12-07-2022, 12:28 AM
Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, czego w ciemności nocy mogła nie zauważyć i nadal wspinał się po schodach z prędkością mieszkańca domu starców.
- Masz niespodziewaną tendencję do pałania sympatią do tych samych miejsc, co ja. Co z tym zrobimy? - Absolutnie on tez jej nie wyganiał, miała przecież pełne prawo przebywać tam, gdzie chciała. Jedynie, ot, żartobliwie, acz z sympatią, zasugerował poszukanie jakiegoś rozwiązania tego nieistniejącego problemu.
Nie odpowiedział na jej pytanie, a jedynie jednokrotnie zaśmiał się przez nos, co zabrzmiało jak rozbawione sapnięcie. Nawet jeśli jakąkolwiek odpowiedź planował, to nie zdążył jej ułożyć na języku, zanim Oriane zupełnie dla niego nieoczekiwanie zaczęła... śpiewać. Uniósł brwi w zaskoczeniu i na moment aż się zatrzymał w swojej wspinaczce, bo naprawdę tego się nie spodziewał. A kiedy ponownie ruszył w górę, były to kroki nieco żwawsze, niż jeszcze przed chwilą, choć nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Może to przez stymulujące światło księżyca, a może przez samo wrażenie, że to Oriane w tej chwili stała się jego księżycem, który swoimi śpiewami kusił go tak samo, jak pełnia kusiła i wołała wilka. Coś jak... śpiew samej natury, przyciągająca energia sugerująca wolność i czystą radość życia.
Dopiero kiedy siadał obok niej na tym zwolnionym fragmencie schodka, zauważył gdzie dokładnie powędrował jej wzrok. Kilka jasnych punktów na błoniach, z daleka wyglądających jak świetliki, gdyby nie ciemne sylwetki rzucające odrobinę cienia dzięki jasności ubywającego księżyca, zatrzymało się nagle, poruszyło nieco gwałtowniej, po czym skupiło bliżej siebie. Po kolejnej sekundzie część z nich zniknęła, zostawiając tylko dwa punkciki, nagle znacznie bledsze, jakby noc pochłonęła ich energię. I zupełnie nieoczekiwanie te dwie kropeczki zaczęły poruszać się w szybkim tempie w kierunku zamku. Jeśli wcześniej towarzyszyły im jakieś śmiechy, to w tej chwili nie pozostało po nich nawet echo.
A sam Noah nie powstrzymał krótkiego, możliwie najbardziej bezgłośnego śmiechu, wyrywającego się przez nos, bo zagryzione na moment usta nie pozwoliły na jakiekolwiek werbalne ubarwienie wyraźnego rozbawienia. I dopóki Oriane nie zamilkła, nie odezwał się nawet słowem, śledząc światełka dopóty, dopóki nie zniknęły za krawędzią dachu. Wtedy zerknął na dziewczynę trochę z ukosa, czując jakby drżenie pod skórą, coś nie do końca obcego, ale trudnego do wyjaśnienia. Jakby to pełnia się zbliżała, choć księżyca ubywało.
- Interesujący dobór repertuaru na ten nocny recital. - Pochylił się nieznacznie w jej kierunku i odezwał prawie szeptem, kiedy już skończyła śpiewać. Nie chciał - w razie czego! - zdradzić nikomu ich obecności.
- Masz niespodziewaną tendencję do pałania sympatią do tych samych miejsc, co ja. Co z tym zrobimy? - Absolutnie on tez jej nie wyganiał, miała przecież pełne prawo przebywać tam, gdzie chciała. Jedynie, ot, żartobliwie, acz z sympatią, zasugerował poszukanie jakiegoś rozwiązania tego nieistniejącego problemu.
Nie odpowiedział na jej pytanie, a jedynie jednokrotnie zaśmiał się przez nos, co zabrzmiało jak rozbawione sapnięcie. Nawet jeśli jakąkolwiek odpowiedź planował, to nie zdążył jej ułożyć na języku, zanim Oriane zupełnie dla niego nieoczekiwanie zaczęła... śpiewać. Uniósł brwi w zaskoczeniu i na moment aż się zatrzymał w swojej wspinaczce, bo naprawdę tego się nie spodziewał. A kiedy ponownie ruszył w górę, były to kroki nieco żwawsze, niż jeszcze przed chwilą, choć nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Może to przez stymulujące światło księżyca, a może przez samo wrażenie, że to Oriane w tej chwili stała się jego księżycem, który swoimi śpiewami kusił go tak samo, jak pełnia kusiła i wołała wilka. Coś jak... śpiew samej natury, przyciągająca energia sugerująca wolność i czystą radość życia.
Dopiero kiedy siadał obok niej na tym zwolnionym fragmencie schodka, zauważył gdzie dokładnie powędrował jej wzrok. Kilka jasnych punktów na błoniach, z daleka wyglądających jak świetliki, gdyby nie ciemne sylwetki rzucające odrobinę cienia dzięki jasności ubywającego księżyca, zatrzymało się nagle, poruszyło nieco gwałtowniej, po czym skupiło bliżej siebie. Po kolejnej sekundzie część z nich zniknęła, zostawiając tylko dwa punkciki, nagle znacznie bledsze, jakby noc pochłonęła ich energię. I zupełnie nieoczekiwanie te dwie kropeczki zaczęły poruszać się w szybkim tempie w kierunku zamku. Jeśli wcześniej towarzyszyły im jakieś śmiechy, to w tej chwili nie pozostało po nich nawet echo.
A sam Noah nie powstrzymał krótkiego, możliwie najbardziej bezgłośnego śmiechu, wyrywającego się przez nos, bo zagryzione na moment usta nie pozwoliły na jakiekolwiek werbalne ubarwienie wyraźnego rozbawienia. I dopóki Oriane nie zamilkła, nie odezwał się nawet słowem, śledząc światełka dopóty, dopóki nie zniknęły za krawędzią dachu. Wtedy zerknął na dziewczynę trochę z ukosa, czując jakby drżenie pod skórą, coś nie do końca obcego, ale trudnego do wyjaśnienia. Jakby to pełnia się zbliżała, choć księżyca ubywało.
- Interesujący dobór repertuaru na ten nocny recital. - Pochylił się nieznacznie w jej kierunku i odezwał prawie szeptem, kiedy już skończyła śpiewać. Nie chciał - w razie czego! - zdradzić nikomu ich obecności.