12-07-2022, 12:29 AM
Nikt nie spodziewał się takiego wyścigu! Być może dlatego, że część uczniów, gdy tylko tu podchodziła, dosłownie wyobrażała sobie zgoła co innego... A jednak nie obrócili się na pięcie i trójka Ślizgonów z odwagą podeszła do rzuconego im przez los wyzwania! Kim byliby, gdyby poddali się na widok sałaty? Nikim! Oczywiście!
Zaraz po nich obstawiali z kolei nowi uczniowie Hogwartu, na szczęście niezgorszeni, ani nie zniechęceni panującymi tu zwyczajami. Wpasowali się idealnie - właściwie zdawali się zaadaptować nawet lepiej!
Gdy wszyscy zdążyli obstawić, jedna z osób obsługująca stoisko - bądźmy szczerzy, tak poważne przedsięwzięcie nie mogło być prowadzone przez jednego człowieka, to byłoby absurdalne - wstała, aby zaraz wskoczyć na stolik obok i klasnęła w dłonie w ramach próby skupienia uwagi nie tylko piątki uczniów przy stoisku, ale i wszystkich dookoła. Była to stosunkowo drobna kobieta o bogato obtatuowanych, umięśnionych rękach. Bogato nie tylko ze względu na ilość poszczególnych elementów, ale i kolory, wśród których przeważała czerwień i połyskujące złoto, przez co można byłoby podejrzewać, iż była kiedyś w Gryffindorze. A może ten dobór był podyktowany raz po raz ziejącym ogniem rogogonem węgierskim na jej prawym bicepsie? Jeżeli ktoś zdążył się zresztą przyjrzeć, ten jeszcze moment temu drzemał w tym samym miejscu, buchając jedynie dymem z nozdrzy. Teraz był rozjuszony - równie zaalarmowany zbliżającym się wyścigiem, co powinny być osoby, które postanowiły właśnie tu ulokować swoje oszczędności.
- Uwaga, uwaga! - zaczęła kobieta, głosem, którego najpewniej nikt się po niej nie spodziewał - donośnym i stosunkowo niskim, idealnym do wydzierania się na pół jarmarku. - Jesteście gotowi na pierwszy wyścig gumochłonów dzisiejszego dnia?
Nie łudziła się. Nie porywała tłumów. Nawet nie dała nikomu szansy na odpowiedź, żeby uniknąć niezręcznej ciszy, choć nie zdawała się być osobą, którą wzruszyłoby coś podobnego. Wyraźnie tryskała pewnością siebie i może właśnie dlatego część przechodniów zatrzymała się... Być może spodziewając się czegoś bardziej ekscytującego, niż zawody w jedzeniu sałaty.
Po chwili przeskoczyła na stolik obok - najwyraźniej była to jedyna opcja, w której mogłaby górować, nawet ponad dziećmi, ale osiągnęła zamierzony efekt. Osoby, które miały skupić na niej wzrok, właśnie to robiły. Albo co najmniej większość z nich. Nie mogła być pewna co do zachowania pięciorga uczniów, którzy postanowili obstawić zakłady. Równie dobrze mogli odejść popatrzeć na inne zabawy, albo gadać między sobą, albo robić sobie jakieś głupie żarty... Wiedziała jak to jest mieć te szesnaście lat i była zdecydowanie ponad próbami dotarcia do bandy nastolatków - najpewniej właśnie dlatego, że była niewiele starsza. Będą wystarczająco zainteresowani, żeby się skupić, to świetnie. Nie będą? Cóż, zostawili tu swoje pieniądze. To wystarczający sukces.
- Zaraz będziecie świadkami jednego z największych wyścigów tego jarmarku. Ujrzycie pożądanie, agresję w momencie rozszarpywania wszystkiego, co stanie na drodze tych wyjątkowych stworzeń!
Oczywiście jedynie sałata stała na ich drodze. Z pewnością ją rozszarpią, albo pochłoną w całości!
