18-04-2023, 09:30 PM
Ten fakt, że Will wiedział o jej darze i o Vatesie, odrobinę wpływał na to jak April się przy nim czuła. Nadal ją onieśmielał, bo bezpośredniość i otwartość oraz przebojowość to były cechy całkowicie jej obce, ale nie spinała się już aż tak w jego towarzystwie. Owszem, nadal czuła zażenowanie pewnymi rzeczami, jakie miały miejsce w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy i zawstydzała się momentalnie, kiedy wykazywał jakiekolwiek zainteresowanie jej osobą choćby trochę wybiegające poza kontakty uczniowskie (czyli niemalże zawsze), miała też wrażenie że kompromituje się na każdym kroku, ale... równocześnie czuła w jego towarzystwie pewien dziwny komfort. Taki niewielki, ale czuła! I też jakiegoś dziwnego rodzaju ciepło.
Nie wiedziała co ma o tym myśleć, a jeszcze nie zebrała wystarczająco informacji ani tym bardziej odwagi, żeby porozmawiać o tym z Heather.
Zmarszczyła brwi i lekko się skrzywiła w zmartwieniu, bo była przekonana, że ta impreza to bardzo zły pomysł. No i nie, nie szła tam ani nawet nie zamierzała, ale teraz najwyraźniej nie miała jak się od tego wywinąć, bo nie dość, że nie bardzo potrafi w asertywność, to nie chciała w żaden sposób sprawić Williamowi przykrości.
Zarumieniła się całkiem dorodnie na jego słowa.
- P-przecież cię nie upiłam... - Dotarło do niej z maleńkim opóźnieniem, że to był żart i zrobiło jej się głupio. Tym bardziej, że momentalnie jej umysł rozpoczął projekcję wspomnień z tamtego wieczoru (a przynajmniej tego, co pamiętała) i aż spuściła wzrok, bo zrobiło jej się dziwnie gorąco na myśl o wspólnym powrocie po imprezie. PTSD, tylko takie nie negatywne. Albo nie do końca negatywne. - No nie, jak już to ja zawiodłam, bo to ja byłam pijana i prawie nic nie pamiętam. - Przede wszystkim zawiodła siebie i raczej nikogo innego. Will dobrze się bawił (ona też, bo była pijana, to kolejny poranek był morderczy).
Może dopowiedziałaby coś jeszcze, ale zasznurowała usta niemalże z przyjemnością, kiedy tylko Gryfon zauważył, że zachowują się głośno.
Te kilka sekund, które szli w milczeniu, April spędziła na próbach blokowania szyderczych komentarzy Vatesa, co spięło ją nieco bardziej. Tym razem pociągnięta nagle przez Williama potknęła się odrobinę i aż dech jej na moment zaparło. Złapała się jego ramienia w odruchu, żeby nie upaść, a jak już znaleźli się za drzwiami jakiegoś ciemnego pomieszczenia, uderzyły ją nagle wspomnienia z tego, jak chowali się w jakimś kącie ostatnio, w bardzo podobnej konfiguracji. I wtedy głupio chichotała. I przypomniało jej się teraz coś, o czym nie pamiętała, że była totalnie zafascynowana bliskością Willa i nieobecnością Vatesa. I jak bardzo chciała... więcej. I przypomniało jej się teraz bardzo dokładnie, jak go wtedy pocałowała. I jej się podobało, było przyjemne i nie chciała przerywać. Wtedy, bo teraz...
- Nie będę cię całować. - Wypaliła to może trochę nagle, bez kontekstu i momentalnie spłonęła dorodnym rumieńcem, jak Vates zaczął obok zanosić się śmiechem i podśpiewywać pod nosem, że "April chyba się zakochuje". -... i powiedziałam to na głos. O nie, powiedziałam to na głos. - Teraz to już w ogóle się zestresowała. - Nie to miałam na myśli. Znaczy tak, to, bo n-nie będę cię całować tym razem... matko, to brzmi jeszcze gorzej. - Pogrążała się. Jak nic się pogrążała coraz bardziej! - To nie tak, że nie chcę, ale po prostu... nie... ch-chcę... nnn... możemy już iść? - Chyba dobrze, że było ciemno, bo była czerwona niczym piwonia w pełnym rozkwicie. I wzrok wbijała gdzieś przed siebie, zażenowana. A akurat przed sobą miała chyba ramię Willa, w które wciąż była wczepiona i paradoksalnie nie chciała puścić.
