12-07-2022, 01:06 AM
- Osobiście rozumiem o czym mówisz doskonale - zgodziła się z dłonią na mostku, podkreślając jeszcze słowa kiwaniem głowy. - Pascal jednak zdaje się adaptować doskonale.
Zerknęła ku bratu z troskliwym uśmiechem, jakby była dumna, że radzi sobie lepiej. Nie potrafiła mu zazdrościć. Była szczęśliwa kiedy przeżywał sukcesy, cieszyła się kiedy on się cieszył. Jeśli w ich całej rodzinie istniało coś nie-toksycznego była to zdecydowanie troska; miłość rodzinna.
Wyłapawszy w następnej wypowiedzi dziewczyny nawiązanie do Biblii rozejrzała się teatralnie po okolicy.
- Nie widzę też żadnych proc - dodała z udawaną powagą, zaraz znów rozjaśniając się w uśmiechu.
Nie było nawet czasu powiedzieć nic więcej: wytatuowana kobieta rozpoczęła show. I kiedy gumochłony zostały poszczute na sałatę Oriane nawet zdecydowała się kibicować Goliathowi, na przekór Pascalowi oczywiście.
- Tchin tchin Goliath!
Nieważne, jak głupio musiało to wyglądać. Byli na jarmarku żeby się bawić i głupkowate kibicowanie gumochłonowi doskonale się w tę definicję wpasowywało.
Ha! Miała rację co do Goliatha! Nawet jeśli nic nie wygrała czuła się jak wygrana. Owszem, element utarcia nosa Asowi też miał w tym swój udział. Położyła dłoń na ramieniu brata, kręcąc głową w przesadzonym współczuciu, podśmiewając się pod nosem.
- Może następnym razem, mon frère. - Zwróciła się następnie do Sophie. - Gratulacje! I szczęścia przy losowaniu nagrody!
Zamierzała od razu postawić na jakiegoś gumochłona, niech tylko nieco przycichnie wrzawa i nagrody się rozlosują. Może Bob? Bob brzmi na robala z bezdennym żołądkiem...
Zerknęła ku bratu z troskliwym uśmiechem, jakby była dumna, że radzi sobie lepiej. Nie potrafiła mu zazdrościć. Była szczęśliwa kiedy przeżywał sukcesy, cieszyła się kiedy on się cieszył. Jeśli w ich całej rodzinie istniało coś nie-toksycznego była to zdecydowanie troska; miłość rodzinna.
Wyłapawszy w następnej wypowiedzi dziewczyny nawiązanie do Biblii rozejrzała się teatralnie po okolicy.
- Nie widzę też żadnych proc - dodała z udawaną powagą, zaraz znów rozjaśniając się w uśmiechu.
Nie było nawet czasu powiedzieć nic więcej: wytatuowana kobieta rozpoczęła show. I kiedy gumochłony zostały poszczute na sałatę Oriane nawet zdecydowała się kibicować Goliathowi, na przekór Pascalowi oczywiście.
- Tchin tchin Goliath!
Nieważne, jak głupio musiało to wyglądać. Byli na jarmarku żeby się bawić i głupkowate kibicowanie gumochłonowi doskonale się w tę definicję wpasowywało.
Ha! Miała rację co do Goliatha! Nawet jeśli nic nie wygrała czuła się jak wygrana. Owszem, element utarcia nosa Asowi też miał w tym swój udział. Położyła dłoń na ramieniu brata, kręcąc głową w przesadzonym współczuciu, podśmiewając się pod nosem.
- Może następnym razem, mon frère. - Zwróciła się następnie do Sophie. - Gratulacje! I szczęścia przy losowaniu nagrody!
Zamierzała od razu postawić na jakiegoś gumochłona, niech tylko nieco przycichnie wrzawa i nagrody się rozlosują. Może Bob? Bob brzmi na robala z bezdennym żołądkiem...
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.