09-08-2022, 12:26 AM
Billy miał obojętny stosunek do regulaminu szkolnego. Nie łamał go nigdy dla sportu - z tego, co wiedział zdarzali się i tacy - ale też nie przejmował się nim szczególnie, jeżeli stał mu na drodze w realizacji jakichś planów. Był to był, ale Billy nie szanował go na tyle, by z jego powodu rezygnować z przedsięwziętych działań. Jeżeli już brał pod uwagę zasady, to po to, by wykorzystać je na swoją korzyść. Tej nocy szkole zakazy były mu po części na rękę. W końcu gdyby nie cisza nocna, nie mógłby liczyć na to, że w bibliotece nikogo nie będzie.
Za pewne większość uczniów, którzy pod osłoną nocy zakradali się do biblioteki, robiło to z myślą o włamie do działu ksiąg zakazanych. Pewnie zdarzali się też tacy, którzy w ostatniej chwili przypominali sobie o pracy domowej. Być może trafił się też jakiś krukon, któremu głód wiedzy nie pozwalał czekać do rana. Billy miał jednak jeszcze inny cel.
Właściwie wszystkiemu winien był John Powl II. Kiedy ostatnim razem Billy zabrał mu przyniesioną przez niego paczkę, ten opierzony pomiot szatana rzucił się na niego z pazurami. Ślizgon w ostatniej chwili zdołał zasłonić się przed nim leżącą obok książką, w której puszczyk zatopił szpony i rozdarł okładkę. Nieszczęście w szczęściu polegało na tym, że książka była z biblioteki. Billy jakoś nie ufał, że Honeybee wykaże się wyrozumiałością i nawet za bardzo by go nie winił, bo czym się różniło “sowa podarła mi książkę” od “sowa zjadła mi pracę domową” (co swoją drogą też było czymś, do czego John Powl byłby zdolny)?
Przy całym swoim talencie do konfabulacji Billy nie potrafił wymyślić żadnego tłumaczenia, które pomogłoby mu uniknąć kary, wymyślił za to inną drogę rozwiązania problemu. Wystarczyło oddać książkę samoobsługowo. A w razie gdyby karty czytelnicze były trzymane pod kluczem (i zaklęciami), to książka, którą zniszczył mu John Powl nie mogła być jedynym egzemplarzem, więc mógł je po prostu podmienić. W każdym razie i plan A, i plan B wymagały wejścia do biblioteki, gdy ta będzie pusta.
Z lochów na pierwsze piętro udało mu się przejść bez jakichkolwiek problemów, co uznał za dobrą wróżbę. Ściskając książkę pod pachą, wślizgnął się do biblioteki i nie zwlekając ruszył w stronę biurka bibliotekarza. Położył sfatygowany tom na blacie i przyjrzał się meblowi, zastanawiając się, gdzie powinien szukać kartoteki, gdy nagle usłyszał między regałami jakiś hałas.
Nie myśląc wiele zanurkował pod stół i zaczął nasłuchiwać. Po chwili odważył się delikatnie wynurzyć znad blatu, by odnaleźć źródło dźwięku wzrokiem.