Nie wiedziała co ma o tym myśleć, a jeszcze nie zebrała wystarczająco informacji ani tym bardziej odwagi, żeby porozmawiać o tym z Heather.
Zmarszczyła brwi i lekko się skrzywiła w zmartwieniu, bo była przekonana, że ta impreza to bardzo zły pomysł. No i nie, nie szła tam ani nawet nie zamierzała, ale teraz najwyraźniej nie miała jak się od tego wywinąć, bo nie dość, że nie bardzo potrafi w asertywność, to nie chciała w żaden sposób sprawić Williamowi przykrości.
Zarumieniła się całkiem dorodnie na jego słowa.
- P-przecież cię nie upiłam... - Dotarło do niej z maleńkim opóźnieniem, że to był żart i zrobiło jej się głupio. Tym bardziej, że momentalnie jej umysł rozpoczął projekcję wspomnień z tamtego wieczoru (a przynajmniej tego, co pamiętała) i aż spuściła wzrok, bo zrobiło jej się dziwnie gorąco na myśl o wspólnym powrocie po imprezie. PTSD, tylko takie nie negatywne. Albo nie do końca negatywne. - No nie, jak już to ja zawiodłam, bo to ja byłam pijana i prawie nic nie pamiętam. - Przede wszystkim zawiodła siebie i raczej nikogo innego. Will dobrze się bawił (ona też, bo była pijana, to kolejny poranek był morderczy).
Może dopowiedziałaby coś jeszcze, ale zasznurowała usta niemalże z przyjemnością, kiedy tylko Gryfon zauważył, że zachowują się głośno.
Te kilka sekund, które szli w milczeniu, April spędziła na próbach blokowania szyderczych komentarzy Vatesa, co spięło ją nieco bardziej. Tym razem pociągnięta nagle przez Williama potknęła się odrobinę i aż dech jej na moment zaparło. Złapała się jego ramienia w odruchu, żeby nie upaść, a jak już znaleźli się za drzwiami jakiegoś ciemnego pomieszczenia, uderzyły ją nagle wspomnienia z tego, jak chowali się w jakimś kącie ostatnio, w bardzo podobnej konfiguracji. I wtedy głupio chichotała. I przypomniało jej się teraz coś, o czym nie pamiętała, że była totalnie zafascynowana bliskością Willa i nieobecnością Vatesa. I jak bardzo chciała... więcej. I przypomniało jej się teraz bardzo dokładnie, jak go wtedy pocałowała. I jej się podobało, było przyjemne i nie chciała przerywać. Wtedy, bo teraz...
- Nie będę cię całować. - Wypaliła to może trochę nagle, bez kontekstu i momentalnie spłonęła dorodnym rumieńcem, jak Vates zaczął obok zanosić się śmiechem i podśpiewywać pod nosem, że "April chyba się zakochuje". -... i powiedziałam to na głos. O nie, powiedziałam to na głos. - Teraz to już w ogóle się zestresowała. - Nie to miałam na myśli. Znaczy tak, to, bo n-nie będę cię całować tym razem... matko, to brzmi jeszcze gorzej. - Pogrążała się. Jak nic się pogrążała coraz bardziej! - To nie tak, że nie chcę, ale po prostu... nie... ch-chcę... nnn... możemy już iść? - Chyba dobrze, że było ciemno, bo była czerwona niczym piwonia w pełnym rozkwicie. I wzrok wbijała gdzieś przed siebie, zażenowana. A akurat przed sobą miała chyba ramię Willa, w które wciąż była wczepiona i paradoksalnie nie chciała puścić.