13-04-2022, 03:31 PM
Wrzesień w Szkocji nie rozpieszczał nikogo. Wietrzne dni dawały się we znaki, a nieliczne przejaśnienia szybko wygasały, podobnie jak nadzieja na temperatury zapewniające komfort przebywania na zewnątrz. Zamek mimo to tętnił życiem, a korytarze były pełne uczniów. Rozgardiasz w pokojach wspólnych będący dziełem młodszych roczników dokazująch po wakacjach wciąż jeszcze osiągał drażniący poziom decybeli. Avery znudzony zatęchłym powietrzem biblioteki - jedynego miejsca, w którym panowała teraz błoga cisza, postanowił znaleźć inne, mało uczęszczane lokum. Sprawdził już kilka sal, ale żadna z nich nie wydawała się być odpowiednia, widać święty spokój w tym zamku był na wagę złota. Rozważał już nawet klasę Historii Magii, ale tam z kolei natknął się na obściskująca się namiętnie parę szóstorocznych Puchonów - jakby mu było trzeba więcej drażniących obrazków. Z niesmakiem powstrzymał się od rzucenia jakiejś zjadliwej klątwy i po cichu opuścił salę, starając się pozostać niezauważonym. Ostatnie miejsce jakie przyszło mu na myśl, było komnatą na kształt oranżerii, jednak spodziewał się tam prawdziwych tłumów rozchichotanych dziewcząt, szczebioczących o letnich romansach. Czy wrzesień był wiosennym miesiącem? A może ktoś rozpylał w powietrzu amortencję. Z kwaśną miną wszedł do pomieszczenia, poprawiając chwiejące się na lewym przedramieniu naręcze książek o zaklęciach uzdrowicielskich, które właśnie wypożyczył z biblioteki. Pech chciał, że gdy tylko odwrócił wzrok, jego nogi napotkały przeszkodę w postaci uroczej doniczki zdobionej fantazyjnymi wzorami. Trajektoria lotu książek utworzyła naprawdę wspaniały widok, kiedy potknął się o ciężką ceramikę, jednocześnie boleśnie obijając sobie łydkę.
- Kurwa, kto tu postawił to ohydne badziewie?! - zaklął gniewnie Arsene, zaciskając bezradnie pięści i patrząc na malowniczy obraz utworzony z rozrzuconych kolorowych okładek. Nie zdążył nawet wyciągnąć różdżki, by je lewitować i uchronić przed upadkiem. Schylił się by rozmasować nogę i wtedy, na domiar złego, zobaczył siedzącą na podłodze gryfonkę o przeraźliwie zielonych oczach. I te oczy były skierowane właśnie na niego.
- Kurwa, kto tu postawił to ohydne badziewie?! - zaklął gniewnie Arsene, zaciskając bezradnie pięści i patrząc na malowniczy obraz utworzony z rozrzuconych kolorowych okładek. Nie zdążył nawet wyciągnąć różdżki, by je lewitować i uchronić przed upadkiem. Schylił się by rozmasować nogę i wtedy, na domiar złego, zobaczył siedzącą na podłodze gryfonkę o przeraźliwie zielonych oczach. I te oczy były skierowane właśnie na niego.