciła się do bezpieczniejszej osoby.
-Zapierdoliłaś kurtkę Alexowi?
Wydobyła z siebie głos, ale jakoś nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Cała sytuacja była dziwna. Fran nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której jej udałoby się wydębić kurtkę od Dickmana, a tu proszę! Cóż, może po prostu czuł, że Alice jest słabsza?
Natomiast na to, czy młodsza Gryfonka ma humor na cokolwiek, Caldwell zupełnie nie zwracała uwagi. Jeśli nie mogła, powinna zostać w dormitorium, albo chociaż unikać ich bandy jak ognia. Kto jak kto, ale ta grupa nie uznawała humorków i nastrojów. Francis wręcz ograniczała się do dwóch, przyjmując siebie za punkt odniesienia: nabijania się i chęci przypieprzenia komuś w nos. No, może jeszcze jakiś trzeci by się znalazł... Ale każdy z nich wyrażała wprost i dosadnie, nie stroiła min!
Droczenie się (przecież nie nękanie!) z McIntosh miało swoje uroki, ale nie umywało się do dręczenia jej przy alkoholu, tak więc Fran nie mogła się nie ucieszyć, kiedy nareszcie zjawił się Alex. Oczywiście nie okazała radości w żaden wylewny sposób, po prostu podeszła po swoją część zakupów.
-A ja umarłabym z nudów, mając w tym wszystkim Alice za całe towarzystwo.
Wyjęła butelkę i na całe szczęście nie zdążyła jej odkręcić, zanim Alice wręczyła Alexowi kurtkę. Na całe szczęście, bo pewnie by rozlała zawartość z wrażenia, a szkoda marnować alkohol. Chciała zakpić, że starszy Gryfon zrobił się nagle wrażliwy i otacza dziewczyny ciepłem, ale ugryzła się w język. Nie warto było ryzykować podpadanie czymś takim, dlatego zwróciła się do bezpieczniejszej osoby.
-Zapierdoliłaś kurtkę Alexowi?
Wydobyła z siebie głos, ale jakoś nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Cała sytuacja była dziwna. Fran nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której jej udałoby się wydębić kurtkę od Dickmana, a tu proszę! Cóż, może po prostu czuł, że Alice jest słabsza?