10-02-2021, 10:59 PM
Na określenie go gładkolicą dziewoją, Teddy uniósł jedną brew i spojrzał na Arthura tak, jakby miał zaprotestować, ale w rzeczywistości zdusił w sobie chęć parsknięcia śmiechem i przyznania, że owszem, to dzięki Felicity ma skórę, niczym pupcia niemowlęcia!
- Chciałem miotłę zabrać, ale nijak nie dałoby rady wygodnie przyczepić jej do plecaka, o schowaniu już w ogóle nie mówiąc. A jakbym ją zmniejszył zaklęciem, to pewnie za chwilę otrzymałbym wiadomość, że nie mam powrotu do Hogwartu za złamanie ustawy o tajności, czy coś... - Podrapał się po skroni, bo naprawdę brał pod uwagę użycie różdżki tylko w celu rzucenia jednego małego zaklęcia i gdyby nie siostra, która przypomniała mu, że nie wolno mu używać czarów poza szkołą dopóki nie skończy siedemnastu lat, to prawdopodobnie faktycznie by go wydalono. Albo chociaż postawiono przed sądem dla młodocianych magicznych przestępców, czy coś.
Pokiwał głową, jakby potwierdzając słowa Arthura, że miotłę pożyczy od Kitty, Connersowie na pewno dysponują kilkoma egzemplarzami, w końcu też trochę ich w rodzinie jest.
- O, zdecydowanie trzeba pogadać, bo nie ma co czasu tracić, żeby nam się wakacje nie skończyły zanim w ogóle ten namiot rozbijemy! - To by była straszna szkoda, bo Teddy bardzo się ekscytował możliwością spędzenia kilku dni z przyjaciółmi z dala od oka dorosłych. Należy im się trochę luzu, w końcu mają już szesnaście lat, to prawie jakby sami byli pełnoletni i odpowiedzialni! - Myślisz, że twoja mama nie uwierzy naszym zapewnieniom i tym niewinnym oczętom, że akurat z nami Kitty jest bezpieczna? - Spojrzał na Arthura najbardziej niewinnym wzrokiem, na jaki było go stać i zamrugał energicznie powiekami, jakby to miało podkreślić zupełny brak złych intencji. Chociaż kto wie co im do łbów strzeli! Ale z drugiej strony kto, jak kto, Kitty potrafiła o siebie zadbać i przyłożyć ewentualnemu niechcianemu delikwentowi w nos - nie żeby w tym przypadku było to potrzebne.
Z usatysfakcjonowanym uśmiechem schował bransoletkę, która wcale nie była topornie wykonana! To był jej urok!
- To mam nadzieję, że z tych emocji mnie nie osika, niczym szczęśliwy szczeniak. - Parsknął krótko z rozbawieniem, wyobrażając sobie podekscytowaną Octavię, którą ostatni raz widział na peronie 9 i 3/4 w czerwcu, kiedy to ekspres Hogwart-Londyn wtoczył się na Londyński dworzec po kolejnym roku nauki.
Przejażdżka autobusem minęła im w atmosferze żartobliwego opowiadania anegdotek z wakacji, dopóki nie wysiedli niedaleko domu rodziny Crawford. Teddy nie wytężał słuchu, żeby usłyszeć typowy harmider dobiegający z domu przyjaciela, ale po przejściu kilkunastu metrów w ogóle nie musiał.
- Oho, gdybym nie wiedział, to pomyślałbym, że hodujecie gadające papugi. - Jak tylko zbliżyli się do budynku, przez otwarte okno wyraźnie dało się słyszeć dziewczęcy głos nadający z prędkością karabinu maszynowego. Aż trudno było rozróżnić słowa!
- Chciałem miotłę zabrać, ale nijak nie dałoby rady wygodnie przyczepić jej do plecaka, o schowaniu już w ogóle nie mówiąc. A jakbym ją zmniejszył zaklęciem, to pewnie za chwilę otrzymałbym wiadomość, że nie mam powrotu do Hogwartu za złamanie ustawy o tajności, czy coś... - Podrapał się po skroni, bo naprawdę brał pod uwagę użycie różdżki tylko w celu rzucenia jednego małego zaklęcia i gdyby nie siostra, która przypomniała mu, że nie wolno mu używać czarów poza szkołą dopóki nie skończy siedemnastu lat, to prawdopodobnie faktycznie by go wydalono. Albo chociaż postawiono przed sądem dla młodocianych magicznych przestępców, czy coś.
Pokiwał głową, jakby potwierdzając słowa Arthura, że miotłę pożyczy od Kitty, Connersowie na pewno dysponują kilkoma egzemplarzami, w końcu też trochę ich w rodzinie jest.
- O, zdecydowanie trzeba pogadać, bo nie ma co czasu tracić, żeby nam się wakacje nie skończyły zanim w ogóle ten namiot rozbijemy! - To by była straszna szkoda, bo Teddy bardzo się ekscytował możliwością spędzenia kilku dni z przyjaciółmi z dala od oka dorosłych. Należy im się trochę luzu, w końcu mają już szesnaście lat, to prawie jakby sami byli pełnoletni i odpowiedzialni! - Myślisz, że twoja mama nie uwierzy naszym zapewnieniom i tym niewinnym oczętom, że akurat z nami Kitty jest bezpieczna? - Spojrzał na Arthura najbardziej niewinnym wzrokiem, na jaki było go stać i zamrugał energicznie powiekami, jakby to miało podkreślić zupełny brak złych intencji. Chociaż kto wie co im do łbów strzeli! Ale z drugiej strony kto, jak kto, Kitty potrafiła o siebie zadbać i przyłożyć ewentualnemu niechcianemu delikwentowi w nos - nie żeby w tym przypadku było to potrzebne.
Z usatysfakcjonowanym uśmiechem schował bransoletkę, która wcale nie była topornie wykonana! To był jej urok!
- To mam nadzieję, że z tych emocji mnie nie osika, niczym szczęśliwy szczeniak. - Parsknął krótko z rozbawieniem, wyobrażając sobie podekscytowaną Octavię, którą ostatni raz widział na peronie 9 i 3/4 w czerwcu, kiedy to ekspres Hogwart-Londyn wtoczył się na Londyński dworzec po kolejnym roku nauki.
Przejażdżka autobusem minęła im w atmosferze żartobliwego opowiadania anegdotek z wakacji, dopóki nie wysiedli niedaleko domu rodziny Crawford. Teddy nie wytężał słuchu, żeby usłyszeć typowy harmider dobiegający z domu przyjaciela, ale po przejściu kilkunastu metrów w ogóle nie musiał.
- Oho, gdybym nie wiedział, to pomyślałbym, że hodujecie gadające papugi. - Jak tylko zbliżyli się do budynku, przez otwarte okno wyraźnie dało się słyszeć dziewczęcy głos nadający z prędkością karabinu maszynowego. Aż trudno było rozróżnić słowa!