20-05-2022, 11:53 PM
Relacja Valeriana i Petera od rozpoczęcia roku szkolnego zdawała się Gryfonowi nieco... Oziębła? Jednak nie był typem, który by dociekał. Raczej godził się na wiele rzeczy i płynął z prądem. A przynajmniej tak mniej więcej tłumaczył sobie niektóre rzeczy, kiedy tylko zaczynał tonąć i kiedy zrobienie z tym czegoś oznaczałoby nie tylko opuszczenie swojej strefy komfortu, ale wyruszenie na długą i daleką podróż bez niezbędnego do tego ekwipunku oraz umiejętności. Metaforyczną podróż, ale te czasem bywało dużo trudniejsze, niż te prawdziwe. Nie wspominając już o tym, że widoki były dużo, dużo gorsze.
Pozostawało mu być sobą, choć i w tym postanowił zrobić jeden, niewielki kroczek, by dociec, co właściwie się stało. Bez pytania, co się stało, rzecz jasna - nie tak to działa!
Gdy tylko wypatrzył Petera (po jednej ze wspólnych lekcji, zresztą), przysiadł na jednej z ławek na korytarzu, tuż obok niego, z dłońmi wciśniętymi w kieszeni spodni, bo jak to zwykle bywa w sytuacjach choćby nieznacznie nieprzyjemnych, należałoby coś zrobić z dłońmi. Osunął się nieco w siadzie, opierając się przy tym o ścianie, tworząc wokół siebie pewną iluzję wygody, która zostanie rozchwiana po paru minutach, kiedy jego własny kark miał zacząć wołać o pomoc.
- Hej. Co tam? - zapytał, jak osoba, która nie ma nic na sumieniu, ani poza nim, czyli kiedy cały umysł wypełnia jedynie przejmująca pustka.