10-07-2022, 12:13 AM
Położył rękę na sercu w odpowiedni na słowa Mickey'ego - tak dla odpowiedniego podkreślenia wzniosłości.
- Dokładnie tak, ale pamiętajmy, że otrzymanie odznaki mnie odmieniło. To znaczy, nigdy nie spadłem tak nisko jak Ian - tu zabrał rękę, by tym razem położyć dłoń bratu na ramieniu. - Ale teraz wiem, ile osób na mnie liczy. Że to co robię jest ważne... Warte poświęcenia...
Nie, absolutnie w to nie wierzył, jednak pokiwał jeszcze głową na znak zgody z samym sobą.
- No i łażenie po nocy, i łazienka prefektów są spoko.
Tak, zdaje się, że to jedyne realne powody, dla których jeszcze chciało mu się udawać przykładnego ucznia. To i straszenie niektórych szlabanami, czy ujemnymi punktami... Nawet jeśli czasem nie działało.
Z drugiej strony, o ile na początku szczerze cieszył się z odznaki i pewnej wyższości nad Ianem, zdążyło mu to przejść. Nie robiłoby mu najmniejszej różnicy, gdyby nagle z jakiegoś bzdurnego powodu odebrali mu status prefekta i wręczyli go jego bratu. To znaczy, temu właściwemu bratu. Jednak wkurzanie przykładnego, milutkiego Sherlocka, który mimo nieskazitelnej reputacji odznaki nie otrzymał - i Philip w swojej złośliwości liczył, że tak zostanie - było na wagę złota.
Na słowa Iana wzruszył jednak ramionami.
- Urok osobisty?
Szczerze nie wiedział, jaki plan stał za osobą, która wyznaczyła go na to stanowisko, ale nie zamierzał się z tym kłócić i tłumaczyć, że to nie najlepszy wybór.
Słysząc o wyścigach gumochłonów, zmarszczył lekko brwi, starając sobie wyobrazić, jak właściwie mogłyby się ścigać... Ta myśl była wystarczająco zachęcająca.
- One nie są jakieś... Wolne? Chyba, że im coś dali, żeby popierdalały.
Wszystko wyjaśniło się już przy stoisku, gdzie wyobrażenie popierdalających gumochłonów umarło. Miały jeść... Sałatę? Naprawdę? To tyle? Jednak już tu byli, a Philip zaplanował spróbować każdej gry co najmniej po razie.
- Dobra, biorę tamtego - ogłosił, wskazując na losowego gumochłona, który okazał się być Killerem. A przynajmniej tak był podpisany. - Wykończy tę sałatę... Najwyraźniej.
Wybrany gumochłon: Killer...
Bonus: brak
- Dokładnie tak, ale pamiętajmy, że otrzymanie odznaki mnie odmieniło. To znaczy, nigdy nie spadłem tak nisko jak Ian - tu zabrał rękę, by tym razem położyć dłoń bratu na ramieniu. - Ale teraz wiem, ile osób na mnie liczy. Że to co robię jest ważne... Warte poświęcenia...
Nie, absolutnie w to nie wierzył, jednak pokiwał jeszcze głową na znak zgody z samym sobą.
- No i łażenie po nocy, i łazienka prefektów są spoko.
Tak, zdaje się, że to jedyne realne powody, dla których jeszcze chciało mu się udawać przykładnego ucznia. To i straszenie niektórych szlabanami, czy ujemnymi punktami... Nawet jeśli czasem nie działało.
Z drugiej strony, o ile na początku szczerze cieszył się z odznaki i pewnej wyższości nad Ianem, zdążyło mu to przejść. Nie robiłoby mu najmniejszej różnicy, gdyby nagle z jakiegoś bzdurnego powodu odebrali mu status prefekta i wręczyli go jego bratu. To znaczy, temu właściwemu bratu. Jednak wkurzanie przykładnego, milutkiego Sherlocka, który mimo nieskazitelnej reputacji odznaki nie otrzymał - i Philip w swojej złośliwości liczył, że tak zostanie - było na wagę złota.
Na słowa Iana wzruszył jednak ramionami.
- Urok osobisty?
Szczerze nie wiedział, jaki plan stał za osobą, która wyznaczyła go na to stanowisko, ale nie zamierzał się z tym kłócić i tłumaczyć, że to nie najlepszy wybór.
Słysząc o wyścigach gumochłonów, zmarszczył lekko brwi, starając sobie wyobrazić, jak właściwie mogłyby się ścigać... Ta myśl była wystarczająco zachęcająca.
- One nie są jakieś... Wolne? Chyba, że im coś dali, żeby popierdalały.
Wszystko wyjaśniło się już przy stoisku, gdzie wyobrażenie popierdalających gumochłonów umarło. Miały jeść... Sałatę? Naprawdę? To tyle? Jednak już tu byli, a Philip zaplanował spróbować każdej gry co najmniej po razie.
- Dobra, biorę tamtego - ogłosił, wskazując na losowego gumochłona, który okazał się być Killerem. A przynajmniej tak był podpisany. - Wykończy tę sałatę... Najwyraźniej.
rozliczone