03-02-2021, 11:46 PM
Rzadki dzień pełen słońca. Ori ostatnio tak prędko zrywała się z łóżka na widok złocistej jasności za oknem jeszcze we Francji. Zdążyła wcisnąć się w szare, kraciaste bryczesy z pełnym skórzanym lejem i białe jeździeckie polo pewnie jeszcze zanim młodszy brat się obudził. Zaciskała gumkę do włosów na końcówce warkocza w pośpiechu biegnąc ku Astor Wing z pominięciem sali jadalnej. Zamierzała wykorzystać każdą dostępną sekundę słońca, tak rzadkiego w mokrej jak gąbka Anglii.
Pewnie dosiadała własnoręcznie oporządzonego konia kiedy Pascal siadał do stołu. Cóż, nie można było odmówić Oriane tytułu porannego ptaszka. Koń, niedawno sprowadzony z Francji, tańczył pod nią na wewnętrznym dziedzińcu Astor Wing, równie niecierpliwy by ruszyć w teren - musiał jednak zaczekać, gdyż oto z cichym pyknięciem pojawił się jeden z domowych skrzatów niosący wieści dla mademoiselle.
- Panienki rodzice prosili o przekazanie, że pracują dzisiaj w Londynie do późna.
Skrzaty domowe Boleynów nie drżały przed nimi ze strachu. Dość popularne w tym rodzie było traktowanie skrzatów z szacunkiem należnym stworzeniu o intelekcie równym ludzkiemu. Oczywiście stworzenia bez takiego intelektu także traktowali z szacunkiem ale nieco innym - w końcu one nie nakarmią się same, często też nie potrafią zdecydować co dla nich najlepsze, bezmyślnie podążając za instynktami co w obliczu cywilizacyjnego rozwoju nie zawsze było rzeczą pozytywną.
Oriane powściągnęła wodze, czując potrzebę przejęcia roli pani na zamku. Bo, w związku z zasłyszaną wieścią, była teraz odpowiedzialna za nagłe przypadki.
- Pascal wie?
- Tak, panienko. Państwo poinformowali panicza przy śniadaniu.
- Dziękuję za wieści. - Skinęła z uśmiechem głową ku skrzatowi. I tak była uśmiechnięta, bo jak się w tak słoneczny dzień nie uśmiechać? Ale była też po prostu grzeczna. -Nie wyjadę poza nasze tereny. Gdyby coś się działo znajdź mnie, proszę.
Zostawiwszy dyspozycje i pomachawszy dłonią na pożegnanie wyjechała stępa przez tylną bramę zamku, w porannym powietrzu rozkoszując się powolnym spacerem. Nie było co konia popędzać, mieli cały dzień - lepiej niech rozgrzeje mięśnie.
Urocza blondynka na koniu fryzyjskim. Gdyby cała okolica nie była tak pusta pewnie robiliby niemałe wrażenie gdy galopowali dziko przez łąki przesadzając bezpardonowo drobne naturalne przeszkody albo kiedy spokojnym stępem pokonywali któryś mostek w którejś odległej części ogrodu. Natrafiwszy na malowniczą polankę na skraju łąki i jakiegoś młodniaka, co pachniała mocno rutą, dziewczyna zdecydowała się dać sobie i wierzchowcowi odpocząć. I tak właśnie zastała ją godzina jedenasta - siedzącą pośród wysokich traw oraz polnych kwiatów, splatającą na nowo warkocz, tym razem przetykany żółcią kwiatów ruty. Koń z mocno poluzowanym popręgiem podgryzał obok trawę. Świat był taki... Spokojny.
Oriane czuła się wolna. Odsuwała od siebie skutecznie myśli dotyczące szkoły i konieczności zostawienia tej wolności za sobą. Bo to miał być dobry dzień.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.