15-04-2023, 12:18 AM
Zmarszczył brwi nieco. Jak można być mniej sobą? Co to w ogóle znaczy? I wtedy jak nie sobą, to kim? Nie rozumiał. Nie brnął w to tym razem, ale pewnie w innych okolicznościach by się wzburzył i zrobił cały wykład z tego, dlaczego Max nie ma sensu i racji w swojej wypowiedzi. Teraz jednak było parę spraw, które bardziej przykuwały jego uwagę, więc się Max uchronił od całej tyrady.
Jakby miał uszy to by je postawił gdy Max przyznał, że komuś podpadł. Już nawet mentalnie był gotów notować żeby potem komuś przekazać i swoje pozdrowienia! Ale zaraz się okazało, że musiałby zacząć kopać zamek, dosłownie, i nawet nie był w stanie powiedzieć czy Max mówił tym razem prawdę czy nie. Bo z jednej strony, to nie ma sensu i nikt normalny aż tak się nie obija. Z drugiej... Gryfon faktycznie miał pewien talent do pakowania się w sytuacje dziwne, zagrażające, nietypowe czy zaskakujace. Często parę z tych rodzajów na raz.
- To... Ty tak codziennie się obijasz? Może powinieneś zakładać piankę pod ubrania, albo coś.
Absolutnie nie przejął się zmieszaniem Maxa, było durne jego zdaniem (i trochę urocze), bo przecież tylko pomagał! A że też łączył przyjemne z pożytecznym... Ostrożnie ocierał krew, przy okazji jakoś wolną rękę opierając palcami na skórze obok rany, tak jakby chciał go przytrzymać.
- Noo nie wiem, nie jestem medykiem. Znaczy, znam jedno zaklęcie leczące, ale to na takie rzeczy jak wiesz, jak się skaleczysz kartką albo chujowo paznokcieć złamiesz. Chociaż może by podziałało? - Aż się zastanowił. - Zaraz spraedzimy, w najgorszym wypadku nic się nie wydarzy.
Mówiąc to niemal bezwiednie oparł na płasko dłoń obok mostka Maxa, niby jedynie oczyszczając tą ranę na boku, ale w rzeczywistości badał też na ile przy okazji może sobie pozwolić bliskości. Ciekawy był! I grzechem było nie skorzystać skoro już jak raz byli w tej sytuacji...
Jakby miał uszy to by je postawił gdy Max przyznał, że komuś podpadł. Już nawet mentalnie był gotów notować żeby potem komuś przekazać i swoje pozdrowienia! Ale zaraz się okazało, że musiałby zacząć kopać zamek, dosłownie, i nawet nie był w stanie powiedzieć czy Max mówił tym razem prawdę czy nie. Bo z jednej strony, to nie ma sensu i nikt normalny aż tak się nie obija. Z drugiej... Gryfon faktycznie miał pewien talent do pakowania się w sytuacje dziwne, zagrażające, nietypowe czy zaskakujace. Często parę z tych rodzajów na raz.
- To... Ty tak codziennie się obijasz? Może powinieneś zakładać piankę pod ubrania, albo coś.
Absolutnie nie przejął się zmieszaniem Maxa, było durne jego zdaniem (i trochę urocze), bo przecież tylko pomagał! A że też łączył przyjemne z pożytecznym... Ostrożnie ocierał krew, przy okazji jakoś wolną rękę opierając palcami na skórze obok rany, tak jakby chciał go przytrzymać.
- Noo nie wiem, nie jestem medykiem. Znaczy, znam jedno zaklęcie leczące, ale to na takie rzeczy jak wiesz, jak się skaleczysz kartką albo chujowo paznokcieć złamiesz. Chociaż może by podziałało? - Aż się zastanowił. - Zaraz spraedzimy, w najgorszym wypadku nic się nie wydarzy.
Mówiąc to niemal bezwiednie oparł na płasko dłoń obok mostka Maxa, niby jedynie oczyszczając tą ranę na boku, ale w rzeczywistości badał też na ile przy okazji może sobie pozwolić bliskości. Ciekawy był! I grzechem było nie skorzystać skoro już jak raz byli w tej sytuacji...