23-04-2023, 11:33 AM
Zmarszczył brwi nieco, przyglądając się Maxowi. W sumie miał na koncie nieudany eliksir warzony z kumplem, który nieco lepszy akurat był w te klocki, a mimo to wysadzili sufit w kiblu szkolnym. Ups... Ale czy do tego nawiązywał Max? Skąd miałby w sumie też wiedzieć, że to on? To musiał być przypadek. Odwrócił wzrok na chwilę z powstrzymywanym uśmiechem rozbawienia.
- Nawet nie masz pojęcia - mruknął do siebie pod nosem ubawiony.
Bardzo szczery komentarz, faktycznie, Ian absolutnie też nie odebrał go jako słabość. Doceniał bycie szczerym, jak i już zdążył zauważyć, że mówienie tego, co się myśli, wymagało często więcej odwagi niż ściemnianie i wymyślanie. Na przykład kiedy ojciec pytał go o cokolwiek lub też miał pretensje i chętnie powiedziałby mu parę słów co myśli o takich pytaniach... Ale zaraz po tym najpewniej by zabrał swoje rzzeczy i poszukał sobie miejsca na cmentarzu, zatem nie, absolutnie nie miał odwagi nawet sugerować rodzicielowi, że go denerwuje. Co innego z matką, choć kochał oboje rodziców, niepodważalnie mógł sobie z nią pozwolić i wykorzystywał to bezsprzecznie. O ile ojca nie było obok, oczywiście.
- Oczywiście, że umiesz, ale wtedy całą przyjemność zachowujesz dla siebie, bez sensu. - Szczere do bólu, sam chwilami nie wiedział skąd wziął tą pewność siebie w tej materii. Może postawiony przed faktem nie byłby aż tak hej do przodu, ale w gębie to był mocny całe życie, a potem przy czynach już się chwiały nóżki. Taka charakterystyka Leightonów. - Spokojnie, nie będę cię napastował póki nie przekonam cię, że też tego chcesz - Dodał w końcu, po czym puścił mu oczko.
I chwilę później zdecydowanie przesuwał jego granice i doszukiwał się wspomnianej chęci, Max tymczasem nie wiedział już chyba sam w którą stronę patrzeć. To nawet urocze, a przy okazji dodawało pewności siebie Ianowi, czuł się w pełnej kontroli i dominacji. Może dlatego tak bardzo się rozzuchwalił w tej relacji. Przy tym wspomnienie, że mu się ciepło zrobiło, tylko potwierdziło w oczach Iana, że nie wymyślił sobie, że coś jest na rzeczy i faktycznie ma wpływ na Gryfona. Ha!
- A co jak zrobi ci się zimno? Rozchorujesz się i w ogóle... - Mówił cicho, jeszcze się nie odsuwając. Zamiast tego zupełnie celowo zerknął na jego usta. Zaraz jednak westchnął cicho i odsunął się niechętnie, przysiadając znowu w normalnym dystansie. - Ale przy okazji się wykrwawiasz więc niech ci będzie, że ci wierzę w te całe niechęci, wrócimy jeszcze do tematu.
To była z jego strony obietnica, dla Maxa pewnie przeciwnie. Ale to nic, może w końcu się przyzwyczai do jego... Energii. Grzebnął jedną ręką w torbie i wyjął różdżkę po chwili, drugą nadal przyciskając do rozcięcia na boku.
- Jakbym wiedział, że skumam się z kimś, kogo zainteresowaniem jest autodestrukcja, uważniej słuchałbym przy zajęciach o zaklęciach leczniczych. A tak, będę musiał chyba sam się nauczyć, ewentualnie przećwiczyć refleks łapania cię kiedy skądś spadasz. - W zasadzie to całkiem kochane, że na tyle o niego dbał, że chciał się nawet czegoś więcej nauczyć, poświęcić czas! Odetchnął, zabierając ubranie i przeciągnął nieco przedramię przed zaklęciem. - Dobra, nie ruszaj się.
Odsunął się nieco nawet od niego, żeby mieć przestrzeń, wycelował różdżkę w ranę, po czym poruszył tak jak pamiętał, że trzeba było.
- Episkey.
Spodziewał się chyba więcej, że chociaż rana się zasklepi i zostanie blizna? Albo coś... Fakt, że przestał krwawić, może ciut zbladło otoczenie rozcięcia, ale w sumie to ranę samą w sobie miał nadal. Ian opuścił nieco rękę z kwaśną miną, zerkając na swoją różdżkę jakby to ona była winna.
