14-08-2022, 09:21 PM
Bez wątpienia ktoś był w bibliotece i poruszał się miedzy regałami. Zaraz po stłumionym łupnięciu, które pierwsze go zaalarmowało, rozległ się szelest. Kto to był? Kto chodził nocą po bibliotece, czyniąc przy tym tyle hałasu? Uczeń zachowywałby ostrożność, nauczyciel raczej też nie rzucałby papierami, a poza tym na pewno nie chodziłby po ciemku. Panujący wokół mrok podsuwał jego wyobraźni różne pomysły. Chłopak wyciągnął zza pazury różdżkę i wlazł pod biurko, gdzie skulił się jak dziecko.
Powolne, szeleszczące kroki zbliżały się w jego kierunku. Zacisnął dłonie na różdżce, ale nie dodawała mu za bardzo otuchy. Nieźle czarował, ale do tej pory wyłącznie w kontrolowanych warunkach. Wcale nie miał zapędów do bycia bohaterem i liczył na to, że cokowiek chodziło po bibliotece, zaraz pójdzie sobie dalej.
Wtem szelest ustał. Billy wstrzymał oddech, próbując usłyszeć jakieś kroki. Skąd teraz miał wiedzieć, czy ten ktoś lub coś jeszcze jest w bibliotece? Przecież nie mógł siedzieć pod biurkiem do rana.
W końcu odważył się wychylić się zza biurka. Przemknął wzrokiem po bibliotece. Jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, do tego księżyc świecił na tyle jasno, by widać było dość wyraźnie. Wyglądało na to, że był znów sam. Zbierał się już do tego, by wyjść i kontynuować zwrot książki, gdy kątem oka zobaczył podłużny cień pomiędzy dwoma regałami. Strach zupełnie go sparaliżował. Cień wydłużał się, a cokolwiek go rzucało miało za chwilę wyjść spomiędzy półek. Ślizgon wstrzymał oddech, gotowy do wrzasku, gdy zza rogu wyszła… nastolatka.
- Łuuuuuuuh! - wyrzucił z siebie przeciągłe westchnienie, wcale nie cicho. - Słodka Morgano, prawie się zesrałem! - Wciąż trzymając dłoń na klatce piersiowej wyszedł zza biurka. Schował różdżkę do kieszeni.
- No to ten - dodał już półgłosem, bo przypomniał sobie, że przebywa w bibliotece nielegalnie. - Ja nikomu nie powiem, jeśli ty nikomu nie powiesz.
Uśmiechnął się do dziewczyny, czekając na jakąś jej reakcję.
Powolne, szeleszczące kroki zbliżały się w jego kierunku. Zacisnął dłonie na różdżce, ale nie dodawała mu za bardzo otuchy. Nieźle czarował, ale do tej pory wyłącznie w kontrolowanych warunkach. Wcale nie miał zapędów do bycia bohaterem i liczył na to, że cokowiek chodziło po bibliotece, zaraz pójdzie sobie dalej.
Wtem szelest ustał. Billy wstrzymał oddech, próbując usłyszeć jakieś kroki. Skąd teraz miał wiedzieć, czy ten ktoś lub coś jeszcze jest w bibliotece? Przecież nie mógł siedzieć pod biurkiem do rana.
W końcu odważył się wychylić się zza biurka. Przemknął wzrokiem po bibliotece. Jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, do tego księżyc świecił na tyle jasno, by widać było dość wyraźnie. Wyglądało na to, że był znów sam. Zbierał się już do tego, by wyjść i kontynuować zwrot książki, gdy kątem oka zobaczył podłużny cień pomiędzy dwoma regałami. Strach zupełnie go sparaliżował. Cień wydłużał się, a cokolwiek go rzucało miało za chwilę wyjść spomiędzy półek. Ślizgon wstrzymał oddech, gotowy do wrzasku, gdy zza rogu wyszła… nastolatka.
- Łuuuuuuuh! - wyrzucił z siebie przeciągłe westchnienie, wcale nie cicho. - Słodka Morgano, prawie się zesrałem! - Wciąż trzymając dłoń na klatce piersiowej wyszedł zza biurka. Schował różdżkę do kieszeni.
- No to ten - dodał już półgłosem, bo przypomniał sobie, że przebywa w bibliotece nielegalnie. - Ja nikomu nie powiem, jeśli ty nikomu nie powiesz.
Uśmiechnął się do dziewczyny, czekając na jakąś jej reakcję.