W międzyczasie gumochłony - pokryte brokatem, który miał im towarzyszyć przez resztę dnia, lub życia, jak to zwykle bywało z brokatem - zostały umieszczone na pięciu torach, a od liści sałaty dzieliły ich tylko drewniane deseczki. A jednak stworzenia wyraźnie wiedziały, co jest grane... Wszystkie zbliżyły się do deseczki, dzięki czemu co najmniej jedna rzecz stała się teraz jasna! Teraz każdy mógł wiedzieć, że część zwrócona ku desce nie jest odwłokiem.
Kobieta nie wyjęła różdżki. Jedynie machnęła ręką w górę, a deseczki podniosły się i gumochłony ruszyły!
Walka była zażarta. Rzuciły się równo i przez dłuższą chwilę nie było jasne, który z nich wygra. Właściwie wydawało się, że cala zabawa zakończy się remisem i... Właśnie, co wtedy?
Niespodziewanie G pochłonął kolejny liść sałaty w całości, wychodząc tym samym na prowadzenie! Wpieprzaj, jak dziki... Być może właśnie te słowa odbijały się echem w jego gumochłonowym umyśle... Albo i nie. Trudno powiedzieć.
Niespodziewanie wyprzedził go Goliath, który do tej pory zdawał się delektować liśćmi. Najwyraźniej uznał, że koniec z tym! Czas zdobyć to, po co tu przypełzł. Chwałę! Wiedział, że nie może przegrać z kimś takim, jak Leonardo, słyszał takie głosy nad sobą! Wiedział? A... Nikt nie mógł być tego pewien! Bez wątpienia nie miał pojęcia, kim do cholery jest Leonardo! Może dlatego postanowił roznieść całą konkurencję?
Reszta nie miała z nimi szans, jednak do samego końca nie było jasne, który był szybszy.
G i Goliath na zmianę wyprzedzali się w pochłanianiu sałaty, aż w końcu...!
Tak, to był remis!
Nie było na co czekać. Pozostałe gumochłony dojadały leniwie sałatę, gdy ta sama kobieta zeskoczyła ze stolika z dużym szklanym słojem tuż przed grupką obstawiających uczniów.
- Brawo, czyli będą dwie nagrody - rzuciła, skupiając wzrok to na Zofii, to na Ianie, wysuwając ku nim ręce ze słojem. - No to losujemy nagrody, sprawnie!
Zaraz po nich obstawiali z kolei nowi uczniowie Hogwartu, na szczęście niezgorszeni, ani nie zniechęceni panującymi tu zwyczajami. Wpasowali się idealnie - właściwie zdawali się zaadaptować nawet lepiej!
Gdy wszyscy zdążyli obstawić, jedna z osób obsługująca stoisko - bądźmy szczerzy, tak poważne przedsięwzięcie nie mogło być prowadzone przez jednego człowieka, to byłoby absurdalne - wstała, aby zaraz wskoczyć na stolik obok i klasnęła w dłonie w ramach próby skupienia uwagi nie tylko piątki uczniów przy stoisku, ale i wszystkich dookoła. Była to stosunkowo drobna kobieta o bogato obtatuowanych, umięśnionych rękach. Bogato nie tylko ze względu na ilość poszczególnych elementów, ale i kolory, wśród których przeważała czerwień i połyskujące złoto, przez co można byłoby podejrzewać, iż była kiedyś w Gryffindorze. A może ten dobór był podyktowany raz po raz ziejącym ogniem rogogonem węgierskim na jej prawym bicepsie? Jeżeli ktoś zdążył się zresztą przyjrzeć, ten jeszcze moment temu drzemał w tym samym miejscu, buchając jedynie dymem z nozdrzy. Teraz był rozjuszony - równie zaalarmowany zbliżającym się wyścigiem, co powinny być osoby, które postanowiły właśnie tu ulokować swoje oszczędności.
- Uwaga, uwaga! - zaczęła kobieta, głosem, którego najpewniej nikt się po niej nie spodziewał - donośnym i stosunkowo niskim, idealnym do wydzierania się na pół jarmarku. - Jesteście gotowi na pierwszy wyścig gumochłonów dzisiejszego dnia?
