28-04-2022, 10:52 PM
Tak, zdecydowanie obaj uważali, przekonani byli, że rodzice specjalnie nie zgadzają się na sowę. Nie dlatego, że mają sensowne powody ku temu, zwyczajnie byli złośliwi i celowo nie chcieli zrobić swoim dzieciom przyjemności. Lepiej było być chamem i skazywać ich na wieczność "chcenia". Żeby się nie zdziwili jak jako dorośli kupią sobie sowy! Ian z pewnością po złości będzie przychodził z nią do rodziców, zawsze. Nigdy sam. Sowa musi być.
W zasadzie to był moment kiedy Ian dodatkowo wrażliwy przez samopoczucie po prostu już się poirytował. Normalnie ich przekomarzanki czy dogryzanie mogło trwać i trwać, wielu dziwiło się zresztą jak długo i że żaden jeszcze nie wywalił drugiemu w twarz z półobrotu... Ale dziś nie. Dziś po prostu bolało go wszystko, siniaki będzie miał chyba wszędzie, zaczynał czuć ból mięśni na żebrach, gdzie grzmotnął o drzewo zdecydowanie za szybko - chyba nie są złamane? - i jeszcze to gówno, co wypił, chyba robiło fikołki w jego żołądku. I co mu z tego, że nie rzygał, skoro czuł się i tak beznadziejnie? Tyle po profesjonalnej pomocy.
W zasadzie na myśl o złamanych żebrach dodatkowo się zestresował. Nie dlatego, że czuł jakby tak było, ale placebo robi swoje, nagle zaczęło go boleć dziwnie. A złamane żebro nie może się przemieścić? Kiedyś słyszał gdzieś o płucu przebitym przez złamane żebro. Nie pamiętał gdzie to było, a może ot ploty na korytarzu, ale aż mu się gorąco zrobiło.
- Dobra, wiesz co, nie pomagasz teraz więc spierdalaj może, co? - syknął ze zdenerwowaniem, poprawiając się nerwowo i przesuwając przy tym dłonią po żebrach niby przy okazji. Ale chyba nic się tam nie rusza...? Odetchnął znowu, trochę głębiej, i choć nic nienaturalnego się nie działo, zupełnie, poza bolącym ciałem w naturalny dla urazu sposób, to i tak machina nabijania sobie do głowy ruszyła. Pewnie umiera. Na pewno.
W zasadzie to był moment kiedy Ian dodatkowo wrażliwy przez samopoczucie po prostu już się poirytował. Normalnie ich przekomarzanki czy dogryzanie mogło trwać i trwać, wielu dziwiło się zresztą jak długo i że żaden jeszcze nie wywalił drugiemu w twarz z półobrotu... Ale dziś nie. Dziś po prostu bolało go wszystko, siniaki będzie miał chyba wszędzie, zaczynał czuć ból mięśni na żebrach, gdzie grzmotnął o drzewo zdecydowanie za szybko - chyba nie są złamane? - i jeszcze to gówno, co wypił, chyba robiło fikołki w jego żołądku. I co mu z tego, że nie rzygał, skoro czuł się i tak beznadziejnie? Tyle po profesjonalnej pomocy.
W zasadzie na myśl o złamanych żebrach dodatkowo się zestresował. Nie dlatego, że czuł jakby tak było, ale placebo robi swoje, nagle zaczęło go boleć dziwnie. A złamane żebro nie może się przemieścić? Kiedyś słyszał gdzieś o płucu przebitym przez złamane żebro. Nie pamiętał gdzie to było, a może ot ploty na korytarzu, ale aż mu się gorąco zrobiło.
- Dobra, wiesz co, nie pomagasz teraz więc spierdalaj może, co? - syknął ze zdenerwowaniem, poprawiając się nerwowo i przesuwając przy tym dłonią po żebrach niby przy okazji. Ale chyba nic się tam nie rusza...? Odetchnął znowu, trochę głębiej, i choć nic nienaturalnego się nie działo, zupełnie, poza bolącym ciałem w naturalny dla urazu sposób, to i tak machina nabijania sobie do głowy ruszyła. Pewnie umiera. Na pewno.