18-04-2023, 08:36 PM
Co prawda Will wiedział już skąd częściowo to częste zmieszanie i generalne spłoszenie wręcz April - nie miała łatwego daru ani łatwo się nie objawiał. Nie był w stanie tak w pełni zrozumieć jej trudu, jako że jemu najpewniej by jakiś typo chodzący za nim nie przeszkadzał, szczególnie jeśli to wytwór wyobraźni. Przynajmniej nigdy nie byłby tak całkiem sam, a to była dla niego przerażająca wizja. Był to efekt skrajnie różnych warunków, w jakich dojrzewali, po prostu. Rozumiał jednak, że nie wszyscy mają jak on i myślą jak on, i że po prostu Ape nie jest z tym komfortowa. Potrafił to uszanować i może też to pomogło mu zrozumieć w końcu dlaczego była tak... Cóż, dzika.
Nie przeszkadzało mu to jednak w "oddziczaniu" jej, w swoim rozumieniu w każdym razie. Nie widział problemu w próbach otworzenia jej na ludzi. W zasadzie, czuł poniekąd, że jeśli dziewczyna teraz się nie otworzy, nie zacznie żyć i bawić się póki ma na to czas i możliwości (bo kiedy, jak nie w szkole?), to później będzie tego cholernie żałować, prędzej czy później. A straconego czasu już nie odzyska... Poza tym ją lubił, i tyle, koniec większej logiki!
- Nie szłaś - poprawił ją z zadowoleniem, unosząc palec wskazujący krótko. - Oto dzięki mnie twój wieczór stanie się po stokroć lepszy. Ale tym razem obiecuję, że nie dam ci się upić jak ostatnio. Zresztą, deklaruję bezpieczne odprowadzenie potem do dormitorium, ostatnio nie zawiodłem, czy nie tak?
Argumenty w zasadzie miał dobre, a na pewno nie do złamania, bo faktycznie zadbał o nią jak należy. Można powiedzieć, że to ona była tu tą, co to zachowała się niepoprawnie, ale tego też tak akurat nie widział, absolutnie nie narzekał. Jak mógłby! To było całkiem fajne, niespodziewane doświadczenie! I w sumie paradoksalne wobec tego, o czym groziła mu Heather zanim ruszyli w drogę do dormitoriów...
- A teraz może lepiej milczmy, bo pewnie słychać nas w całym pionie - zastrzegł mimo słów pogodnie, zerkając na nią z uśmiechem. I jak tylko dotarli na kolejną klatkę schodową, na pierwsze piętro, mogli usłyszeć kroki. I to żadne z tych, które powinni... Bez wahania, nieco mocniej przyciskając April do siebie, Will pociągnął ich w najbliższy ciemny korytarzyk do jakiejś przypadkowej sali, i trzymając przy sobie dziewczynę, przyłożył palec wskazujący do swoich ust w geście "cii". I czekali chwilę, aż kroki przyszły, minęły ich kryjówkę i oddalały się coraz cichszym echem.
- No właśnie - szepnął cicho Will, jakby chcąc potwierdzić swoje własne przypuszczenie, że głupie mają miejsce i czas na rozmowy, które przecież sam zaczął.
Nie przeszkadzało mu to jednak w "oddziczaniu" jej, w swoim rozumieniu w każdym razie. Nie widział problemu w próbach otworzenia jej na ludzi. W zasadzie, czuł poniekąd, że jeśli dziewczyna teraz się nie otworzy, nie zacznie żyć i bawić się póki ma na to czas i możliwości (bo kiedy, jak nie w szkole?), to później będzie tego cholernie żałować, prędzej czy później. A straconego czasu już nie odzyska... Poza tym ją lubił, i tyle, koniec większej logiki!
- Nie szłaś - poprawił ją z zadowoleniem, unosząc palec wskazujący krótko. - Oto dzięki mnie twój wieczór stanie się po stokroć lepszy. Ale tym razem obiecuję, że nie dam ci się upić jak ostatnio. Zresztą, deklaruję bezpieczne odprowadzenie potem do dormitorium, ostatnio nie zawiodłem, czy nie tak?
Argumenty w zasadzie miał dobre, a na pewno nie do złamania, bo faktycznie zadbał o nią jak należy. Można powiedzieć, że to ona była tu tą, co to zachowała się niepoprawnie, ale tego też tak akurat nie widział, absolutnie nie narzekał. Jak mógłby! To było całkiem fajne, niespodziewane doświadczenie! I w sumie paradoksalne wobec tego, o czym groziła mu Heather zanim ruszyli w drogę do dormitoriów...
- A teraz może lepiej milczmy, bo pewnie słychać nas w całym pionie - zastrzegł mimo słów pogodnie, zerkając na nią z uśmiechem. I jak tylko dotarli na kolejną klatkę schodową, na pierwsze piętro, mogli usłyszeć kroki. I to żadne z tych, które powinni... Bez wahania, nieco mocniej przyciskając April do siebie, Will pociągnął ich w najbliższy ciemny korytarzyk do jakiejś przypadkowej sali, i trzymając przy sobie dziewczynę, przyłożył palec wskazujący do swoich ust w geście "cii". I czekali chwilę, aż kroki przyszły, minęły ich kryjówkę i oddalały się coraz cichszym echem.
- No właśnie - szepnął cicho Will, jakby chcąc potwierdzić swoje własne przypuszczenie, że głupie mają miejsce i czas na rozmowy, które przecież sam zaczął.