Nie łudziła się. Nie porywała tłumów. Nawet nie dała nikomu szansy na odpowiedź, żeby uniknąć niezręcznej ciszy, choć nie zdawała się być osobą, którą wzruszyłoby coś podobnego. Wyraźnie tryskała pewnością siebie i może właśnie dlatego część przechodniów zatrzymała się... Być może spodziewając się czegoś bardziej ekscytującego, niż zawody w jedzeniu sałaty.
Po chwili przeskoczyła na stolik obok - najwyraźniej była to jedyna opcja, w której mogłaby górować, nawet ponad dziećmi, ale osiągnęła zamierzony efekt. Osoby, które miały skupić na niej wzrok, właśnie to robiły. Albo co najmniej większość z nich. Nie mogła być pewna co do zachowania pięciorga uczniów, którzy postanowili obstawić zakłady. Równie dobrze mogli odejść popatrzeć na inne zabawy, albo gadać między sobą, albo robić sobie jakieś głupie żarty... Wiedziała jak to jest mieć te szesnaście lat i była zdecydowanie ponad próbami dotarcia do bandy nastolatków - najpewniej właśnie dlatego, że była niewiele starsza. Będą wystarczająco zainteresowani, żeby się skupić, to świetnie. Nie będą? Cóż, zostawili tu swoje pieniądze. To wystarczający sukces.
- Zaraz będziecie świadkami jednego z największych wyścigów tego jarmarku. Ujrzycie pożądanie, agresję w momencie rozszarpywania wszystkiego, co stanie na drodze tych wyjątkowych stworzeń!
Oczywiście jedynie sałata stała na ich drodze. Z pewnością ją rozszarpią, albo pochłoną w całości!
W międzyczasie gumochłony - pokryte brokatem, który miał im towarzyszyć przez resztę dnia, lub życia, jak to zwykle bywało z brokatem - zostały umieszczone na pięciu torach, a od liści sałaty dzieliły ich tylko drewniane deseczki. A jednak stworzenia wyraźnie wiedziały, co jest grane... Wszystkie zbliżyły się do deseczki, dzięki czemu co najmniej jedna rzecz stała się teraz jasna! Teraz każdy mógł wiedzieć, że część zwrócona ku desce nie jest odwłokiem.
Kobieta nie wyjęła różdżki. Jedynie machnęła ręką w górę, a deseczki podniosły się i gumochłony ruszyły!
Walka była zażarta. Rzuciły się równo i przez dłuższą chwilę nie było jasne, który z nich wygra. Właściwie wydawało się, że cala zabawa zakończy się remisem i... Właśnie, co wtedy?
Niespodziewanie G pochłonął kolejny liść sałaty w całości, wychodząc tym samym na prowadzenie! Wpieprzaj, jak dziki... Być może właśnie te słowa odbijały się echem w jego gumochłonowym umyśle... Albo i nie. Trudno powiedzieć.
Niespodziewanie wyprzedził go Goliath, który do tej pory zdawał się delektować liśćmi. Najwyraźniej uznał, że koniec z tym! Czas zdobyć to, po co tu przypełzł. Chwałę! Wiedział, że nie może przegrać z kimś takim, jak Leonardo, słyszał takie głosy nad sobą! Wiedział? A... Nikt nie mógł być tego pewien! Bez wątpienia nie miał pojęcia, kim do cholery jest Leonardo! Może dlatego postanowił roznieść całą konkurencję?
Reszta nie miała z nimi szans, jednak do samego końca nie było jasne, który był szybszy.
G i Goliath na zmianę wyprzedzali się w pochłanianiu sałaty, aż w końcu...!
Tak, to był remis!
Nie było na co czekać. Pozostałe gumochłony dojadały leniwie sałatę, gdy ta sama kobieta zeskoczyła ze stolika z dużym szklanym słojem tuż przed grupką obstawiających uczniów.
- Brawo, czyli będą dwie nagrody - rzuciła, skupiając wzrok to na Zofii, to na Ianie, wysuwając ku nim ręce ze słojem. - No to losujemy nagrody, sprawnie!