13-08-2022, 05:22 PM
Czuł to od paru dni. Towarzyszyła mu narastająca presja. Zdecydowanie nie potrafiłby tego nikomu wyjaśnić, ale czuł, że zbliża się kolejna migrena, omdlenie, krwotoki, mdłości i inne dolegliwości. Dlatego właśnie tak nienawidził, gdy ludzie nazywali to darem.
Dar braku kontroli. Dar niestabilności, niezrozumienia i wszystkich innych nie-, na jakie mógłby liczyć.
Problem w tym - nie jedyny, oczywiście - że nie znał dokładnego czasu, kiedy wszystko miało się na niego zwalić. Nie mógł opuszczać zajęć, ani zaszywać się w dormitorium poza nimi... Zresztą, co by to właściwie dało? Tam również byli ludzie, których nie chciał narażać na taki widok.
Starał się żyć normalnie, przy czym rzecz jasna słowa starać się były kluczowe. Wszystkim dookoła zdawał się być opryskliwy, złośliwy, nieprzyjemny... Ale jak oni zachowaliby się w obliczu nieustannego czekania na kolejny nieuchronny upadek.
Dlatego właśnie nie stanowiło różnicy, czy siedział akurat w sali lekcyjnej, dormitorium, Wielkiej Sali (choć ta byłaby obiektywnie jednym z najgorszych miejsc na obarczenie go kolejną wizją), czy też... Świetlicy. Właściwie świetlica była jednym z bardziej ustronnych miejsc, co miało znaczenie. Jednak nie wybrał się tutaj, by schować się przed wszystkimi - jeśli tylko miałby taką potrzebę, znalazłby o niebo lepsze miejsce. Niezależnie od wszystkiego chciał spokoju, wyciszenia i akurat miał trochę materiału do powtórzenia. Materiału na przedmiot, który realnie go interesował, a nie jakieś wróżbiarstwo, na które chodził tylko dlatego, że liczył dowiedzieć się czegoś użytecznego. Dowiedział się niewielu takich rzeczy - w końcu wróżbiarstwo w bardzo małym stopniu polegało na mówieniu o jasnowidzach - jednak doceniał te strzępki informacji i cieszył się, że sam nie będzie musiał wyszukiwać podobnych informacji. Nie wspominając już o tym, że nie przygotowywał się na ten przedmiot w ogóle. Z jakiegoś powodu zazwyczaj zaliczenia z tego przedmiotu przychodziły mu z łatwością. No, może poza sytuacjami, gdy musiał wykazać się znajomością teorii, nie dotyczącej jasnowidzenia.
On jednak uczył się czegoś o niebo ciekawszego, z czym z pewnością większość by się nie zgodziła... Ale historia magii miała mnóstwo ciekawych elementów! Oczywiście, były też mniej pasjonujące tematy, a omawianie w kółko historii goblinów bywało nużące, wbrew oczywistej wadze pewnych wydarzeń historycznych... Ale dziś, w rozdziale, który akurat przerabiał, nie było goblinów.
Siedziałby tak spokojnie aż do kolacji, gdyby nie to, że nagle poczuł jak słabnie.
Za każdym razem starał się powstrzymać wizję, nie mając rzecz jasna pojęcia, że być może właśnie dlatego znosił je jeszcze gorzej.
Początkowo zmarszczył brwi i zaciął się na czytaniu z podręcznika tego samego zdania... I jeszcze raz. I znowu. Może przy kolejnej próbie zrozumie jego sens. Może już za moment będzie mógł przejść dalej.
Usłyszał w swojej głowie bolesne dzwonienie, przez które musiał zacisnąć zęby oraz pięść na stoliku.
Na moment nawet osunął się z krzesła, tracąc przytomność, jednak równie nagle "wrócił".
