18-08-2022, 01:08 AM
Tim miał najpewniej znacznie lepszy czas od Killiana. Nie znaczyło to może, że od razu dobry, bo to już szło za daleko. Dobrze było jak dostawał uwagę kiedy o nią zabiegał, a jeszcze lepiej kiedy dostawał nie zabiegając. Na przykład kiedy Jay był w pobliżu, choć ten zdawał się umieć z nim rozmawiać z reguły. Albo raczej, radzić sobie z nim i jego humorami, i wiedzieć kiedy zrobić krok wstecz i dać mu się naobrażać i zazłościć aż rozchodzi, przemyśli i wróci na chwilę mądrzejszy. Ale z jakiegoś powodu to działało dla nich obu i Timothy ogromnie cenił ich przyjaźń. To była jedna z najważniejszych osób w jego życiu!
Teraz jednak myślał o kimś, kto stawał się coraz ważniejszy z każdym tygodniem mijającym w szkole. Nie umknęło jego uwadze, że Killian był ostatnio jakiś taki... Znowu zimny czy bardziej sykliwy. Trochę przywykł, bo często tak miał, czasem jednak zastanawiał się czy jednak mu się nie narzuca, czy nie zjebał, a może go nienawidzi tak naprawdę, a chemię między nimi sobie sam dopowiedział... A czasem był zły, że ten jest chujem i albo z nim nie gadał, foch, który nawet pewnie nie zawsze był zauważany, albo też był chamski i ostatecznie wymieniali kilka ostrych uwag. Nic więcej z reguły, nie zdarzyło się, ale jednak to już była słaba sytuacja.
Nie zmieniało to jednak zupełnie faktu, że Tima do Killiana ciągnęło bardzo i nawet mimo fochów i czasem nagłych buntów, że to koniec i już nie będzie miły, bo nich spada, on ma swoją godność i inne dramatyczne wzloty, potem widział go na korytarzu i wystarczyło głupie "cześć" by zapomniał o buncie i potknął się o własne nogi. Krucha złość to była, dynamiczna. Teraz trwał tak trochę w niej, a trochę w niepewności, gdy szedł z podręcznikami do świetlicy by pouczyć się czegoś spoza zakresu zajęć. Chciał bardzo nauczyć się nowego zaklęcia leczniczego. I może to była okazja, lub też przeciwnie, ale gdy wszedł i po kilku swobodnych krokach zobaczył Killiana, lekko mówiąc, zaskoczył się i zmartwił. A mówiąc dokładnie, tak, otwarte okno, przewrócone krzesło i obity, skołowany Killian pomiędzy jakoś źle wyglądały. Poza tym po prostu wyglądał jak śmierć i no przestraszył się! Nagle zapomniał o każdym gramie złości, jaką czuł do niego w ostatnim tygodniu, wszystko wybaczone.
- For fucks sake, co się stało? - Zapytał w szczerym przejęciu, dopiero podchodząc do niego pewniej. Deszcz padał przez okno, zawiewając jeszcze deszczem, więc rzucając torbę gdzieś obok Killiana, najpierw zamknął je, a potem dopiero kucnął przy Ślizgonie. - Wszystko w porządku? - Dopytał jeszcze, jakoś odruchowo przykładając dłoń do jego czoła na chwilę. Ale naprawdę wyglądał strasznie!
Teraz jednak myślał o kimś, kto stawał się coraz ważniejszy z każdym tygodniem mijającym w szkole. Nie umknęło jego uwadze, że Killian był ostatnio jakiś taki... Znowu zimny czy bardziej sykliwy. Trochę przywykł, bo często tak miał, czasem jednak zastanawiał się czy jednak mu się nie narzuca, czy nie zjebał, a może go nienawidzi tak naprawdę, a chemię między nimi sobie sam dopowiedział... A czasem był zły, że ten jest chujem i albo z nim nie gadał, foch, który nawet pewnie nie zawsze był zauważany, albo też był chamski i ostatecznie wymieniali kilka ostrych uwag. Nic więcej z reguły, nie zdarzyło się, ale jednak to już była słaba sytuacja.
Nie zmieniało to jednak zupełnie faktu, że Tima do Killiana ciągnęło bardzo i nawet mimo fochów i czasem nagłych buntów, że to koniec i już nie będzie miły, bo nich spada, on ma swoją godność i inne dramatyczne wzloty, potem widział go na korytarzu i wystarczyło głupie "cześć" by zapomniał o buncie i potknął się o własne nogi. Krucha złość to była, dynamiczna. Teraz trwał tak trochę w niej, a trochę w niepewności, gdy szedł z podręcznikami do świetlicy by pouczyć się czegoś spoza zakresu zajęć. Chciał bardzo nauczyć się nowego zaklęcia leczniczego. I może to była okazja, lub też przeciwnie, ale gdy wszedł i po kilku swobodnych krokach zobaczył Killiana, lekko mówiąc, zaskoczył się i zmartwił. A mówiąc dokładnie, tak, otwarte okno, przewrócone krzesło i obity, skołowany Killian pomiędzy jakoś źle wyglądały. Poza tym po prostu wyglądał jak śmierć i no przestraszył się! Nagle zapomniał o każdym gramie złości, jaką czuł do niego w ostatnim tygodniu, wszystko wybaczone.
- For fucks sake, co się stało? - Zapytał w szczerym przejęciu, dopiero podchodząc do niego pewniej. Deszcz padał przez okno, zawiewając jeszcze deszczem, więc rzucając torbę gdzieś obok Killiana, najpierw zamknął je, a potem dopiero kucnął przy Ślizgonie. - Wszystko w porządku? - Dopytał jeszcze, jakoś odruchowo przykładając dłoń do jego czoła na chwilę. Ale naprawdę wyglądał strasznie!