22-12-2022, 01:22 AM
Z natury nie wdawał się w bójki, przynajmniej siłowe woląc wykorzystywać zaklęcia lub odpuścić przez wzgląd na własną inteligencję, która czuła się urażona za każdym razem, kiedy miał starcie z jakimiś szkolnymi debilami. A tych niestety w szkolnych murach nie brakowało, co jedynie potęgowało irytację.
Jednym z przykładów osiłka o poziomie inteligencji równym wklęsłej płytce chodnikowej był jegomość, z którym Moon miał niemiłą (zwłaszcza dla tego drugiego) przyjemność się tego dnia zetrzeć, nawet dość boleśnie.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Spokojny dzień bez szlabanu, bez intensywnego użerania się z innymi uczniami. Co prawda nadal Leighton go unikał, chociaż Moon miał wrażenie, że chłopak nie robił już tego tak intensywnie, jak jeszcze jakiś czas temu. Zaczynało mu go brakować? Może w końcu dotarło do niego, że prosząc o wolność wcale nie miał jej na myśli? Taki scenariusz zakładał Aaron i był pewien, że się nie mylił.
Schody w spokoju i normalności dnia zaczęły się dopiero późno w nocy, kiedy to starszy chłopak postanowił udać się na zakazany spacer po szkolnych korytarzach. Wiedział, że i tak nie zostanie zatrzymany, jeszcze nie, dlatego nadużywał pewnych przywilejów danych mu nieświadomie przez Philipa.
Szwendając się cicho po zamku, unikając pułapek zastawionych przez woźnego, natrafił na scenę, która ani trochę mu się nie spodobała.
Szybka reakcja Moona, sprzeciw Ślizgońskiego prefekta, który uparcie powtarzał, że poradzi sobie sam, agresja dryblasa z roku Aarona i koniec końców ten wdał się w bójkę, w której siłą rzeczy musiał posłużyć się pięściami. Chociaż był zwinny, chociaż był wysportowany, nie miał do końca szans ze spasionym cielskiem, które ważyło więcej, niż Aaron i Philip razem wzięci.
Kilka ładnie wyprowadzonych ciosów, parę kopniaków, podczas których nikt się nie ograniczał i obaj wyglądali jakby właśnie przejechał ich walec.
Jak właściwie cała walka się skończyła, Moon nie wiedział, bo w przypływie desperacji, jak i zapewne paniki, że przeciwnik nie podda się tak łatwo, ślizgoński spasiony osiłek postanowił uciec się do karygodnych w pojedynkach sztuczek i przywalił Aaronowi na tyle mocno, że ten uderzając głową w ścianę odpłynął zanim ostatecznie mógł zmasakrować kolesia, który śmiał naskoczyć na Leightona.
Obudził się za pierwszym razem w skrzydle szpitalnym, gdzie chwilę później zostały podane mu jakieś ohydne lekarstwa, po których ponownie poszedł w kimę. Mało pochlebne, ale powodzenia z dealowaniem z pielęgniarzem, który miał manię faszerowania ludzi wszystkim, co tylko usypiało.
Liczył chociaż na to, że druga strona bójki cierpiała znacznie bardziej.