28-04-2023, 12:07 AM
Październik! Przepiękny miesiąc! Niby jesień, ale w te słoneczne dni warto było przejść się na spacer, nacieszyć oczy różnorodnością kolorów. Teddy czuł, jakby ta jesienna słoneczna aura silnie na niego wpływała, bo miał więcej energii niż zazwyczaj. Obudził się rano niemal z pieśnią na ustach. Niczym Królewna Śnieżka miał ochotę otwiorzyć o świcie okno i śpiewać z ptakami, przygotowując się do rozpoczęcia dnia. Nie zrobił tego tylko dlatego, że nie chciał obudzić współlokatorów.
W trakcie lekcji podchodził do zadań z entuzjazmem i uśmiechem jeszcze szerszym, niż do tej pory. Jakby dostał jakichś kurczy twarzy, które nie pozwalają mu przybrać poważnej miny. Poza tym jak zwykle wszystkich dookoła witał i pozdrawiał, komplementował i rozbawiał. A dzisiejsze popołudnie chciał spędzić na łonie natury. I chociaż przez chwilkę pobyć sam, żeby móc napawać się pięknem otoczenia bez potrzeby komentowania.
Po zajęciach zajrzał do dormitorium tylko w celu przebrania się w coś wygodniejszego i zostawienia torby, po czym sprężystym krokiem udał się na błonia. Nogi poniosły go w stronę dużego drzewa, które zmieniało kolor korony w zależności od pory roku. Może dlatego podświadomie wybrał właśnie ten kierunek, bo wiedział, że będzie mógł poobserwować więcej kolorów. A może był jakiś inny powód?
Dotarł na miejsce w ciszy, z uśmiechem obserwując okolicę i chłonąc ciepełko słoneczne. Stwierdził, że usiądzie w cieniu, gdzie mógł oprzeć się o pień i przybrać wygodną pozycję do kontemplacji otoczenia. Upatrzył sobie korzeń, na którym można było usiąść i już miał do niego podejść, kiedy to nagłe zamieszanie wśród liści zwróciło jego uwagę. Spojrzał w górę akurat w momencie, żeby zauważyć spadającą postać. Stał dokładnie pod nią, więc wystarczyło, że rozłożył ręce i mógł złapać niewiastę w opałach. W jego założeniu miał to być idealny chwyt, niczym czirliderzy i ich akrobacje, ale efekt okazał się mniej zajebisty. Owszem, złapał dziewczę i uchronił ją przed bolesnym upadkiem, ale jako że nie był na to przygotowany i nastąpiło bardzo nagle, to stracił równowagę. Poleciał do tyłu, lądując na tyłku i łopatkach, wciąż trzymając w objęciach tegoż anioła, co to z niebios na niego spadł.
- O... Liv... - Rozpoznał ją jak tylko wylądowała w jego ramionach, ale dopiero teraz mógł się odezwać. Z niewielkimi problemami, bo dopiero co uderzenie wycisnęło z jego płuc powietrze. No i waga piórkowa Reagan też nieco utrudniała zaczerpnięcie powietrza. Ale jakoś... nie miał nic przeciwko temu. Wręcz uśmiechnął się do niej, wciąż z pozycji leżącej, wciąż ją trzymając. Hm, może jednak przeznaczenie go tutaj przygnało, żeby uratować Livkę przed połamaniem kończyn? Może podświadomie czuł, że będzie potrzebowała pomocy? - Jesteś cała? - Nie bardzo mógł jej się przyjrzeć, dopóki znajdywali się w pozycji horyzontalnej, więc i nie mógł ocenić ewentualnych strat. Swoich w tej chwili obolałych pośladków nie liczył, dobrze się spisały amortyzując upadek i później dostaną za to nagrodę. - Jak próbujesz nauczyć się latać bez miotły, to jeszcze dużo roboty przed tobą. - Nie chciał wypytywać czego to ona szukała na tym drzewie, więc wysunął swoją własną żartobliwą teorię.
W trakcie lekcji podchodził do zadań z entuzjazmem i uśmiechem jeszcze szerszym, niż do tej pory. Jakby dostał jakichś kurczy twarzy, które nie pozwalają mu przybrać poważnej miny. Poza tym jak zwykle wszystkich dookoła witał i pozdrawiał, komplementował i rozbawiał. A dzisiejsze popołudnie chciał spędzić na łonie natury. I chociaż przez chwilkę pobyć sam, żeby móc napawać się pięknem otoczenia bez potrzeby komentowania.
Po zajęciach zajrzał do dormitorium tylko w celu przebrania się w coś wygodniejszego i zostawienia torby, po czym sprężystym krokiem udał się na błonia. Nogi poniosły go w stronę dużego drzewa, które zmieniało kolor korony w zależności od pory roku. Może dlatego podświadomie wybrał właśnie ten kierunek, bo wiedział, że będzie mógł poobserwować więcej kolorów. A może był jakiś inny powód?
Dotarł na miejsce w ciszy, z uśmiechem obserwując okolicę i chłonąc ciepełko słoneczne. Stwierdził, że usiądzie w cieniu, gdzie mógł oprzeć się o pień i przybrać wygodną pozycję do kontemplacji otoczenia. Upatrzył sobie korzeń, na którym można było usiąść i już miał do niego podejść, kiedy to nagłe zamieszanie wśród liści zwróciło jego uwagę. Spojrzał w górę akurat w momencie, żeby zauważyć spadającą postać. Stał dokładnie pod nią, więc wystarczyło, że rozłożył ręce i mógł złapać niewiastę w opałach. W jego założeniu miał to być idealny chwyt, niczym czirliderzy i ich akrobacje, ale efekt okazał się mniej zajebisty. Owszem, złapał dziewczę i uchronił ją przed bolesnym upadkiem, ale jako że nie był na to przygotowany i nastąpiło bardzo nagle, to stracił równowagę. Poleciał do tyłu, lądując na tyłku i łopatkach, wciąż trzymając w objęciach tegoż anioła, co to z niebios na niego spadł.
- O... Liv... - Rozpoznał ją jak tylko wylądowała w jego ramionach, ale dopiero teraz mógł się odezwać. Z niewielkimi problemami, bo dopiero co uderzenie wycisnęło z jego płuc powietrze. No i waga piórkowa Reagan też nieco utrudniała zaczerpnięcie powietrza. Ale jakoś... nie miał nic przeciwko temu. Wręcz uśmiechnął się do niej, wciąż z pozycji leżącej, wciąż ją trzymając. Hm, może jednak przeznaczenie go tutaj przygnało, żeby uratować Livkę przed połamaniem kończyn? Może podświadomie czuł, że będzie potrzebowała pomocy? - Jesteś cała? - Nie bardzo mógł jej się przyjrzeć, dopóki znajdywali się w pozycji horyzontalnej, więc i nie mógł ocenić ewentualnych strat. Swoich w tej chwili obolałych pośladków nie liczył, dobrze się spisały amortyzując upadek i później dostaną za to nagrodę. - Jak próbujesz nauczyć się latać bez miotły, to jeszcze dużo roboty przed tobą. - Nie chciał wypytywać czego to ona szukała na tym drzewie, więc wysunął swoją własną żartobliwą teorię.