19-04-2023, 11:11 PM
Zerknął na April krótko. Absolutnie był pewien, że i Krukonka chce, ale przyznała się tylko absolutnie niemal krok od zgonu alkoholowego i nie miał też potrzeby koniecznie forsować przyznanie się do niego teraz. On nie widział w tym nic złego, oczywista, że mogła chcieć, był przystojny! Dużo kobiet na pewno chciało go całować!
Dobrze mieć też pewne poczucie własnej wartości...
Tak czy inaczej, darował jej i poprowadził ją dalej, zerkając na nią co i raz po prostu w geście udziału w konwersacji. Chciał widzieć jej reakcje, bo nie mówiła o emocjach ani nie była tak ekspresyjna by wydedukował z samych słów, więc zerkał na to, co podpowiadała jej mimika i gesty. O ile był w ogóle w stanie coś wyczytać, w końcu był ostatecznie tylko facetem, nie był najbardziej domyślą osobą świata.
- Ah, jest obok i słyszy, wspaniale. - Zupełnie bez powodu powtórzył podsumowanie całej sytuacji, aczkolwiek właśnie robił w głowie oficjalny zbiór sprawienia by nieistniejący typ zniknął z zażenowania albo złości, cokolwiek zadziała. Machnął ręką.
- Oczywiście, że by było, irytowaliby siebie nawzajem. Poza tym jak jest się złamanym chujem bez przyjaciół, to aż tak bym nie wybrzydzał na jego miejscu, ten poltergeist może być jedyną opcją.
I może zastanowiłby się czy nie warto trochę spuścić z tonu (choć i tak by tego nie zrobił, bo taką osobą był), gdyby wiedział, że wspomniany poltergeist będzie tuż za rogiem na nich czekał. Z łajnobombami. Zwolnił nieco kroku w tym ułamku sekundy kiedy dotarło do niego, co widzi.
- O żesz kurwa pier-
I tyle świat usłyszał, choć wiele więcej zostało powiedziane, zanim bomby nie ugodziły ich obojga, a Irytek odfrunął ze złowieszczym śmiechem gdzieś w stronę pewnie innych uczniów. Will chwilę stał z uniesionymi nieco rękami, spoglądając zaraz na dół i na Ape, a widząc jej cierpienie, znowu prawie aż się zaśmiał. Nie ze złośliwości! Jedynie czasem rząd niepowodzeń zaczynał w pewnym momencie bawić.
- Patrz, teraz przynajmniej zapachem dopasowaliśmy się do Vatesa i jego charakteru, taki akt zjednania kultury osobistej. - Po tych rozbawionych słowach, chociaż kwaśnych, bo śmierdziało, złożył dłoń na środku jej pleców by poprowadzić ją do łazienki na piętrze, damskiej żeby czuła się nieco swobodniej, choć wszedł z nią. - Chodź, to się przynajmniej w miarę łatwo zmywa. Zaraz będzie po krzyku, jak już poleciał to chociaż nie wróci za prędko i będziemy mieli czas uciec na tą całą imprezę. A wtedy chyba jednak chociaż jeden drink czy cokolwiek nam się należy, tak za trudy podróży, oki?
Mówił luźno jak najęty, czyli jak zawsze, bo chyba nie miewał sytuacji niezręcznych czy krępujących za tego życia, i mówiąc weszli do łazienki, gdzie pod bieżącą wodą, dłońmi zmywał z siebie bombę.
- Teraz to bez sensu nawet wracać, bo na powrocie spotkamy go jeszcze ze sto razy, a już starczy, że mamy ze sobą piąte koło u wozu, którego ja akurat nie widzę, ale i tak uważam, że jest małpą.
Dobrze mieć też pewne poczucie własnej wartości...
Tak czy inaczej, darował jej i poprowadził ją dalej, zerkając na nią co i raz po prostu w geście udziału w konwersacji. Chciał widzieć jej reakcje, bo nie mówiła o emocjach ani nie była tak ekspresyjna by wydedukował z samych słów, więc zerkał na to, co podpowiadała jej mimika i gesty. O ile był w ogóle w stanie coś wyczytać, w końcu był ostatecznie tylko facetem, nie był najbardziej domyślą osobą świata.
- Ah, jest obok i słyszy, wspaniale. - Zupełnie bez powodu powtórzył podsumowanie całej sytuacji, aczkolwiek właśnie robił w głowie oficjalny zbiór sprawienia by nieistniejący typ zniknął z zażenowania albo złości, cokolwiek zadziała. Machnął ręką.
- Oczywiście, że by było, irytowaliby siebie nawzajem. Poza tym jak jest się złamanym chujem bez przyjaciół, to aż tak bym nie wybrzydzał na jego miejscu, ten poltergeist może być jedyną opcją.
I może zastanowiłby się czy nie warto trochę spuścić z tonu (choć i tak by tego nie zrobił, bo taką osobą był), gdyby wiedział, że wspomniany poltergeist będzie tuż za rogiem na nich czekał. Z łajnobombami. Zwolnił nieco kroku w tym ułamku sekundy kiedy dotarło do niego, co widzi.
- O żesz kurwa pier-
I tyle świat usłyszał, choć wiele więcej zostało powiedziane, zanim bomby nie ugodziły ich obojga, a Irytek odfrunął ze złowieszczym śmiechem gdzieś w stronę pewnie innych uczniów. Will chwilę stał z uniesionymi nieco rękami, spoglądając zaraz na dół i na Ape, a widząc jej cierpienie, znowu prawie aż się zaśmiał. Nie ze złośliwości! Jedynie czasem rząd niepowodzeń zaczynał w pewnym momencie bawić.
- Patrz, teraz przynajmniej zapachem dopasowaliśmy się do Vatesa i jego charakteru, taki akt zjednania kultury osobistej. - Po tych rozbawionych słowach, chociaż kwaśnych, bo śmierdziało, złożył dłoń na środku jej pleców by poprowadzić ją do łazienki na piętrze, damskiej żeby czuła się nieco swobodniej, choć wszedł z nią. - Chodź, to się przynajmniej w miarę łatwo zmywa. Zaraz będzie po krzyku, jak już poleciał to chociaż nie wróci za prędko i będziemy mieli czas uciec na tą całą imprezę. A wtedy chyba jednak chociaż jeden drink czy cokolwiek nam się należy, tak za trudy podróży, oki?
Mówił luźno jak najęty, czyli jak zawsze, bo chyba nie miewał sytuacji niezręcznych czy krępujących za tego życia, i mówiąc weszli do łazienki, gdzie pod bieżącą wodą, dłońmi zmywał z siebie bombę.
- Teraz to bez sensu nawet wracać, bo na powrocie spotkamy go jeszcze ze sto razy, a już starczy, że mamy ze sobą piąte koło u wozu, którego ja akurat nie widzę, ale i tak uważam, że jest małpą.