03-02-2021, 10:27 PM
Crawfordowie dawno nie widzieli swojego najstarszego dziecka tak zaaferowanego, jak właśnie w tę nieco deszczową środę. Arthur krzątał się po mieszkaniu od rana, raz po raz znikając w swoim pokoju, z którego dochodziły odgłosy prawdziwie twórczej pracy; skrzypienia ołówka oraz mazaków po kartonie, pomruków dezaprobaty, a czasami nagłych wdechów, gdy akurat go olśniło. Zabronił komukolwiek mu przeszkadzać, zanim w końcu - cały spocony z tego niewątpliwego wysiłku - wyszedł ze swojego mikroskopijnego pokoiku, w którym sam ledwo się mieścił, i zaprezentował rodzinie swoje dzieło. Nawet jeśli mieli ochotę się zaśmiać, to tego nie zrobili - i chwała im za to, bo wtedy Arthur chyba by stracił cały swój zapał i radość.
A jednego i drugiego miał bardzo dużo, bo oto dzisiaj nastąpił dzień, kiedy miał się wreszcie spotkać ze swoim najlepszym przyjacielem, ze swoją połówką pomarańczy, ze swoim gejowym bracholem z innej matki - czyli z Tadziem. Gilmore miał przyjechać pociągiem, więc Arthur postanowił, że zrobi mu małą niespodziankę i przygotuje banner powitalny, a że zwykle od razu wprowadzał swoje pomysły w życie, tak zrobił i tym razem, nie mogąc się doczekać, aż nadejdzie chwila odbioru przyjaciela z dworca.
Po całym dniu nerwowego oczekiwania i podskakiwania na każdy odgłos nareszcie nadszedł ten czas, kiedy trzeba było ruszyć po Tadka. Arthur wystroił się w swoją prawie najlepszą koszulkę, poprosił rodzeństwo by trochę ogarnęli (nie wierzył w cud, ale nie chciał, by Tadek wywalił się o jakąś zabawkę ledwo przekroczy próg) i ze swoim pięknym banerem wybrał się na dworzec. Minuty zdawały się płynąć dwa razy wolniej niż normalnie, ale wreszcie lokomotywa wtoczyła się na stację, a Arthur mógł unieść swoje dzieło w oczekiwaniu, aż przyjaciel go zauważy.
Na wielkim kawałku kartonu napisane było pięknymi, kolorowymi literami "stary, wyjdziesz za mnie?!" - Arthur miał wielką nadzieję, że Tadek doceni jego starania.