19-04-2023, 11:05 PM
Momentami miał wrażenie, że Ian robi sobie z niego jaja, podpuszczając niemal każdym słowem. Sprzeczał się o nie wiadomo co, komentował nie wiadomo jak, a koniec końców McKay wychodził z tego albo zmieszany, albo niezrozumiały, albo jeszcze jakiś inaczej zmolestowany mentalnie. Każda, niemal zwykła konwersacja kończyła się w taki sposób i chociaż powinien się przyzwyczaić, jakoś nie umiał. Coś mu po prostu nie pozwalało, jakby naiwnie myślał, że któregoś pięknego dnia Leighton zagada do niego w normalny sposób i normalnie będzie prowadził konwersację.
Póki co musiał porzucić podobne mrzonki, ponieważ miał na głowie sprawy znacznie ważniejsze. Jak chociażby to, jak uniknąć odpowiedzi na mało wygodne pytania i jak uchronić swoją niewinność cielesną przed Ślizgonem, który wpatrywał się w niego zdecydowanie nie tak jak powinien. To go peszyło, a speszony Maxwell gadał jeszcze większe głupoty niż normalnie!
-Codziennie chodzę na zajęcia. Prawie. Więc codziennie może mi na łeb kamień spaść. Albo coś innego. Cud, że jeszcze nic mnie nie zabiło, chociaż następnym razem pójdę do dyrektora i powiem, że nie podoba mi się, iż słupy i ściany mają prawo się ruszać - wyrzucił z siebie licząc, że ta paplanina trochę rozproszy Iana i ten przestanie zwracać taką uwagę na Gryfona. Powinien się ubrać i stąd uciec, a jednak nie był w stanie. Przecież to było chore!
-A co by dała pianka, skoro pewnie z niej też byś mnie rozebrał - odpowiedział bezwiednie. - Znaczy, nie to miałem na myśli! Nie chcę, żebyś mnie rozbierał - dodał, tak dla sprostowania, żeby wszystko było jasne.
Wzdrygnął się ponownie, a po jego ciele przeszedł dreszcz, którego nie chciał nazywać przyjemnym, chociaż był. Jakby to teraz ktoś zobaczył to dopiero by było, że go Zielony maca na błoniach.
Oddychał powoli, próbując zapanować nad samym sobą. Ian niczego nie ułatwiał i na pewno o tym wiedział, chociaż Max wcale nie chciał się niczym zdradzić.
-N-no… to jak skaleczenie papierem, nie? Dla mnie nie ma różnicy… papier, nóż, gałąź. To to samo, wszystko może uszkodzić - powiedział, znacznie ciszej, zerkając na dłoń chłopaka. - Leighton... chyba nie tak wygląda leczenie - dodał niepewnie.
Póki co musiał porzucić podobne mrzonki, ponieważ miał na głowie sprawy znacznie ważniejsze. Jak chociażby to, jak uniknąć odpowiedzi na mało wygodne pytania i jak uchronić swoją niewinność cielesną przed Ślizgonem, który wpatrywał się w niego zdecydowanie nie tak jak powinien. To go peszyło, a speszony Maxwell gadał jeszcze większe głupoty niż normalnie!
-Codziennie chodzę na zajęcia. Prawie. Więc codziennie może mi na łeb kamień spaść. Albo coś innego. Cud, że jeszcze nic mnie nie zabiło, chociaż następnym razem pójdę do dyrektora i powiem, że nie podoba mi się, iż słupy i ściany mają prawo się ruszać - wyrzucił z siebie licząc, że ta paplanina trochę rozproszy Iana i ten przestanie zwracać taką uwagę na Gryfona. Powinien się ubrać i stąd uciec, a jednak nie był w stanie. Przecież to było chore!
-A co by dała pianka, skoro pewnie z niej też byś mnie rozebrał - odpowiedział bezwiednie. - Znaczy, nie to miałem na myśli! Nie chcę, żebyś mnie rozbierał - dodał, tak dla sprostowania, żeby wszystko było jasne.
Wzdrygnął się ponownie, a po jego ciele przeszedł dreszcz, którego nie chciał nazywać przyjemnym, chociaż był. Jakby to teraz ktoś zobaczył to dopiero by było, że go Zielony maca na błoniach.
Oddychał powoli, próbując zapanować nad samym sobą. Ian niczego nie ułatwiał i na pewno o tym wiedział, chociaż Max wcale nie chciał się niczym zdradzić.
-N-no… to jak skaleczenie papierem, nie? Dla mnie nie ma różnicy… papier, nóż, gałąź. To to samo, wszystko może uszkodzić - powiedział, znacznie ciszej, zerkając na dłoń chłopaka. - Leighton... chyba nie tak wygląda leczenie - dodał niepewnie.