11-07-2022, 01:11 AM
Drgnęła na bliski dźwięk, chrząknięcie jakby, czując chłodny dreszcz przebiegający od potylicy, przez kark, po sztywniejące w ułamku sekundy ramiona. Nagle czujna, gotowa się bronić choćby paznokciami i zębami, obejrzała się prędko za siebie.
Nie tylko nie było niebezpieczeństwa - na co ciało wyraźnie się rozluźniło - okaz, jaki dał o sobie znać był uciekającym po eliksirach chłopcem. Wrócił dobry humor. Oriane w końcu nie zamierzała martwić się tak drobną rzeczą jak ucieczka po eliksirach. Może się śpieszył, może źle się czuł, może był bardziej nieśmiały niż się zdawało.
Poza tym był miłym towarzystwem, przynajmniej dotychczas.
- Ach, monsieur Davenport! - rzuciła przyjaźnie z wesołym uśmiechem. Uniosła dłoń do ust, jakby chciała zakryć bezgłośny śmiech. Dwa opuszki palców delikatnie muskały górną wargę, policzki spęczniały szczerym rozbawieniem. - Powiedziałabym, że będzie to próżny trud, jeśli wziąć pod uwagę aktualny wynik dwa do dwóch.
Przesunęła się na podeście u szczytu schodów, robiąc obok siebie więcej miejsca. Poklepała lekko omszały kamień obok siebie bez słowa zapraszając młodego mężczyznę żeby sobie usiadł.
- Możemy jednak pobyć samotni razem, non? - powiedziała zamiast zaproszenia, rzucając mu jeszcze przeciągłe spojrzenie nim zwróciła się z powrotem ku panoramie szkolnych błoni.
Ciężko właściwie było powiedzieć kto tu był intruzem a kto nie. Niby jego samotnia, ale sam w końcu w ogrodzie mówił, że każdy ma prawo iść gdzie chce. Poza tym ona była tu pierwsza - tym razem to on wtargnął niemal bez słowa w jej rozmyślania.
I bardzo jednoznacznie mu pokazała, że go nie przegania ale także nie nakłania by został. Tak jak ona dostała wybór w Ogrodzie, tak i on teraz miał wybór: mógł zostać, mógł pójść. Mógł usiąść albo zboczyć w głąb lądowiska by usiąść w innym kącie dość rozległej samotni.
Ori w tym czasie, choć poświęciła sporą część uwagi nasłuchiwaniu Noahowej decyzji, poszukiwała bystrym okiem źródła oddalonych śmiechów; i w tym bystrym czarnym oku połyskiwał złośliwy chochlik, rozanielony na myśl o wypróbowaniu niepokojącej piosenki.
Tak! Oto zobaczyła kilka drobnych świateł. Prawdopodobnie uczniowie z różdżkami rozjarzonymi zaklęciem lumos. Ach! Niemalże zatarła ręce z ekscytacji! Tym razem to ona odchrząknęła - chciała w końcu czystego głosu, niesionego nocnym powietrzem jak zaśpiew morderczej a uwodzicielskiej nimfy usiłującej sprowadzić uczniów do Zakazanego Lasu na pewną śmierć.
Nie pomyślała w sumie całkiem, że śpiew 75-procentowej wili będzie aktualną zakusą na chłopca za jej plecami. Być może gdyby o tym pomyślała poczekałaby aż usiądzie. Zamiast tego wyprostowała się nieco bardziej by przepona oraz płuca miały więcej miejsca mimo siedzącej pozycji, splotła dłonie na podołku jak najgrzeczniejsza z dziewczynek, i zaczęła melodyjną narrację niepokojącej pioseneczki:
- Said my lord to my lady, as he mounted his horse:
"Beware of Long Lankin that lives in the moss."
Said my lord to my lady, as he rode away:
"Beware of Long Lankin that lives in the hay."
"Let the doors be all bolted and the windows all pinned
And leave not a hole for a mouse to creep in."
So he kissed his fair lady and he rode away
And he was in fair London before the break of day
Tlhe doors were all bolted and the windows all pinned
Except one little window wherе Long Lankin crept in
"Where's thе lord of this house?" Said Lankin
"He's away in fair London." said the false nurse to him
"Where's the little heir of this house?" said Lankin
"He's asleep in his cradle," said the false nurse to him
"We'll prick him, we'll prick him all over with a pin
And that'll make my lady to come down to him.'
So they pricked him, they pricked him all over with a pin
And the nurse held the basin for the blood to flow in.
