01-09-2022, 09:07 PM
Zośka należała do osób, co sobie lubiły czasami pogadać za dużo. Więc tak długo, jak Macavity jej ględzenie nie przeszkadzało, ona tym bardziej nie miała z tym problemu. Nie miała też problemu z tym, że sama nie mówi o sobie za dużo; każdy otwiera się w swoim czasie. A tymczasem nowa koleżanka zadawała jej pytania, na które Zosia nie miała problemu odpowiadać.
- Z całą rodzinką. Tato dostał pracę w Anglii, nie chcieli, żebyśmy się rozdzielali, więc tak wyszło.
Na drugą część jej wypowiedzi pokiwała głową. To... sama prawda. Było (i dalej jest) trudno, ale Zośka wmawiała sobie, że jednak to bardzo krótki okres i że po jakimś okresie uda jej się wdrożyć.
- Prawda, wmieszać się jest trudno. Szczególnie że rozpoczynasz rok, będąc jedną z niewielu osób, która ma więcej niż metr dwadzieścia i podchodzi do tiary przydziału. Ale, mam wrażenie, że reszta "trochę starszych świeżaków" skutecznie ściąga na siebie większą uwagę niż ja, więc na razie- nie jest źle. Tylko ze znajomościami... inaczej. Bo właśnie, nie wiadomo co i jak. Bo żmije to przynajmniej widzisz i wiesz, że sprowokowane są niebezpieczne. Po ludziach trudniej powiedzieć.
Lubiła żmije. Lubiła ogólnie leśne zwierzęta i stworzenia wszelkiego rodzaju. I las, jako ekosystem. W nim każdy element miał swój cel, swoją rolę. I nawet takie żmije, które ludziom źle się kojarzyły, miały w nim swoje przeznaczenie. One nikogo nie udawały, były sobą i robiły swoją robotę. Więc skąd w sumie powstało to określenie?
Na czas losowania nowej koleżanki siedziała raczej cicho, obserwując po prostu co robi. Oczywiście, cały czas mają przyklejony do twarzy lekki, niewymuszony uśmiech- w końcu, poznaje nowe osoby! A ona wydawała się taka... inna? Charakterna, trochę tajemnicza.... być może ta tajemnica związana była z tym, że to Zosia bardziej odpowiadała niż ona; i czuła, że być może też powinna zadać jej jakieś pytanie. Tylko, po ludzku nie wiedziała, na razie jakie.
Na decyzję dziewczyny pokiwała głową. Słusznie, sama też by tego nie otwierała. Kto wie, co tam było- po tym miejscu można spodziewać się wszystkiego. Natomiast na fragment o pogodzie wzruszyła ramionami.
- Być może? Jakby, ogólnie jestem zdania, że jak jest zimno, to się zawsze możesz ubrać bardziej, a jak jest gorąco, to już skóry nie zedrzesz. Prędzej będę tęskniła za słońcem niż za samym gorącem chyba.
Odpowiedziała po króciutkiej chwili zastanowienia.
Tak, zdecydowanie za słońcem może tęsknić. Wtedy wszędzie jest jasno, roślinność się zieleni, i jest tak jakoś...przyjemniej. Ale deszczowa pogoda też ma swoje plusy. Więc koniec końców wszystko wyjdzie w praniu.
- W sumie nie wiem, czy lubię. Tu raczej chodziło o to, że nie brałam nigdy w czymś takim udziału. A, że miałam dzisiaj zaskakująco dużo szczęścia, bo i w grach mi dobrze idzie, i dużo nowych ludzi poznaję, to uznałam, że popłynę z prądem- dodała, uśmiechając się jak dziecko. Podczas tego jednego dnia poznała więcej ludzi niż przez ostatni miesiąc w Hogwarcie! To wyczyn i łut szczęścia dla nieco bojącej się interakcji Zośki.
- Z całą rodzinką. Tato dostał pracę w Anglii, nie chcieli, żebyśmy się rozdzielali, więc tak wyszło.
Na drugą część jej wypowiedzi pokiwała głową. To... sama prawda. Było (i dalej jest) trudno, ale Zośka wmawiała sobie, że jednak to bardzo krótki okres i że po jakimś okresie uda jej się wdrożyć.
- Prawda, wmieszać się jest trudno. Szczególnie że rozpoczynasz rok, będąc jedną z niewielu osób, która ma więcej niż metr dwadzieścia i podchodzi do tiary przydziału. Ale, mam wrażenie, że reszta "trochę starszych świeżaków" skutecznie ściąga na siebie większą uwagę niż ja, więc na razie- nie jest źle. Tylko ze znajomościami... inaczej. Bo właśnie, nie wiadomo co i jak. Bo żmije to przynajmniej widzisz i wiesz, że sprowokowane są niebezpieczne. Po ludziach trudniej powiedzieć.
Lubiła żmije. Lubiła ogólnie leśne zwierzęta i stworzenia wszelkiego rodzaju. I las, jako ekosystem. W nim każdy element miał swój cel, swoją rolę. I nawet takie żmije, które ludziom źle się kojarzyły, miały w nim swoje przeznaczenie. One nikogo nie udawały, były sobą i robiły swoją robotę. Więc skąd w sumie powstało to określenie?
Na czas losowania nowej koleżanki siedziała raczej cicho, obserwując po prostu co robi. Oczywiście, cały czas mają przyklejony do twarzy lekki, niewymuszony uśmiech- w końcu, poznaje nowe osoby! A ona wydawała się taka... inna? Charakterna, trochę tajemnicza.... być może ta tajemnica związana była z tym, że to Zosia bardziej odpowiadała niż ona; i czuła, że być może też powinna zadać jej jakieś pytanie. Tylko, po ludzku nie wiedziała, na razie jakie.
Na decyzję dziewczyny pokiwała głową. Słusznie, sama też by tego nie otwierała. Kto wie, co tam było- po tym miejscu można spodziewać się wszystkiego. Natomiast na fragment o pogodzie wzruszyła ramionami.
- Być może? Jakby, ogólnie jestem zdania, że jak jest zimno, to się zawsze możesz ubrać bardziej, a jak jest gorąco, to już skóry nie zedrzesz. Prędzej będę tęskniła za słońcem niż za samym gorącem chyba.
Odpowiedziała po króciutkiej chwili zastanowienia.
Tak, zdecydowanie za słońcem może tęsknić. Wtedy wszędzie jest jasno, roślinność się zieleni, i jest tak jakoś...przyjemniej. Ale deszczowa pogoda też ma swoje plusy. Więc koniec końców wszystko wyjdzie w praniu.
- W sumie nie wiem, czy lubię. Tu raczej chodziło o to, że nie brałam nigdy w czymś takim udziału. A, że miałam dzisiaj zaskakująco dużo szczęścia, bo i w grach mi dobrze idzie, i dużo nowych ludzi poznaję, to uznałam, że popłynę z prądem- dodała, uśmiechając się jak dziecko. Podczas tego jednego dnia poznała więcej ludzi niż przez ostatni miesiąc w Hogwarcie! To wyczyn i łut szczęścia dla nieco bojącej się interakcji Zośki.