godzina 08:30
Klasa nigdy nie zdawała się aż tak ciemna. A jednak niemal miesiąc temu nastała jesień. Uczniowie byli przyzwyczajeni do ponurych, zimnych korytarzy oraz sal, a także nieprzyjaznego widoku za oknami. Słońcu jeszcze nie udało przedrzeć się przez dzisiejsze gęste, niskie, ciemne chmury. Taka pogoda nie sprzyjała dobremu nastrojowi. U niektórych budziła lenistwo i niechęć do zajęcia się czymkolwiek, u innych z kolei uczucie niepokoju, który kłębił się wewnątrz młodych umysłów, aż w końcu pojawiała się myśl, że coś jest nie tak.
Coś było dziś nie tak.
Kątem oka zauważyła ruch. Podniosła wzrok na zdobione sklepienie, na którym z pewnością zdarzało się jej bezwiednie zawieszać wzrok przez lata nauki. Większość uczniów pewnie znała tu każdą krzywiznę, każdą rysę oraz zabrudzenie o niejasnym pochodzeniu - czy sięgało czasów walk i stanowiło pamiątkę po czyjejś śmierci, czy raczej to któryś z obecnych roczników wpadł na coś niemądrego, choć wręcz kontrastująco do pierwszej opcji, niewinnego?
Każdy z tych szczegółów stał się teraz absolutnie nieistotny oraz niewidoczny. Nigdy nie pomyślała, aby znana część sali mogła stać się tłem dla czegoś podobnego - czymkolwiek to było. Właściwie można byłoby liczyć na to, że żaden z obecnych uczniów Hogwartu nie wyobrażał sobie niczego podobnego.
Z pewnością po raz pierwszy czuła się w tej sali tak nieswojo. Nie było to wyrwanie z zamyślenia do pytania, ani nawet złośliwości, jakich mogłaby doświadczyć od nauczycieli, czy też innych uczniów. W momencie poczuła, jak każdy mięsień jej ciała staje się spięty, a ona sama poczuła się sparaliżowana, wpatrując się w górę - na widok, od którego nie potrafiła odwrócić wzroku, a który sprowokował gonitwę niejasnych i niespójnych myśli. Namiastkę poczucia bezpieczeństwa mogła dawać jej jedynie przejmująca cisza, która jednak nadawała całej tej scenie tym większej grozy. Mogła być pewna, że była tu sama, jeśli nie liczyć osób, na które właśnie patrzyła. A jednak nie mogła być pewna, że nie jest tu całkiem sama… Owszem, widziała ciała, ale nic nie wskazywało na funkcje życiowe żadnego z nich. Nie z tej odległości. Z drugiej jednak strony, nie zauważyła też niczego, co mogłoby jasno wskazywać na to, by osoby, które kojarzyła ze szkolnych korytarzy były martwe. Widok pozostawiał jej pole do własnej interpretacji.
Trzy ciała dryfowały bezwładnie tuż pod sufitem, jakby rozłożone płasko na tafli nieistniejącej wody, która miała sięgać niemal samego szczytu sali. Byłoby w tym widoku coś kojącego, gdyby nie jego nienaturalność. Młodzi mężczyźni mogliby zdawać się zrelaksowani, drzemiąc w powietrzu, gdyby nie pewność, że nie byli tu na swoje własne życzenie. Co właściwie się wydarzyło? Kto mógł za tym stać? I jaki miał być kolejny ruch?
Aspasia Avery była tu pierwsza. To ona ujrzała troje uczniów po raz pierwszy po ataku.
z/t