06-05-2022, 07:50 PM
Propozycja Mickey’ego spadła jej w zasadzie z nieba. Niby nie spodziewała się jej, ale miała cień nadziei, że jednak nie każe jej bezlitośnie odejść na śniadanie, jak najszybciej, samemu. Nie chciała. Chciała mu jakoś pomóc, może odrobinę choć odwdzięczyć się za to, jak przegonił tych chłopaków.
Spojrzała na niego, choć wciąż nieco nieobecnym spojrzeniem, a jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech. Pokiwała głową. Mogła przecież poczekać. Miała nadzieję, że nie długo, bo przecież miała mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale… ale mogła poczekać. Nic się nie stanie. Prawda?
— Dobrze – powiedziała cicho. A ponieważ nie miała przecież nic więcej do zrobienia, podeszła te kilka kroków i oparła się o murek obok niego. Wolała być blisko. Tak w razie czego.
Zazwyczaj bliskość ją peszyła, ale z nim było inaczej. To jak… to jak z braćmi na farmie. Lubiła ich towarzystwo, nie przeszkadzali jej, czuła się przy nich dobrze i bezpiecznie. Z tą różnicą, że może rodzina nie za bardzo rozumiała jej magiczne predyspozycje, ale to przecież nic takiego. I tak ją kochali.
Mickey był jak jeden z jej starszych braci. Tak go widziała. Chyba nigdy mu tego nie powiedziała, ale była również przekonana, że wiedział.
Towarzyszyła mu w ciszy, aż do momentu, kiedy uznał, że jednak jest gotowy, aby przejść do zamku na śniadanie. Na które poszli, oczywiście, razem.
z/t
Spojrzała na niego, choć wciąż nieco nieobecnym spojrzeniem, a jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech. Pokiwała głową. Mogła przecież poczekać. Miała nadzieję, że nie długo, bo przecież miała mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale… ale mogła poczekać. Nic się nie stanie. Prawda?
— Dobrze – powiedziała cicho. A ponieważ nie miała przecież nic więcej do zrobienia, podeszła te kilka kroków i oparła się o murek obok niego. Wolała być blisko. Tak w razie czego.
Zazwyczaj bliskość ją peszyła, ale z nim było inaczej. To jak… to jak z braćmi na farmie. Lubiła ich towarzystwo, nie przeszkadzali jej, czuła się przy nich dobrze i bezpiecznie. Z tą różnicą, że może rodzina nie za bardzo rozumiała jej magiczne predyspozycje, ale to przecież nic takiego. I tak ją kochali.
Mickey był jak jeden z jej starszych braci. Tak go widziała. Chyba nigdy mu tego nie powiedziała, ale była również przekonana, że wiedział.
Towarzyszyła mu w ciszy, aż do momentu, kiedy uznał, że jednak jest gotowy, aby przejść do zamku na śniadanie. Na które poszli, oczywiście, razem.
z/t