10-07-2022, 04:59 PM
Płyn w fiolce przelewał się prędko, wodniście. Pozwalało to wykluczyć już z góry całkiem pokaźną ilość tak substancji jak eliksirów. Delikatnie podważyła paznokciem korek. Ciemność nie pozwoliła określić barwy, może poza faktem, że miała podbicia różowości? Czerwieni? Może nawet fioletu. Nie chcąc zanadto zbliżać twarzy do czegoś, co mogło być zasadniczo nawet mordercze, zawachlowała dłonią ponad otwarciem szklanej tubki naganiając ku sobie zapach.
Ach. Amortencja.
Nic innego nie mieszało w sobie zapachów lasu, końskiego potu, książek, ruty, majowych róż oraz nut alkoholi jakie lały się najczęściej w kasynie rodziców. Cóż, przynajmniej w odczuciu Oriane tak właśnie pachniała amortencja.
Ironia losu? Coś do podziwiania w tej sytuacji. Nie znaczyło to jednak, że dziewczynę interesowała zawartość fiolki. Ba, wręcz przeciwnie! Nagle sama fiolka z barwionego na czarno szkła stała się bardziej interesującą częścią znaleziska.
Nie wiedziała czy próbować się w to wgryźć: bo eliksir o mało moralnym działaniu, w opinii Oriane niewiele lepszy od standardowego Mickey Finna, znalazł się jakimś cudem na dachu.
Ale czy był on czyjąś aktualną własnością, ukrytą w dość interesującym miejscu w wyjątkowo niezdarny sposób, czy też był zapomnianym dawno wspomnieniem po poprzednich pokoleniach?
Nieważne co zdecyduje, nie chciała cudzej zguby ponownie osierocić.
Zanurkowała więc dłonią pod pelerynę, pod sukienkę i pod jedwabną podomkę zręcznie maskującą linie bielizny przed odbiciem na ubraniach; niewielka fiolka znalazła się w dobrze dopasowanym biustonoszu bez szans na ucieczkę.
Może i zabawne było jak dużo chodzi z lądowiska na schody, bo właśnie znów na nie wyszła; wspięła się na ich szczyt gdzie usiadła, opatulając szczelniej wełnianą peleryną. Pozwoliła jednak włosom falować nienaturalnie lekkim ruchem na delikatnych podmuchach wyjątkowo łagodnego wiatru. Zdawało się, że nawet noc będzie przyjazna jeśli chodziło o pogodę.
Zaczęła coś cicho nucić, pewna, że jest sama. Pośród ludzi raczej mało akceptowalne jest nagłe nucenie a tym bardziej wybuchanie pełnym śpiewem. Na pełną piosenkę mogła poczekać. Ha, miała nawet coś szczególnie przygotowanego, z nadzieją na podobną okazję.
Była w końcu prawdziwą siostrą swojego brata i też czasem miała ochotę płatać ludziom figle. Jak na przykład chować się wysoko, niezauważenie, i śpiewać o morderstwie pozwalając swojemu bezcielesnemu w percepcji słuchacza głosowi zmrozić krew w żyłach.
Na samą myśl chciało się chichotać.
Wpierw jednakże musiała wypatrzyć jakąś grupkę na błoniach. Nie będzie się przecież produkować na darmo!
Ach. Amortencja.
Nic innego nie mieszało w sobie zapachów lasu, końskiego potu, książek, ruty, majowych róż oraz nut alkoholi jakie lały się najczęściej w kasynie rodziców. Cóż, przynajmniej w odczuciu Oriane tak właśnie pachniała amortencja.
Ironia losu? Coś do podziwiania w tej sytuacji. Nie znaczyło to jednak, że dziewczynę interesowała zawartość fiolki. Ba, wręcz przeciwnie! Nagle sama fiolka z barwionego na czarno szkła stała się bardziej interesującą częścią znaleziska.
Nie wiedziała czy próbować się w to wgryźć: bo eliksir o mało moralnym działaniu, w opinii Oriane niewiele lepszy od standardowego Mickey Finna, znalazł się jakimś cudem na dachu.
Ale czy był on czyjąś aktualną własnością, ukrytą w dość interesującym miejscu w wyjątkowo niezdarny sposób, czy też był zapomnianym dawno wspomnieniem po poprzednich pokoleniach?
Nieważne co zdecyduje, nie chciała cudzej zguby ponownie osierocić.
Zanurkowała więc dłonią pod pelerynę, pod sukienkę i pod jedwabną podomkę zręcznie maskującą linie bielizny przed odbiciem na ubraniach; niewielka fiolka znalazła się w dobrze dopasowanym biustonoszu bez szans na ucieczkę.
Może i zabawne było jak dużo chodzi z lądowiska na schody, bo właśnie znów na nie wyszła; wspięła się na ich szczyt gdzie usiadła, opatulając szczelniej wełnianą peleryną. Pozwoliła jednak włosom falować nienaturalnie lekkim ruchem na delikatnych podmuchach wyjątkowo łagodnego wiatru. Zdawało się, że nawet noc będzie przyjazna jeśli chodziło o pogodę.
Zaczęła coś cicho nucić, pewna, że jest sama. Pośród ludzi raczej mało akceptowalne jest nagłe nucenie a tym bardziej wybuchanie pełnym śpiewem. Na pełną piosenkę mogła poczekać. Ha, miała nawet coś szczególnie przygotowanego, z nadzieją na podobną okazję.
Była w końcu prawdziwą siostrą swojego brata i też czasem miała ochotę płatać ludziom figle. Jak na przykład chować się wysoko, niezauważenie, i śpiewać o morderstwie pozwalając swojemu bezcielesnemu w percepcji słuchacza głosowi zmrozić krew w żyłach.
Na samą myśl chciało się chichotać.
Wpierw jednakże musiała wypatrzyć jakąś grupkę na błoniach. Nie będzie się przecież produkować na darmo!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.