07-02-2021, 10:51 PM
Choć wilgoć w powietrzu ani trochę Pascalowi nie przeszkadzała (przecież żeglując nie raz zmókł szybciej i do stopnia braku suchej nitki na ciele), to jednak typowo deszczowa angielska pogoda sprzyjała spaniu. W sumie nigdy nie był rannym ptaszkiem, ale od wyprowadzki z Francji zaczął zwlekać się z łóżka tak co najmniej o godzinę później. Dzisiejszy dzień, choć słoneczny i zachęcający do spędzania czasu w jednym z ogrodów, nie był inny.
Obudził się na tyle późno, że chyba czas już był na śniadanie. Wciąż mieli jeszcze jedenaście dni wakacji na trochę więcej lenistwa i swobody, więc pozwolił sobie na zejście do jadalni z nieułożonymi włosami i jedynie w jedwabnym szlafroku w kolorze królewskiego błękitu zarzuconym na piżamę, która składała się z luźnych spodni i zwykłej białej bokserki.
Gdzieś pomiędzy trzecim, a siódmym kęsem naleśników polanych syropem klonowym, rodzice oznajmili, że wybierają się na cały dzień do Londynu, możliwie nie wrócą nawet na kolację, więc odpowiedzialność za wszelkie sprawy związane z domem dzisiaj należała właśnie do niego, Pascala oraz jego niewiele starszej siostry, Oriane. To był chyba pierwszy raz od przeprowadzki, kiedy miało nie być ani maman ani papa calusieńki dzień - wcześniej choć jedno z nich po kilku godzinach wracało, żeby zająć się organizacyjnymi sprawami posiadłości.
Poproszono skrzaty o przekazanie tej nowiny starszej z rodzeństwa Boleyn, na co Pascal napił się zielonej herbaty, o którą poprosił do posiłku. Nie dziwił go brak siostry przy stole, za dobrze ją znał, żeby zachodzić w głowę gdzie jest - pewnie cieszy się słońcem gdzieś na terenach zielonych, może gra na swojej cytrze, może czyta kolejną książkę, a może wybrała się na przejażdżkę konną? W końcu od kilku dni ich konie w końcu zamieszkały specjalnie dla nich przygotowane stajnie. Może on też powinien zajrzeć do swojego ogiera i poświęcić mu trochę uwagi? Skrzypce mogą poczekać do pory popołudniowej, kiedy to temperatura na zewnątrz opadnie.
Jak tylko zjadł ostatni kawałek naleśnika i wypił ostatni łyk herbaty, podziękował skrzatom za posiłek i sprzątanie, udał się do swojego pokoju, żeby ubrać się odpowiednio do jazdy konnej, po czym nucąc pod nosem melodię, która równocześnie wygrywana była palcami na powietrznych klawiszach, opuścił główną część posiadłości i udał się do stajni.
Poświęcił chwilę na oporządzenie swojego wierzchowca, po czym wskoczył na jego grzbiet jeszcze wewnątrz budynku i stępem udał się w kierunku... cóż, przed siebie, gdzie go końskie kopyta poniosą. A kopyta poniosły go tam, gdzie przebywała Oriane, najwyraźniej konia zwabiła obecność kompana z boksu obok. Pascal uśmiechnął się pod nosem, po czym niespiesznie zbliżył się do blondynki siedzącej w trawie.
-Bonjour ma soeur! Comment ça va? - Zeskoczył z siodła jakieś dwa metry od niej, poluzował popręg, poklepał wierzchowca po szyi, po czym podszedł usiąść obok siostry, uśmiechając się przy tym radośnie.
Obudził się na tyle późno, że chyba czas już był na śniadanie. Wciąż mieli jeszcze jedenaście dni wakacji na trochę więcej lenistwa i swobody, więc pozwolił sobie na zejście do jadalni z nieułożonymi włosami i jedynie w jedwabnym szlafroku w kolorze królewskiego błękitu zarzuconym na piżamę, która składała się z luźnych spodni i zwykłej białej bokserki.
Gdzieś pomiędzy trzecim, a siódmym kęsem naleśników polanych syropem klonowym, rodzice oznajmili, że wybierają się na cały dzień do Londynu, możliwie nie wrócą nawet na kolację, więc odpowiedzialność za wszelkie sprawy związane z domem dzisiaj należała właśnie do niego, Pascala oraz jego niewiele starszej siostry, Oriane. To był chyba pierwszy raz od przeprowadzki, kiedy miało nie być ani maman ani papa calusieńki dzień - wcześniej choć jedno z nich po kilku godzinach wracało, żeby zająć się organizacyjnymi sprawami posiadłości.
Poproszono skrzaty o przekazanie tej nowiny starszej z rodzeństwa Boleyn, na co Pascal napił się zielonej herbaty, o którą poprosił do posiłku. Nie dziwił go brak siostry przy stole, za dobrze ją znał, żeby zachodzić w głowę gdzie jest - pewnie cieszy się słońcem gdzieś na terenach zielonych, może gra na swojej cytrze, może czyta kolejną książkę, a może wybrała się na przejażdżkę konną? W końcu od kilku dni ich konie w końcu zamieszkały specjalnie dla nich przygotowane stajnie. Może on też powinien zajrzeć do swojego ogiera i poświęcić mu trochę uwagi? Skrzypce mogą poczekać do pory popołudniowej, kiedy to temperatura na zewnątrz opadnie.
Jak tylko zjadł ostatni kawałek naleśnika i wypił ostatni łyk herbaty, podziękował skrzatom za posiłek i sprzątanie, udał się do swojego pokoju, żeby ubrać się odpowiednio do jazdy konnej, po czym nucąc pod nosem melodię, która równocześnie wygrywana była palcami na powietrznych klawiszach, opuścił główną część posiadłości i udał się do stajni.
Poświęcił chwilę na oporządzenie swojego wierzchowca, po czym wskoczył na jego grzbiet jeszcze wewnątrz budynku i stępem udał się w kierunku... cóż, przed siebie, gdzie go końskie kopyta poniosą. A kopyta poniosły go tam, gdzie przebywała Oriane, najwyraźniej konia zwabiła obecność kompana z boksu obok. Pascal uśmiechnął się pod nosem, po czym niespiesznie zbliżył się do blondynki siedzącej w trawie.
-Bonjour ma soeur! Comment ça va? - Zeskoczył z siodła jakieś dwa metry od niej, poluzował popręg, poklepał wierzchowca po szyi, po czym podszedł usiąść obok siostry, uśmiechając się przy tym radośnie.