12-07-2022, 07:41 PM
Przez całą rozmowę skakała wzrokiem pomiędzy Pascalem a Oriane. Nie wiedziała, czy są bliźniętami, czy po prostu rodzeństwem; ale dogadywali się, że aż miło się na to patrzyło. Właśnie takie rodzinne relacje sprawiały, że żałowała braku rodzeństwa.
Znaczy, zawsze jest szansa, że trafi się jakiś pół-brat czy siostra po wyskokach ojca, ale nie była pewna czy chciałaby mieć wtedy z nim kontakt. Cóż, z wiadomych przyczyn.
- Serio? Zazdroszczę, naprawdę.- zwróciła się, po słowach Pascala, z podziwem do Oriane. Mimo, jak sama stwierdziła, jeszcze się nie odnalazła, a i tak utrzymuje gęsto utkany dywanik codzienności w ryzach. Godne podziwu, szczególnie dla Zosi- Ja dalej mam problem ze zbudowaniem nowej rutyny w nowym miejscu; Ale, pracuję nad tym, już bliżej niż dalej! - powiedziała z werwą w głosie. Nie każdy ma łatwość aklimatyzacji, a ona dalej patrzy po złych szafkach szukając swoich rzeczy. No ale bliżej niż dalej, prawda?
W duchu ucieszyła się, że wychwycili jej nawiązanie. Czasami miała wrażenie, że wychodziła na dziwaka nawiązując do niemagicznych elementów kultury- kultury, która jest dla niej mimo wszystko nowa i fascynująca! Dlatego odniosła wrażenie, że być może, przynajmniej w ich towarzystwie, nie będzie musiała się martwić o odbiór jej nawiązań do innych książek.
Nie było co prawda czasu na dalszą rozmowę w tym kierunku, bo oto zaczął się wyścig!
Nie zdawała sobie sprawy, że oglądanie jak ślimakopodobne istoty jedzą sałatę mogą uruchomić w niej takie pokłady energii. Aż nią trzęsło z ekscytacji jak G i Goliath naprzemian wychodzili na prowadzenie.
Już kawałek, już gryz!
Skończyli! Oboje! W tym samym czasie!
Aż krzyknęła jak to do niej dotarło. Jej ślimak zjadł sałatę najszybciej! To jej szczęśliwy dzień na loteriach!
Z uśmiechem dziecka i ekscytacją wypisaną na twarzy popatrzyła na Orianę i Pascala. Mogła wyglądać nawet trochę zabawnie, ale chyba ją to nie interesowało- bawiła się świetnie, i nie miała zamiaru sobie tego odbierać poważnymi minami.
Spojrzała na chłopaka, który razem z nią obstawił zwycięskie gumochłony. Skinęła mu głową w ramach gratulacji, bo jednak stali od siebie trochę za daleko na krzyczenie do siebie.
Następnie wytatuowana kobieta podsunęła słój do losowania nagród.
Całkowicie zapomniała o nagrodach z tego całego kibicowania.
Zanurzyła rękę w słoju, z jakiegoś powodu zamykając przy tym oczy. Pomieszała, pomieszała, i po króciutkiej chwili wyciągnęła karteczkę.
- Uu! Sakiewka bez dna...!- powiedziała, pokazując kobiecie karteczkę. Na Bogów, to naprawdę jej szczęśliwy dzień, zawsze chciała taką sakiewkę! Zerknęła za kobietę, na wystawione nagrody. Jeśli dobrze widziała, sakiewki występowały w dwóch kolorach- czerwonym i fioletowym.
- Czerwoną poproszę, jeśli można! - dodała ucieszona, przyklaskując w dłonie.
Teraz będzie miała gdzie pomieścić swoje rzeczy! Oh, i Tuptusia też tam schowa!
Rzeczy, no tak.
- Właśnie, Pascal - powiedziała, zwracając się do kolegi - mam coś dla Ciebie.
Po czym wyciągnęła małe zawiniątko, a w nim komplet składający się z dwóch bransoletek przyjaźni. Rozdzieliła je, a jedną wręczyła mu.
- Umm - zaczęła, a raczej nie wiedziała jak zacząć - Um, no. Bransoletki przyjaźni. Pokazują kolorkiem jak się czuje ta druga osoba. Nie mam za dużo bliskich w Hogwarcie, a jak je zobaczyłam to byłeś jedną z osób o których pomyślałam! Więc, no, ten. Proszę, to dla Ciebie.
Na koniec uśmiechnęła się szeroko, ale widać że się stresuje.
Lubiła dawać prezenty! Ale to takie stresujące!