- Ee... Chyba miałem wizję czegoś... Bardziej. Ale zawsze coś, cnie? - Zerk na Maxa, nawet w sumie dumny z siebie i tak, że cokolwiek pomógł.
Zakłócenia: 4
- Nawet nie masz pojęcia - mruknął do siebie pod nosem ubawiony.
Bardzo szczery komentarz, faktycznie, Ian absolutnie też nie odebrał go jako słabość. Doceniał bycie szczerym, jak i już zdążył zauważyć, że mówienie tego, co się myśli, wymagało często więcej odwagi niż ściemnianie i wymyślanie. Na przykład kiedy ojciec pytał go o cokolwiek lub też miał pretensje i chętnie powiedziałby mu parę słów co myśli o takich pytaniach... Ale zaraz po tym najpewniej by zabrał swoje rzzeczy i poszukał sobie miejsca na cmentarzu, zatem nie, absolutnie nie miał odwagi nawet sugerować rodzicielowi, że go denerwuje. Co innego z matką, choć kochał oboje rodziców, niepodważalnie mógł sobie z nią pozwolić i wykorzystywał to bezsprzecznie. O ile ojca nie było obok, oczywiście.
- Oczywiście, że umiesz, ale wtedy całą przyjemność zachowujesz dla siebie, bez sensu. - Szczere do bólu, sam chwilami nie wiedział skąd wziął tą pewność siebie w tej materii. Może postawiony przed faktem nie byłby aż tak hej do przodu, ale w gębie to był mocny całe życie, a potem przy czynach już się chwiały nóżki. Taka charakterystyka Leightonów. - Spokojnie, nie będę cię napastował póki nie przekonam cię, że też tego chcesz - Dodał w końcu, po czym puścił mu oczko.
I chwilę później zdecydowanie przesuwał jego granice i doszukiwał się wspomnianej chęci, Max tymczasem nie wiedział już chyba sam w którą stronę patrzeć. To nawet urocze, a przy okazji dodawało pewności siebie Ianowi, czuł się w pełnej kontroli i dominacji. Może dlatego tak bardzo się rozzuchwalił w tej relacji. Przy tym wspomnienie, że mu się ciepło zrobiło, tylko potwierdziło w oczach Iana, że nie wymyślił sobie, że coś jest na rzeczy i faktycznie ma wpływ na Gryfona. Ha!
- A co jak zrobi ci się zimno? Rozchorujesz się i w ogóle... - Mówił cicho, jeszcze się nie odsuwając. Zamiast tego zupełnie celowo zerknął na jego usta. Zaraz jednak westchnął cicho i odsunął się niechętnie, przysiadając znowu w normalnym dystansie. - Ale przy okazji się wykrwawiasz więc niech ci będzie, że ci wierzę w te całe niechęci, wrócimy jeszcze do tematu.
To była z jego strony obietnica, dla Maxa pewnie przeciwnie. Ale to nic, może w końcu się przyzwyczai do jego... Energii. Grzebnął jedną ręką w torbie i wyjął różdżkę po chwili, drugą nadal przyciskając do rozcięcia na boku.
- Jakbym wiedział, że skumam się z kimś, kogo zainteresowaniem jest autodestrukcja, uważniej słuchałbym przy zajęciach o zaklęciach leczniczych. A tak, będę musiał chyba sam się nauczyć, ewentualnie przećwiczyć refleks łapania cię kiedy skądś spadasz. - W zasadzie to całkiem kochane, że na tyle o niego dbał, że chciał się nawet czegoś więcej nauczyć, poświęcić czas! Odetchnął, zabierając ubranie i przeciągnął nieco przedramię przed zaklęciem. - Dobra, nie ruszaj się.
Odsunął się nieco nawet od niego, żeby mieć przestrzeń, wycelował różdżkę w ranę, po czym poruszył tak jak pamiętał, że trzeba było.
- Episkey.
Spodziewał się chyba więcej, że chociaż rana się zasklepi i zostanie blizna? Albo coś... Fakt, że przestał krwawić, może ciut zbladło otoczenie rozcięcia, ale w sumie to ranę samą w sobie miał nadal. Ian opuścił nieco rękę z kwaśną miną, zerkając na swoją różdżkę jakby to ona była winna.
- Ee... Chyba miałem wizję czegoś... Bardziej. Ale zawsze coś, cnie? - Zerk na Maxa, nawet w sumie dumny z siebie i tak, że cokolwiek pomógł.