19-05-2022, 02:25 PM
28 września, 14:15
Po dość intensywnym poranku, Maddie wybrała się na spacer po błoniach, korzystając z jednego z ostatnich ciepłych dni przed nadejściem pełni jesieni. Choć semestr dopiero się rozpoczynał i nijak nie dało się tego porównać z kotłem czerwcowych zaliczeń, dziewczyna dość silnie odczuwała, że owutemy deptały jej po piętach, a profesorowie próbowali upchać w ich głowach jak najwięcej wiedzy. Poniedziałki pod tym względem były szczególnie intensywne - gdyby dopchać do tego jeszcze Elki, miałaby dosłownie pełen zestaw jednego dnia. Cóż... przynajmniej ta partia zajęć była stosunkowo przyjemna.
Zaraz po obiedzie, Cromwell poszła do swojego dormitorium, by tam przebrać się w odrobinę bardziej komfortowy strój - czarne trampki, luźne jeansy i nieco zbyt dużą bluzę z motywem z albumu jednego z jej ulubionych zespołów (klik), dumnie wyszperaną w jakimś charity shopie. Pod kątem muzyki, nigdy nie potrafiła się ograniczać... przynajmniej pod kątem podziału na wykonawców magicznych i niemagicznych - względem lat i stylów, była dość wybredna. Liczyła, że po drodze na błonia wpadnie na kogoś znajomego i okaże się, że jej spacer jednak nie będzie samotny. Niestety, dotarłszy aż do jeziora, minęła jedynie kolegów spieszących do zamku w sobie tylko znanym celu. Choć dookoła nie brakowało innych uczniów, Maddie nie do końca miała ochotę wtryniać się w żadną z grupek - w końcu co to za przyjemność dołączać na trzeciego do randki, przyglądać się, jak Krukoni szykują esej na numerologię czy, broń Merlinie, dosiadać się do zblazowanego i wyciągniętego do słońca na polance stadka węży.
Ostatecznie, Gryfonka zatrzymała się nad brzegiem jeziora, przyglądając się z pewną dozą zainteresowania krążącym blisko mielizny, dość dużym rybom. Czyżby polowanie?
Po dość intensywnym poranku, Maddie wybrała się na spacer po błoniach, korzystając z jednego z ostatnich ciepłych dni przed nadejściem pełni jesieni. Choć semestr dopiero się rozpoczynał i nijak nie dało się tego porównać z kotłem czerwcowych zaliczeń, dziewczyna dość silnie odczuwała, że owutemy deptały jej po piętach, a profesorowie próbowali upchać w ich głowach jak najwięcej wiedzy. Poniedziałki pod tym względem były szczególnie intensywne - gdyby dopchać do tego jeszcze Elki, miałaby dosłownie pełen zestaw jednego dnia. Cóż... przynajmniej ta partia zajęć była stosunkowo przyjemna.
Zaraz po obiedzie, Cromwell poszła do swojego dormitorium, by tam przebrać się w odrobinę bardziej komfortowy strój - czarne trampki, luźne jeansy i nieco zbyt dużą bluzę z motywem z albumu jednego z jej ulubionych zespołów (klik), dumnie wyszperaną w jakimś charity shopie. Pod kątem muzyki, nigdy nie potrafiła się ograniczać... przynajmniej pod kątem podziału na wykonawców magicznych i niemagicznych - względem lat i stylów, była dość wybredna. Liczyła, że po drodze na błonia wpadnie na kogoś znajomego i okaże się, że jej spacer jednak nie będzie samotny. Niestety, dotarłszy aż do jeziora, minęła jedynie kolegów spieszących do zamku w sobie tylko znanym celu. Choć dookoła nie brakowało innych uczniów, Maddie nie do końca miała ochotę wtryniać się w żadną z grupek - w końcu co to za przyjemność dołączać na trzeciego do randki, przyglądać się, jak Krukoni szykują esej na numerologię czy, broń Merlinie, dosiadać się do zblazowanego i wyciągniętego do słońca na polance stadka węży.
Ostatecznie, Gryfonka zatrzymała się nad brzegiem jeziora, przyglądając się z pewną dozą zainteresowania krążącym blisko mielizny, dość dużym rybom. Czyżby polowanie?