Rzut kością na nagrodę: 6
Nagroda: Sakiewka bez dna (Czerwona)
Zadanie: [9] Friendship is Magic
Uczestnicy: Pascal Boleyn
Dodatkowe informacje: Mam nadzieję że ją przyjmie, albo chociaż jej nie wyrzuci na moich oczach czy coś.
Znaczy, zawsze jest szansa, że trafi się jakiś pół-brat czy siostra po wyskokach ojca, ale nie była pewna czy chciałaby mieć wtedy z nim kontakt. Cóż, z wiadomych przyczyn.
- Serio? Zazdroszczę, naprawdę.- zwróciła się, po słowach Pascala, z podziwem do Oriane. Mimo, jak sama stwierdziła, jeszcze się nie odnalazła, a i tak utrzymuje gęsto utkany dywanik codzienności w ryzach. Godne podziwu, szczególnie dla Zosi- Ja dalej mam problem ze zbudowaniem nowej rutyny w nowym miejscu; Ale, pracuję nad tym, już bliżej niż dalej! - powiedziała z werwą w głosie. Nie każdy ma łatwość aklimatyzacji, a ona dalej patrzy po złych szafkach szukając swoich rzeczy. No ale bliżej niż dalej, prawda?
W duchu ucieszyła się, że wychwycili jej nawiązanie. Czasami miała wrażenie, że wychodziła na dziwaka nawiązując do niemagicznych elementów kultury- kultury, która jest dla niej mimo wszystko nowa i fascynująca! Dlatego odniosła wrażenie, że być może, przynajmniej w ich towarzystwie, nie będzie musiała się martwić o odbiór jej nawiązań do innych książek.
Nie było co prawda czasu na dalszą rozmowę w tym kierunku, bo oto zaczął się wyścig!
Nie zdawała sobie sprawy, że oglądanie jak ślimakopodobne istoty jedzą sałatę mogą uruchomić w niej takie pokłady energii. Aż nią trzęsło z ekscytacji jak G i Goliath naprzemian wychodzili na prowadzenie.
Już kawałek, już gryz!
Skończyli! Oboje! W tym samym czasie!
Aż krzyknęła jak to do niej dotarło. Jej ślimak zjadł sałatę najszybciej! To jej szczęśliwy dzień na loteriach!
Z uśmiechem dziecka i ekscytacją wypisaną na twarzy popatrzyła na Orianę i Pascala. Mogła wyglądać nawet trochę zabawnie, ale chyba ją to nie interesowało- bawiła się świetnie, i nie miała zamiaru sobie tego odbierać poważnymi minami.
Spojrzała na chłopaka, który razem z nią obstawił zwycięskie gumochłony. Skinęła mu głową w ramach gratulacji, bo jednak stali od siebie trochę za daleko na krzyczenie do siebie.
Następnie wytatuowana kobieta podsunęła słój do losowania nagród.
Całkowicie zapomniała o nagrodach z tego całego kibicowania.
Zanurzyła rękę w słoju, z jakiegoś powodu zamykając przy tym oczy. Pomieszała, pomieszała, i po króciutkiej chwili wyciągnęła karteczkę.
- Uu! Sakiewka bez dna...!- powiedziała, pokazując kobiecie karteczkę. Na Bogów, to naprawdę jej szczęśliwy dzień, zawsze chciała taką sakiewkę! Zerknęła za kobietę, na wystawione nagrody. Jeśli dobrze widziała, sakiewki występowały w dwóch kolorach- czerwonym i fioletowym.
- Czerwoną poproszę, jeśli można! - dodała ucieszona, przyklaskując w dłonie.
Teraz będzie miała gdzie pomieścić swoje rzeczy! Oh, i Tuptusia też tam schowa!
Rzeczy, no tak.
- Właśnie, Pascal - powiedziała, zwracając się do kolegi - mam coś dla Ciebie.
Po czym wyciągnęła małe zawiniątko, a w nim komplet składający się z dwóch bransoletek przyjaźni. Rozdzieliła je, a jedną wręczyła mu.
- Umm - zaczęła, a raczej nie wiedziała jak zacząć - Um, no. Bransoletki przyjaźni. Pokazują kolorkiem jak się czuje ta druga osoba. Nie mam za dużo bliskich w Hogwarcie, a jak je zobaczyłam to byłeś jedną z osób o których pomyślałam! Więc, no, ten. Proszę, to dla Ciebie.
Na koniec uśmiechnęła się szeroko, ale widać że się stresuje.
Lubiła dawać prezenty! Ale to takie stresujące!