19-04-2023, 11:31 PM
Zdecydowanie Leightonowie mieli to do siebie, że nikomu nie ułatwiali życia, jak i niezwykle rzadko, raczej niemal nigdy, szli komukolwiek na rękę. Byli specyficzni, ale przede wszystkim chaotyczni i dość samolubni, choć w nie tak bardzo oczywisty sposób, jak niektórzy. Na przykład Ian z Maxem był samolubny, bo jakoś nie drążył tematu, że może Maxowi naprawdę przeszkadza jego podejście. Nie przekonał go, a jemu bardzo odpowiadało swoje podejście, zatem nie zamierzał się z niego wycofywać. Chciał dotrzeć do Gryfona, bo i też czasem zaskakiwał go ciekawymi cechami charakteru, jakich się może nie spodziewał jak go ledwo poznał. No i był uroczy jak się tak złościł, tak poza tym.
Roześmiał się szczere rozbawiony tym wiadrem ironii, jakie wylewał na niego Maxwell. A wydawał się taki miły, grzeczny, potulny. A potem się odzywał i zaczynała się dopiero cała zabawa. No uwielbiał go! Coraz bardziej, choć jeszcze nie podciągał tego pod nic więcej niż podobanie i sympatia.
- Aż żałuję, że nie mamy razem zajęć, może czasem bym Cię ostrzegł przed jakimś słupem, albo odepchnął kamień. - W zasadzie jakby ktoś faktycznie mu zagrażał, na tym etapie Ian byłby w pełni skłonny gościowi sprać dupsko. Albo co najmniej spróbować, ale tak jak był raczej złośliwy i pyskaty, tak nienawidził znęcania się nad słabszymi, dla samego znęcania. To było zwyczajnie chujowe. No i lubił bardzo Maxa, to inna rzecz! Ziomków się chroni i wspiera, a nie patrzy jak im ktoś ryj przestawia w drugą stronę.
Uniósł brwi na kolejny komentarz Maxwella i parsknął śmiechem, zaskoczony, ale i trochę zachęcony. Nie od razu do faktycznego rozbierania go ze wszystkiego, ale na pewno do flirtu i poużywania sobie z tego, był pewien, niezaplanowanego potknięcia.
- Albo nie chcesz się przed sobą przyznać, że chcesz żebym cię rozbierał, to też jest różnica. - Mówił to patrząc chłopakowi w oczy, jakby same słowa nie były dostatecznie konfundujące. I tylko szerzej się uśmiechnął na to zmieszanie i upomnienie jego sposobów leczenia. Naturalnie chciał użyć zaklęcia, ale Max go prowokował po zawodowemu, robiąc zupełnie nic najwyraźniej. Nachylił się jeszcze nieco ku niemu, smyrając palcami jakby w głasku okolice jego mostka, choć nie odwracał spojrzenia od jego oczu. - Nie? A nie się wydaje, że już nie jesteś tak blady, jak kiedy spadłeś. Ładnie ci w rumieńcach.
Tak, okropny był. Znaczy, nie chciał źle, naprawdę chłonął każdą bliskość z Maxem i korzystał na ile mógł, przesuwał też celowo te granice żeby po połowie kroczka wydeptać sobie do niego drogę, otworzyć go na siebie, bo takie sobie teraz zadanie wyznaczył i basta. Ale właśnie, nie brał pod uwagę niechęci Maxa, jedynie chęci, jakie zakładał, że są, choć ten się jeszcze nie przyznawał. Albo sobie wmówił, że tam są, ale nie zmieniało to jego zachowania w zasadzie.
- Tak bardzo przeszkadza ci to, że jestem blisko? - Dopytał jeszcze cicho, wzrokiem trochę wodząc po twarzy Maxa, ale zaraz znowu skupiając sie na oczach.
Roześmiał się szczere rozbawiony tym wiadrem ironii, jakie wylewał na niego Maxwell. A wydawał się taki miły, grzeczny, potulny. A potem się odzywał i zaczynała się dopiero cała zabawa. No uwielbiał go! Coraz bardziej, choć jeszcze nie podciągał tego pod nic więcej niż podobanie i sympatia.
- Aż żałuję, że nie mamy razem zajęć, może czasem bym Cię ostrzegł przed jakimś słupem, albo odepchnął kamień. - W zasadzie jakby ktoś faktycznie mu zagrażał, na tym etapie Ian byłby w pełni skłonny gościowi sprać dupsko. Albo co najmniej spróbować, ale tak jak był raczej złośliwy i pyskaty, tak nienawidził znęcania się nad słabszymi, dla samego znęcania. To było zwyczajnie chujowe. No i lubił bardzo Maxa, to inna rzecz! Ziomków się chroni i wspiera, a nie patrzy jak im ktoś ryj przestawia w drugą stronę.
Uniósł brwi na kolejny komentarz Maxwella i parsknął śmiechem, zaskoczony, ale i trochę zachęcony. Nie od razu do faktycznego rozbierania go ze wszystkiego, ale na pewno do flirtu i poużywania sobie z tego, był pewien, niezaplanowanego potknięcia.
- Albo nie chcesz się przed sobą przyznać, że chcesz żebym cię rozbierał, to też jest różnica. - Mówił to patrząc chłopakowi w oczy, jakby same słowa nie były dostatecznie konfundujące. I tylko szerzej się uśmiechnął na to zmieszanie i upomnienie jego sposobów leczenia. Naturalnie chciał użyć zaklęcia, ale Max go prowokował po zawodowemu, robiąc zupełnie nic najwyraźniej. Nachylił się jeszcze nieco ku niemu, smyrając palcami jakby w głasku okolice jego mostka, choć nie odwracał spojrzenia od jego oczu. - Nie? A nie się wydaje, że już nie jesteś tak blady, jak kiedy spadłeś. Ładnie ci w rumieńcach.
Tak, okropny był. Znaczy, nie chciał źle, naprawdę chłonął każdą bliskość z Maxem i korzystał na ile mógł, przesuwał też celowo te granice żeby po połowie kroczka wydeptać sobie do niego drogę, otworzyć go na siebie, bo takie sobie teraz zadanie wyznaczył i basta. Ale właśnie, nie brał pod uwagę niechęci Maxa, jedynie chęci, jakie zakładał, że są, choć ten się jeszcze nie przyznawał. Albo sobie wmówił, że tam są, ale nie zmieniało to jego zachowania w zasadzie.
- Tak bardzo przeszkadza ci to, że jestem blisko? - Dopytał jeszcze cicho, wzrokiem trochę wodząc po twarzy Maxa, ale zaraz znowu skupiając sie na oczach.