10-07-2022, 03:46 PM
Cokolwiek zagnało ją na dach odeszło wraz z kolejnym wydechem. Dziewczyna otworzyła oczy, spokojniejsza, z bystrzejszym okiem. Zamierzała zbadać nieco miejsce w którym się znalazła: jak bardzo było bezpieczne lub nie? Jak bardzo była widoczna przez okna? Hm, będzie musiała także kiedyś sprawdzić jak wyraźnie widać ten konkretny fragment dachu z poziomu błoni.
Wysunęła różdżkę z rękawa.
- Lumos.
Nic. Nic?
Oriane zmarszczyła czółko, parskając niecierpliwie pod nosem. Potrząsnęła różdżką. Poklepała nawet wolną dłonią po nadgarstku, jakby pojawienie się światła zależało od naładowania baterii w dłoni czy od czegoś w ten deseń. Była pewna, że dobrze rzuciła zaklęcie. W końcu nie jest aż tak durna, by pierwszoroczne zaklęcie zawalić! Z westchnieniem frustracji schowała bezużyteczny w tamtej chwili magiczny kijaszek z powrotem w zielony rękaw.
Zdecydowała zrzucić z włosów kaptur, odsłaniając pełnię swojego pola widzenia.
Chodziła w końcu na wysokich obcasach po cholernym dachu po zachodzie słońca. Mówiąc szczerze miała szczęście, że nic sobie nie zrobiła kiedy na ten dach niemal wbiegała.
Podeszła do kanciastego przejścia z lądowiska na schody. Bez poręczy wydawały się być węższe niż były w rzeczywistości. Rozbawiony półuśmieszek pojawił się na ustach dziewczyny na myśl, jak bardzo przerażająca musi to być miejscówka dla osób z lękiem wysokości.
Parę drobnych chmur, burych acz lekkich, jak puch młodego łabędzia, przesunęło się na niebie odkrywając blask księżyca któremu ledwie od paru dni ubywało krągłości. Połysk przyciągnął wzrok. Fakt, że zdawał się kryć pod dachówką w tak niebezpiecznej lokacji był najlepszą zanętą na pewną małą Boleynównę.
- D'accord - półgłosem odpowiedziała na nieme wyzwanie jakie rzucił połysk.
Odrzucając poły płaszcza wkroczyła na platformę schodów przed przerwą w blankach służącą za wejście na lądowisko. Przyklękła na jej krawędzi, ostrożnie spuściła stopy na dach, w pełni sadzając tyłek. Stabilność siedzącej pozycji wydawała się być najodpowiedniejsza.
Pochyliwszy się podważyła oburącz dachówkę; nie była chętna ryzykować palce. Wolała zniszczyć but. Przesunęła jedną ze stóp i, podciągnąwszy dachówkę nieco wyżej, wcisnęła czubek czółenka jak najbliżej trzymającej się dachu nasady, zasadniczo korzystając z własnej stopy jak z klinu.
Czując się pewniej prędko zanurkowała palcami w wąską przerwę, wyławiając czarną fiolkę. Wsunęła szkło w usta, chwytając je jedynie wargami, mentalnie pilnując się by nie rozwierać szczęki, nie pozwolić jej wsunąć się między zęby. Musiała jakoś sobie poradzić a ręce miała jedynie dwie - i potrzebowała obu by bezpiecznie opuścić dachówkę na właściwe miejsce. Ponownie podtrzymała ją oburącz; wycofała stopę, puściła poluzowany fragment zadaszenia. Wsunęła się głębiej na platformę, wspięła ostrożnie do pozycji stojącej. Nie mogła przecież osiąść na laurach kiedy wciąż istniała szansa na utratę równowagi i stoczenia się z dachu pierwszego piętra wprost do Styksu.
Wyciągnęła fiolkę z ust, wycofała się na lądowisko: tam mogła skupić się na oglądaniu zdobyczy bez obaw.
Ta-da! Nie tylko miała swoją nagrodę ale zachowała życie, oba buty, wszystkie palce i nawet nie zapowiadało się na siniaka.
(12+16=28, Ori odkrywa co jest w środku)
Wysunęła różdżkę z rękawa.
- Lumos.
Nic. Nic?
Oriane zmarszczyła czółko, parskając niecierpliwie pod nosem. Potrząsnęła różdżką. Poklepała nawet wolną dłonią po nadgarstku, jakby pojawienie się światła zależało od naładowania baterii w dłoni czy od czegoś w ten deseń. Była pewna, że dobrze rzuciła zaklęcie. W końcu nie jest aż tak durna, by pierwszoroczne zaklęcie zawalić! Z westchnieniem frustracji schowała bezużyteczny w tamtej chwili magiczny kijaszek z powrotem w zielony rękaw.
Zdecydowała zrzucić z włosów kaptur, odsłaniając pełnię swojego pola widzenia.
Chodziła w końcu na wysokich obcasach po cholernym dachu po zachodzie słońca. Mówiąc szczerze miała szczęście, że nic sobie nie zrobiła kiedy na ten dach niemal wbiegała.
Podeszła do kanciastego przejścia z lądowiska na schody. Bez poręczy wydawały się być węższe niż były w rzeczywistości. Rozbawiony półuśmieszek pojawił się na ustach dziewczyny na myśl, jak bardzo przerażająca musi to być miejscówka dla osób z lękiem wysokości.
Parę drobnych chmur, burych acz lekkich, jak puch młodego łabędzia, przesunęło się na niebie odkrywając blask księżyca któremu ledwie od paru dni ubywało krągłości. Połysk przyciągnął wzrok. Fakt, że zdawał się kryć pod dachówką w tak niebezpiecznej lokacji był najlepszą zanętą na pewną małą Boleynównę.
- D'accord - półgłosem odpowiedziała na nieme wyzwanie jakie rzucił połysk.
Odrzucając poły płaszcza wkroczyła na platformę schodów przed przerwą w blankach służącą za wejście na lądowisko. Przyklękła na jej krawędzi, ostrożnie spuściła stopy na dach, w pełni sadzając tyłek. Stabilność siedzącej pozycji wydawała się być najodpowiedniejsza.
Pochyliwszy się podważyła oburącz dachówkę; nie była chętna ryzykować palce. Wolała zniszczyć but. Przesunęła jedną ze stóp i, podciągnąwszy dachówkę nieco wyżej, wcisnęła czubek czółenka jak najbliżej trzymającej się dachu nasady, zasadniczo korzystając z własnej stopy jak z klinu.
Czując się pewniej prędko zanurkowała palcami w wąską przerwę, wyławiając czarną fiolkę. Wsunęła szkło w usta, chwytając je jedynie wargami, mentalnie pilnując się by nie rozwierać szczęki, nie pozwolić jej wsunąć się między zęby. Musiała jakoś sobie poradzić a ręce miała jedynie dwie - i potrzebowała obu by bezpiecznie opuścić dachówkę na właściwe miejsce. Ponownie podtrzymała ją oburącz; wycofała stopę, puściła poluzowany fragment zadaszenia. Wsunęła się głębiej na platformę, wspięła ostrożnie do pozycji stojącej. Nie mogła przecież osiąść na laurach kiedy wciąż istniała szansa na utratę równowagi i stoczenia się z dachu pierwszego piętra wprost do Styksu.
Wyciągnęła fiolkę z ust, wycofała się na lądowisko: tam mogła skupić się na oglądaniu zdobyczy bez obaw.
Ta-da! Nie tylko miała swoją nagrodę ale zachowała życie, oba buty, wszystkie palce i nawet nie zapowiadało się na siniaka.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.