08-08-2022, 09:55 PM
W zasadzie nawet miała rację, łajnobomba byłaby gorsza. Albo... Cokolwiek wonnego w sumie. Poza tym brokat nie był tak zły, z czasem jak był wszędzie to wkurwiał, ale może i płaszczowi doda uroku? Życzyła Zofii by dodał, ostatecznie, jak wytrzepie go z nadmiarów kiedyś.
- W sumie to tak - przyznała więc zgodnie, skinąwszy głową.
Absolutnie komfortowa ze swoim niezbyt dużym wygadaniem podążyła za Zofią, zaciekawiona zdecydowanie bardziej jej osobą niż czymkolwiek dookoła. Starała się nie gapić, wiadomo, ale jej pełne skupienie było wokół niej. Jaka była, co lubiła? Jakim była człowiekiem i czy warto było grzebać i poznać odpowiedź, czy lepiej zostawić to w sferze tajemnicy?
Nie lubiła tajemnic, póki to nie były jej tajemnice przed kimś.
- Aa, rozumiem. To pewnie z rodziną, czy do kogoś? - Absolutnie nie widziała problemu w dopytywaniu, najwyżej nic się nie dowie. - Dziwnie pewnie jest tak w połowie nagle do obcego miejsca przyjechać, wszyscy się znają, jakieś gangi, grupki wzajemnego uwielbienia, nie wiadomo z kim powinno się rozmawiać, a z kim niekoniecznie, bo to żmije.
Szczere, tak, może też przy tym surowe aż nazbyt, ale do zbyt wielu była nastawiona właśnie w ten sposób. Paradoksalnie to ona tu była z domu węża, ale jakoś nie widziała siebie jako wroga innych. Była nim jeśli musiałaby się bronić. Lubiła utożsamiać się z wężem, który atakuje tylko sprowokowany, niż który się zakrada by zabić dla własnej sprawy. Mówiąc to wszystko metaforycznie, naturalnie.
- Też jeden - rzuciła, niewiele myśląc i podając panu pieniądze. Właściwie to nie lubiła tych pierdół loteriowych, ale nie chciała wyjść jakby skąpiła, i też jakoś tak nieświadomie poczuła pewnego rodzaju presję. Niby mówiła wiele, jak to się nie dopasowuje do ludzi i jest sama sobie, wolna, niezależna, jednak umykało nie raz jej uwadze, że jednak pewne mechanizmy potrzeby przynależenia w pewien sposób zostały.
Wzięła do ręki paczuszkę, w której nie miała pojęcia co było. Coś... Małego, tyle tylko. Uniosła do ucha, leciutko potrząsając, żeby nic nie uszkodzić, ale słyszeć czy coś tam usłyszy. Ale nic nie usłyszała więc wzruszyła ramieniem i schowała do torebki.
- Nie mam pojęcia, ale jak to znowu wybuchający brokat, nie będę teraz tego otwierać - rzuciła z krzywym uśmiechem. - Upał nie jest taki zły, jeszcze zatęsknisz. Tu wiecznie jest tak dość wilgotno, raczej gorąco to nie bywa. Za to zimno bardzo często, przekonasz się.
Jej zdaniem przynajmniej, niby nie marzła jakoś bardzo, ale dobrze odnajdywała się w wysokich temperaturach, lubiła ciepełko, a było go malutko. Bez sensu...
- Chyba lubisz takie gry szczęścia, co? - Rzuciła, zerkając na nią, bo to już druga gra według jej wiedzy, przy jakiej była.
Nagroda w loterii: 34 - Pudełko niespodzianka (po dwóch przerzutach, 16 PF)
- W sumie to tak - przyznała więc zgodnie, skinąwszy głową.
Absolutnie komfortowa ze swoim niezbyt dużym wygadaniem podążyła za Zofią, zaciekawiona zdecydowanie bardziej jej osobą niż czymkolwiek dookoła. Starała się nie gapić, wiadomo, ale jej pełne skupienie było wokół niej. Jaka była, co lubiła? Jakim była człowiekiem i czy warto było grzebać i poznać odpowiedź, czy lepiej zostawić to w sferze tajemnicy?
Nie lubiła tajemnic, póki to nie były jej tajemnice przed kimś.
- Aa, rozumiem. To pewnie z rodziną, czy do kogoś? - Absolutnie nie widziała problemu w dopytywaniu, najwyżej nic się nie dowie. - Dziwnie pewnie jest tak w połowie nagle do obcego miejsca przyjechać, wszyscy się znają, jakieś gangi, grupki wzajemnego uwielbienia, nie wiadomo z kim powinno się rozmawiać, a z kim niekoniecznie, bo to żmije.
Szczere, tak, może też przy tym surowe aż nazbyt, ale do zbyt wielu była nastawiona właśnie w ten sposób. Paradoksalnie to ona tu była z domu węża, ale jakoś nie widziała siebie jako wroga innych. Była nim jeśli musiałaby się bronić. Lubiła utożsamiać się z wężem, który atakuje tylko sprowokowany, niż który się zakrada by zabić dla własnej sprawy. Mówiąc to wszystko metaforycznie, naturalnie.
- Też jeden - rzuciła, niewiele myśląc i podając panu pieniądze. Właściwie to nie lubiła tych pierdół loteriowych, ale nie chciała wyjść jakby skąpiła, i też jakoś tak nieświadomie poczuła pewnego rodzaju presję. Niby mówiła wiele, jak to się nie dopasowuje do ludzi i jest sama sobie, wolna, niezależna, jednak umykało nie raz jej uwadze, że jednak pewne mechanizmy potrzeby przynależenia w pewien sposób zostały.
Wzięła do ręki paczuszkę, w której nie miała pojęcia co było. Coś... Małego, tyle tylko. Uniosła do ucha, leciutko potrząsając, żeby nic nie uszkodzić, ale słyszeć czy coś tam usłyszy. Ale nic nie usłyszała więc wzruszyła ramieniem i schowała do torebki.
- Nie mam pojęcia, ale jak to znowu wybuchający brokat, nie będę teraz tego otwierać - rzuciła z krzywym uśmiechem. - Upał nie jest taki zły, jeszcze zatęsknisz. Tu wiecznie jest tak dość wilgotno, raczej gorąco to nie bywa. Za to zimno bardzo często, przekonasz się.
Jej zdaniem przynajmniej, niby nie marzła jakoś bardzo, ale dobrze odnajdywała się w wysokich temperaturach, lubiła ciepełko, a było go malutko. Bez sensu...
- Chyba lubisz takie gry szczęścia, co? - Rzuciła, zerkając na nią, bo to już druga gra według jej wiedzy, przy jakiej była.
rozliczone i dodane do kuferka