10-08-2022, 09:19 PM
Nie było to dla Aurory nowością - ani dla nikogo z jej bliższych i dalszych znajomych - że zdarzyło jej się zupełnie znienacka obudzić w środku nocy w miejscu, w którym zdecydowanie nie zasnęła. I to zwykle w pozycji pionowej, nie horyzontalnej. Tak, przywykła, że czasem lunatykuje i przestała się tym przejmować już dobre kilka lat temu.
Po nieprzespanej poprzedniej nocy i dość długim dniu dzisiejszym, poszła spać wyjątkowo wcześnie, bo natychmiast po kolacji. I może to pełny żołądek, a może niedawna pełnia sprawiły, że tej nocy przez sen wybrała się znowu na przechadzkę.
Zwyczajowo dla siebie ubrała czapkę, ubrała szalik i na boso poszła przed siebie, z zamkniętymi oczami i z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach. We śnie spacerowała po puszczy kanadyjskiej, ciesząc się bliskością natury, świeżym powietrzem, ciszą niezmąconą cywilizacją, obecnością dzikich zwierząt wokoło, zarówno magicznych jak i niemagicznych. Dłońmi przesuwała po konarach drzew badając korę, po podłożu sprawdzając miękkość mchu, po liściach poznając ich teksturę.
... rzeczywistość jednak wyglądała zgoła inaczej.
Nie wiedząc dokąd idzie, bo nogi same ją niosły, zawędrowała do biblioteki i przechadzała się między regałami, przesuwając dłonią po grzbietach książek, regałach, blatach. Ale nie widząc co ma przed sobą, bo jej wyobraźnia odtwarzała zupełnie inny film, zahaczywszy ręką o poskładany na jednym z rogów stos papierów, zrzuciła go na podłogę, robiąc przy tym trochę hałasu. Na szczęście nie przesadnie głośnego, ale szelest rozsypujących się kartek i przytłumione THUD spadającego stosika z pewnością rozbrzmiało w ciszy bibliotecznej.
Nie obudziła się, niewzruszona szła dalej, teraz za to stopami jakby brodząc w rozrzuconych pergaminach. A we śnie właśnie wchodziła do strumienia.
Po nieprzespanej poprzedniej nocy i dość długim dniu dzisiejszym, poszła spać wyjątkowo wcześnie, bo natychmiast po kolacji. I może to pełny żołądek, a może niedawna pełnia sprawiły, że tej nocy przez sen wybrała się znowu na przechadzkę.
Zwyczajowo dla siebie ubrała czapkę, ubrała szalik i na boso poszła przed siebie, z zamkniętymi oczami i z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach. We śnie spacerowała po puszczy kanadyjskiej, ciesząc się bliskością natury, świeżym powietrzem, ciszą niezmąconą cywilizacją, obecnością dzikich zwierząt wokoło, zarówno magicznych jak i niemagicznych. Dłońmi przesuwała po konarach drzew badając korę, po podłożu sprawdzając miękkość mchu, po liściach poznając ich teksturę.
... rzeczywistość jednak wyglądała zgoła inaczej.
Nie wiedząc dokąd idzie, bo nogi same ją niosły, zawędrowała do biblioteki i przechadzała się między regałami, przesuwając dłonią po grzbietach książek, regałach, blatach. Ale nie widząc co ma przed sobą, bo jej wyobraźnia odtwarzała zupełnie inny film, zahaczywszy ręką o poskładany na jednym z rogów stos papierów, zrzuciła go na podłogę, robiąc przy tym trochę hałasu. Na szczęście nie przesadnie głośnego, ale szelest rozsypujących się kartek i przytłumione THUD spadającego stosika z pewnością rozbrzmiało w ciszy bibliotecznej.
Nie obudziła się, niewzruszona szła dalej, teraz za to stopami jakby brodząc w rozrzuconych pergaminach. A we śnie właśnie wchodziła do strumienia.