Była już nieco za półmetkiem piosenki, skupiona bardzo na uczniakach. Chciała ich nastraszyć dla rozrywki, żadna wielka niegodziwość, nieprawdaż? Ot, psikusek.
Nie tylko nie było niebezpieczeństwa - na co ciało wyraźnie się rozluźniło - okaz, jaki dał o sobie znać był uciekającym po eliksirach chłopcem. Wrócił dobry humor. Oriane w końcu nie zamierzała martwić się tak drobną rzeczą jak ucieczka po eliksirach. Może się śpieszył, może źle się czuł, może był bardziej nieśmiały niż się zdawało.
Poza tym był miłym towarzystwem, przynajmniej dotychczas.
- Ach, monsieur Davenport! - rzuciła przyjaźnie z wesołym uśmiechem. Uniosła dłoń do ust, jakby chciała zakryć bezgłośny śmiech. Dwa opuszki palców delikatnie muskały górną wargę, policzki spęczniały szczerym rozbawieniem. - Powiedziałabym, że będzie to próżny trud, jeśli wziąć pod uwagę aktualny wynik dwa do dwóch.
Przesunęła się na podeście u szczytu schodów, robiąc obok siebie więcej miejsca. Poklepała lekko omszały kamień obok siebie bez słowa zapraszając młodego mężczyznę żeby sobie usiadł.
- Możemy jednak pobyć samotni razem, non? - powiedziała zamiast zaproszenia, rzucając mu jeszcze przeciągłe spojrzenie nim zwróciła się z powrotem ku panoramie szkolnych błoni.
Ciężko właściwie było powiedzieć kto tu był intruzem a kto nie. Niby jego samotnia, ale sam w końcu w ogrodzie mówił, że każdy ma prawo iść gdzie chce. Poza tym ona była tu pierwsza - tym razem to on wtargnął niemal bez słowa w jej rozmyślania.
I bardzo jednoznacznie mu pokazała, że go nie przegania ale także nie nakłania by został. Tak jak ona dostała wybór w Ogrodzie, tak i on teraz miał wybór: mógł zostać, mógł pójść. Mógł usiąść albo zboczyć w głąb lądowiska by usiąść w innym kącie dość rozległej samotni.
Ori w tym czasie, choć poświęciła sporą część uwagi nasłuchiwaniu Noahowej decyzji, poszukiwała bystrym okiem źródła oddalonych śmiechów; i w tym bystrym czarnym oku połyskiwał złośliwy chochlik, rozanielony na myśl o wypróbowaniu niepokojącej piosenki.
Tak! Oto zobaczyła kilka drobnych świateł. Prawdopodobnie uczniowie z różdżkami rozjarzonymi zaklęciem lumos. Ach! Niemalże zatarła ręce z ekscytacji! Tym razem to ona odchrząknęła - chciała w końcu czystego głosu, niesionego nocnym powietrzem jak zaśpiew morderczej a uwodzicielskiej nimfy usiłującej sprowadzić uczniów do Zakazanego Lasu na pewną śmierć.
Nie pomyślała w sumie całkiem, że śpiew 75-procentowej wili będzie aktualną zakusą na chłopca za jej plecami. Być może gdyby o tym pomyślała poczekałaby aż usiądzie. Zamiast tego wyprostowała się nieco bardziej by przepona oraz płuca miały więcej miejsca mimo siedzącej pozycji, splotła dłonie na podołku jak najgrzeczniejsza z dziewczynek, i zaczęła melodyjną narrację niepokojącej pioseneczki:
- Said my lord to my lady, as he mounted his horse:
"Beware of Long Lankin that lives in the moss."
Said my lord to my lady, as he rode away:
"Beware of Long Lankin that lives in the hay."
"Let the doors be all bolted and the windows all pinned
And leave not a hole for a mouse to creep in."
So he kissed his fair lady and he rode away
And he was in fair London before the break of day
Tlhe doors were all bolted and the windows all pinned
Except one little window wherе Long Lankin crept in
"Where's thе lord of this house?" Said Lankin
"He's away in fair London." said the false nurse to him
"Where's the little heir of this house?" said Lankin
"He's asleep in his cradle," said the false nurse to him
"We'll prick him, we'll prick him all over with a pin
And that'll make my lady to come down to him.'
So they pricked him, they pricked him all over with a pin
And the nurse held the basin for the blood to flow in.
Była już nieco za półmetkiem piosenki, skupiona bardzo na uczniakach. Chciała ich nastraszyć dla rozrywki, żadna wielka niegodziwość, nieprawdaż? Ot, psikusek.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.