25-09-2022, 07:35 PM
- A pierdol się - odpowiedział od razu po swojej porażce Mickey'emu z lekkim uśmiechem, jak gdyby wcale nie miał mu za złe popisywania się i oddawania w ręce Iana honoru rodziny.
Uśmiech był udawany, ale nie chciał robić wokół siebie większego dramatu, niż dotychczas. Właściwie chciał udawać, że cały ten czas, w którym tak ciężko było mu zwlec się z łóżka i w którym opuścił parę lekcji oraz posiłków - z czego z kolei musiał tłumaczyć się zmyślonymi dolegliwościami, bo nie wyobrażał sobie, aby te psychiczne mogłyby być brane równie na poważnie, co fizyczne - że to wszystko nie miało miejsca. A żeby to osiągnąć, musiał nieco bardziej usilnie nad sobą panować i nie okazywać swojego niezadowolenia z tak głupich powodów, jak przegrana w rzutkach. Nawet jeśli czuł się w tej chwili, jak największa porażka. Z drugiej strony, wiedział, że to mało ważne i że niedługo mu przejdzie.
Pewnie najzdrowiej byłoby zostawić całą sytuację i przejść zaraz do innej gry, starając się czerpać z tego, jak najwięcej radości, ale on im jeszcze pokaże! Pozwolił sobie jednak poczekać ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, (przez co rzecz jasna niecelowo wyglądał na nieco obrażonego) na swoją kolej, zaraz po chłopakach. W dodatku obserwował ich poczynania z uwagą, może nawet mrużąc w pewnym momencie oczy, żeby dokładnie przyjrzeć się ich technice, która najwyraźniej musiała być lepsza niż jego.
A może miał nieszczęście być pierwszym i z tego wynikała cała nierówność. Nie wiedział do końca, czego mógłby się spodziewać, a jego baloniki zdawały się szczególnie złośliwe.
- Dobra, dobra, wy mieliście łatwiej - rzucił, starając się mało umiejętnie zamaskować swoją irytację luźnym tonem.
Wyszło dokładnie tak. Brzmiał, jakby był zirytowany, ale nie chciał tego po sobie poznać. Liczył tylko, że osoby, które mieszkają z nim na co dzień w jednym dormitorium i siłą rzeczy spędzają wspólnie mnóstwo czasu, nie zauważą.
Następnie minął ich, by wygrać i sobie jakąś durną pogodę, na której nawet mu nie zależało. Liczył się wynik! I ten tym razem okazał się... Cóż, zadowalający. Zawalił dwa pierwsze rzuty, po których wziął głębszy wdech i na szczęście dla wszystkich dookoła, kolejne trzy były trafione. Nie wiadomo, kto ucierpiałby najbardziej, gdyby nie wyszło.
Zaraz facet zajmujący się stanowiskiem wręczył mu większą nagrodę, niż chłopakom - mianowicie bordową, ciepłą, pluszową salamandrę. Świetnie, dostał pluszaka... Właściwie nieironicznie była to świetna nagroda, ale chyba lepiej było nie okazywać za dużego entuzjazmu. Zrobił swoje, nie był gorszy od kolegów.
- Dobra, to co dalej? - spytał zza salamandry, której jeszcze nie zdecydował nigdzie upchnąć.
Chwilowo salamandra była jednym z nich.
Rzuty na zakłócenia:
1. 5
2. 5
3. 8
4. 9
5. 5
Rzut na trafienie:
1. 2 + 3 = 5
2. 2 + 3 = 5
3. 5 + 3 = 8
4. 5 + 3 = 8
5. 6 + 3 = 9
Rzut na nagrodę: 8. Ciepła pluszowa salamandra
Nagroda specjalna: nie
Uśmiech był udawany, ale nie chciał robić wokół siebie większego dramatu, niż dotychczas. Właściwie chciał udawać, że cały ten czas, w którym tak ciężko było mu zwlec się z łóżka i w którym opuścił parę lekcji oraz posiłków - z czego z kolei musiał tłumaczyć się zmyślonymi dolegliwościami, bo nie wyobrażał sobie, aby te psychiczne mogłyby być brane równie na poważnie, co fizyczne - że to wszystko nie miało miejsca. A żeby to osiągnąć, musiał nieco bardziej usilnie nad sobą panować i nie okazywać swojego niezadowolenia z tak głupich powodów, jak przegrana w rzutkach. Nawet jeśli czuł się w tej chwili, jak największa porażka. Z drugiej strony, wiedział, że to mało ważne i że niedługo mu przejdzie.
Pewnie najzdrowiej byłoby zostawić całą sytuację i przejść zaraz do innej gry, starając się czerpać z tego, jak najwięcej radości, ale on im jeszcze pokaże! Pozwolił sobie jednak poczekać ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, (przez co rzecz jasna niecelowo wyglądał na nieco obrażonego) na swoją kolej, zaraz po chłopakach. W dodatku obserwował ich poczynania z uwagą, może nawet mrużąc w pewnym momencie oczy, żeby dokładnie przyjrzeć się ich technice, która najwyraźniej musiała być lepsza niż jego.
A może miał nieszczęście być pierwszym i z tego wynikała cała nierówność. Nie wiedział do końca, czego mógłby się spodziewać, a jego baloniki zdawały się szczególnie złośliwe.
- Dobra, dobra, wy mieliście łatwiej - rzucił, starając się mało umiejętnie zamaskować swoją irytację luźnym tonem.
Wyszło dokładnie tak. Brzmiał, jakby był zirytowany, ale nie chciał tego po sobie poznać. Liczył tylko, że osoby, które mieszkają z nim na co dzień w jednym dormitorium i siłą rzeczy spędzają wspólnie mnóstwo czasu, nie zauważą.
Następnie minął ich, by wygrać i sobie jakąś durną pogodę, na której nawet mu nie zależało. Liczył się wynik! I ten tym razem okazał się... Cóż, zadowalający. Zawalił dwa pierwsze rzuty, po których wziął głębszy wdech i na szczęście dla wszystkich dookoła, kolejne trzy były trafione. Nie wiadomo, kto ucierpiałby najbardziej, gdyby nie wyszło.
Zaraz facet zajmujący się stanowiskiem wręczył mu większą nagrodę, niż chłopakom - mianowicie bordową, ciepłą, pluszową salamandrę. Świetnie, dostał pluszaka... Właściwie nieironicznie była to świetna nagroda, ale chyba lepiej było nie okazywać za dużego entuzjazmu. Zrobił swoje, nie był gorszy od kolegów.
- Dobra, to co dalej? - spytał zza salamandry, której jeszcze nie zdecydował nigdzie upchnąć.
Chwilowo salamandra była jednym z nich.
1. 5
2. 5
3. 8
4. 9
5. 5
1. 2 + 3 = 5
2. 2 + 3 = 5
3. 5 + 3 = 8
4. 5 + 3 = 8
5. 6 + 3 = 9
rozliczone i dodane do kuferka