O nie, nie chciał dać za wygraną. Wstał nieco zbyty gwałtownie, przez co dodatkowo zaczęło kręcić mu się w głowie, jednak potrzebował powietrza. Czuł, że było stanowczo zbyt duszno i czuł, że zaraz znów mógł stracić przytomność. Za każdym razem była to walka o nic - walka, w której zawsze przegrywał, jednak był na tyle uparty, by latami próbować.
Chwiejnym krokiem dotarł do okna i choć zdawało się to dużo trudniejsze niż zwykle, otworzył je, aby zaraz chwiejnie i z pewnością w niebezpieczny sposób, biorąc pod uwagę jego obecny stan, wychylić się za nie.
Zamknął oczy, starając się za wszelką cenę skupić się na tym, co miał tu i teraz. Na zapachu powietrza, deszczu oraz na chłodzie napływającym z zewnątrz. Na dźwiękach kropel obijających się o dach, czy szybę tuż obok niego. Na dźwięku wiatru. Oraz wreszcie na kroplach spływających mu powoli po twarzy. Twarzy, która zdawała się stanowczo za gorąca.
Zdawało się, że da mu to chwilę wytchnienia, ale zaraz poczuł, jak nogi same uginają się pod ciężarem jego ciała.
Mogło skończyć się to na dwa sposoby. Mógł polecieć do przodu i spadać teraz z drugiego piętra, albo do tyłu - tak, jak się stało - i obić się tym samym tylko trochę.
Upadek zamortyzowało drewniane krzesło, na które runął, przewalając je ze sobą i z pewnością robiąc przy tym niemało hałasu.
A potem... Potem już nie wiedział, co się działo.
Najpierw widział ciemność.
Wkrótce ciemność przerwały pojedyncze błyśnięcia światła.
Jedno. Drugie. Trzecie.
Nie liczył ich, jednak za jedenastym razem zaczął dostrzegać, że na każdym kolejnym błyśnięciu pojawiały się kształty.
Były one coraz wyraźniejsze, a obrazy zostawały z nim na coraz dłużej. Pierwszy błysk musiał trwać ułamek sekundy, natomiast obecnie widział już dobre trzy sekundy obrazu.
Widział martwe ciała - w gruncie rzeczy nic nowego, miewał już takie wizje, jednak absolutnie nie zdążył do nich przywyknąć. Te przerażały najbardziej.
Nie rozumiał jednak, co się działo. Ciała dryfowały w powietrzu. Najbliżej siebie widział znajomego z roku, Puchona. Dwaj pozostali byli dalej, rozmazani.
Wreszcie obraz został z nim na dłużej, choć wszystko zdawało się zastygnąć w czasie.
Nagle zaczął spadać, by łupnąć o podłogę sali od Historii Magii... Co za ironia.
Poczuł ostry ból pleców, który w rzeczywistości pochodził z jego realnego ciała, jednak teraz tym bardziej poczuł się, jakby tam był. Tuż nad nim, wpatrzona w ciała w powietrzu, stała dziewczyna. Z pewnością uczennica Hogwartu... Czy nie była z jego domu? Czy nie była... Tak, zdawało mu się, że ją kojarzył. Kojarzyło się dzieciaki z rodów, zwłaszcza, że jego rodzina przywiązywała do tego wagę.
Równie gwałtownie, przebudził się z wizji, leżąc tuż obok krzesła, nieświadomy jeszcze krwotoku z nosa. Rozejrzał się powoli dookoła i nie mógł powstrzymać w swojej głowie komentarza, że wyglądało to, jak bardzo nieudana próba samobójcza. Jakby podstawił sobie krzesło, żeby łatwiej było wyskoczyć mu z okna, ale ostatecznie pomylił strony i wskoczył z powrotem do pomieszczenia. Cudownie.
Z jękiem podniósł się do siadu, czując się, jak po długim śnie, z którego jeszcze nie do końca się wybudził. Różnicę stanowił jednak ból - głowy, pleców i zdaje się, że po drodze musiał rąbnąć się też w lewą nogę.