14-05-2022, 01:50 AM
Choć mogła zdawać się być całkowicie zajęta porządkowaniem swojego stanowiska i pakowaniem przyborów pozostała wyczulona na ruch obok. Nie popełniła oczywiście głupiego błędu przyglądania się Noah kątem oka - podobne zerkanie zdecydowanie nie pozostawało niezauważone: Oriane wiedziała to z doświadczenia osoby na którą w taki sposób zerkano częściej niż było to pożądane.
Oczywiście spodziewała się jego kolejnych słów. Mimo kompletnego braku zaskoczenia uniosła brwi w zaskoczeniu markowanym, zwracając ku niemu twarz. Dopilnowała by jej uśmiech się poszerzył w miarę opadania brwi, jak gdyby wesołość zajmowała miejsce poprzedniej emocji w rytmie nowej informacji wsiąkającej w mózg.
I nie musiała nawet udawać wesołości. Drobny słowotok w jaki Noah zdał się wpędzić aktualnie rozbawił drobną Francuzeczkę w ten przyjazny, ciepły sposób, który uwielbiała czuć. Taki szczery sposób. Bo nawet jeśli ona była w swoim zachowaniu zmanierowana, jego reakcje były prawdziwe.
Co do tego Oriane nie miała wątpliwości.
Skąd tyle pewności? Nieregularny oddech na samym początku, zdecydowanie słyszalny z tak małej odległości, świadczył o jakimś stopniu stresu po którym nastąpił nadmiar słów brzmiący niemal jakby chłopak się przed nią tłumaczył. Dłonie zaciśnięte na książce jedynie dodawały Noah wiarygodności. Cała jego postawa, sposób mówienia, przekazywana treść - wszystko to dodatkowo utwierdziło Ori w przekonaniu, jakiego nabrała już w ogrodzie, że Noah był słodkim człowiekiem. Osobowość tkana na złotej osnowie; łatwo było takich rozpoznać po podatności na manipulację. Jak w badaniach nad złodziejstwem pośród wron, gdzie ptaki najuczciwsze okazały się najbardziej ufnymi, dobre osoby wykazywały zazwyczaj najwyższe stopnie łatwowierności.
Panienka Boleyn była na tyle samoświadoma na całe szczęście by aplikować tę zasadę także do samej siebie. Wiedziała, że doszukuje się w działaniach ludzi głębszych, egoistycznych celów bo sama jest wyrachowana; nasłuchiwała oznak nieszczerości bo skarmiała praktycznie wszystkich półprawdami i nieprawdami całkowitymi.
Kiedy pierwszy raz usłyszała o wynikach obserwacji zachowań pośród wron doszła do własnego, zapewne w dużej mierze uproszczonego, wniosku: że wszyscy uprawiają projekcję. Traktują innych jakby działali wedle tych samych wartości - dlatego najwięksi ptasi złodzieje pośród obserwowanych wron mieli najmniej ufności.
Może i cele Oriane związane z zaproponowanym spotkaniem świadczyły o wyrachowaniu. Chciała w końcu zbliżyć się do tego konkretnego człowieka z bardzo konkretnego powodu: dla odkrycia sekretu. Człowiek jest, stety bądź niestety, skomplikowanym zwierzęciem. Nawet taki człowiek, który właściwie w większej części jest magicznym stworzeniem niż człowiekiem.
Dlatego też Ori była szczerze zadowolona obrotem sprawy - bo rozwinęła się w niej jakaś ciekawość wobec Davenporta. Ciekawość, co dziwne, nie wiedziona jedynie dążeniem do celu.
- W takim razie kiedy mam się stawić w bibliotece? - odparła, równając z jego koleżeńskim tonem.
Chciała żeby to on wyznaczył datę, godzinę. Wiedziała bardzo dobrze jak powodzić końmi oraz chłopcami. Koń musi wiedzieć, że jeździec decyduje. Chłopiec musi myśleć, że to on decyduje.
Oczywiście spodziewała się jego kolejnych słów. Mimo kompletnego braku zaskoczenia uniosła brwi w zaskoczeniu markowanym, zwracając ku niemu twarz. Dopilnowała by jej uśmiech się poszerzył w miarę opadania brwi, jak gdyby wesołość zajmowała miejsce poprzedniej emocji w rytmie nowej informacji wsiąkającej w mózg.
I nie musiała nawet udawać wesołości. Drobny słowotok w jaki Noah zdał się wpędzić aktualnie rozbawił drobną Francuzeczkę w ten przyjazny, ciepły sposób, który uwielbiała czuć. Taki szczery sposób. Bo nawet jeśli ona była w swoim zachowaniu zmanierowana, jego reakcje były prawdziwe.
Co do tego Oriane nie miała wątpliwości.
Skąd tyle pewności? Nieregularny oddech na samym początku, zdecydowanie słyszalny z tak małej odległości, świadczył o jakimś stopniu stresu po którym nastąpił nadmiar słów brzmiący niemal jakby chłopak się przed nią tłumaczył. Dłonie zaciśnięte na książce jedynie dodawały Noah wiarygodności. Cała jego postawa, sposób mówienia, przekazywana treść - wszystko to dodatkowo utwierdziło Ori w przekonaniu, jakiego nabrała już w ogrodzie, że Noah był słodkim człowiekiem. Osobowość tkana na złotej osnowie; łatwo było takich rozpoznać po podatności na manipulację. Jak w badaniach nad złodziejstwem pośród wron, gdzie ptaki najuczciwsze okazały się najbardziej ufnymi, dobre osoby wykazywały zazwyczaj najwyższe stopnie łatwowierności.
Panienka Boleyn była na tyle samoświadoma na całe szczęście by aplikować tę zasadę także do samej siebie. Wiedziała, że doszukuje się w działaniach ludzi głębszych, egoistycznych celów bo sama jest wyrachowana; nasłuchiwała oznak nieszczerości bo skarmiała praktycznie wszystkich półprawdami i nieprawdami całkowitymi.
Kiedy pierwszy raz usłyszała o wynikach obserwacji zachowań pośród wron doszła do własnego, zapewne w dużej mierze uproszczonego, wniosku: że wszyscy uprawiają projekcję. Traktują innych jakby działali wedle tych samych wartości - dlatego najwięksi ptasi złodzieje pośród obserwowanych wron mieli najmniej ufności.
Może i cele Oriane związane z zaproponowanym spotkaniem świadczyły o wyrachowaniu. Chciała w końcu zbliżyć się do tego konkretnego człowieka z bardzo konkretnego powodu: dla odkrycia sekretu. Człowiek jest, stety bądź niestety, skomplikowanym zwierzęciem. Nawet taki człowiek, który właściwie w większej części jest magicznym stworzeniem niż człowiekiem.
Dlatego też Ori była szczerze zadowolona obrotem sprawy - bo rozwinęła się w niej jakaś ciekawość wobec Davenporta. Ciekawość, co dziwne, nie wiedziona jedynie dążeniem do celu.
- W takim razie kiedy mam się stawić w bibliotece? - odparła, równając z jego koleżeńskim tonem.
Chciała żeby to on wyznaczył datę, godzinę. Wiedziała bardzo dobrze jak powodzić końmi oraz chłopcami. Koń musi wiedzieć, że jeździec decyduje. Chłopiec musi myśleć, że to on decyduje.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.