28-04-2023, 12:24 AM
To miała być przyjemna wspinaczka; chwila wolności, której mogła się oddać, zanim ktoś postanowi jej to zniszczyć, nachodząc własną osobą. Jedna z wielu przygód, które przecież przeżywała każdego dnia. Jaka szkoda, że to właśnie dzisiaj postanowiła spaść z drzewa. A może ten pieprzony przerośnięty pniak postanowił ją z siebie zrzucić, bo coś mu nie odpowiadało? Jeśli chodzi o Hogwart i tereny, które go otaczały, nie zdziwiłaby się w żadnej sytuacji. No, może jedynie gdyby Ślizgoni stali się bardziej normalni i nie uprzykrzali życia innym (miała swoje powody, by teraz jeszcze bardziej nie lubić zielonych).
Niemniej poleciała, oddając się bezgranicznie sile przyciągania ziemskiego czekając, aż zaryje bez pamięci w ziemię. Może chociaż trawa będzie dla niej bardziej łaskawa.
Wylądowanie na kimś potraktowała niczym zrządzenie losu. Może coś na górze, bo pewnie istniało, postanowiło się nad nią zlitować i uchronić przed obiciem jakiejkolwiek części ciała, która powinna jej długo służyć.
Nie oczekiwała, że staranuje Puchona, który już kilka razy jej się przysłużył, chroniąc przed niebezpieczeństwami. A to tłuczki, a to latające krzesła. Czy on obrał sobie za cel pojawianie się wszędzie tam, gdzie Lycoris potrzebowała pomocy? Jeśli tak, to był niemal jak rycerz, tyle, że bez zbroi. A to lepiej, bo wpadając na taką pewnie przebiłaby sobie płuca.
-Ugh… - jęknęła, lekko się unosząc. Pomimo wygody, nadal odczuwała skutki upadku. Nie tak, jak zapewne Teddy, ale mimo wszystko. - Chyba tak, jeszcze nie wiem - odpowiedziała, spoglądając na niego. Co on tu właściwie robił? Miała nadzieję, że jej nie śledził, bo wtedy zrobiłoby się trochę creepy, a nie miała za bardzo ochoty na jakąś dziwną walkę. jedną miała za sobą, wystarczyło na całe życie.
-Bardzo zabawne. To drzewo postanowiło mnie z siebie zrzucić. Tak bez powodu - obruszyła się, siadając. Co prawda na koledze, ale zaraz to naprawi. Jak tylko upewni się, że faktycznie żyła, a nie została kolejnym duchem.
-Dzięki za pomoc. Złamałeś sobie kręgosłup? Jeśli tak spokojnie, zajmiemy się tobą - stwierdziła i sturlała się na trawę obok niego. Przyjął na siebie uderzenie, miała to na uwadze. Co jak co, ale Reagan miała swój honor i zasady, więc jeśli ktoś robił coś dla niej odpłacała się tym samym. - W skali jeden do dziesięciu, jak bardzo umierasz? - spytała subtelnie.
Niemniej poleciała, oddając się bezgranicznie sile przyciągania ziemskiego czekając, aż zaryje bez pamięci w ziemię. Może chociaż trawa będzie dla niej bardziej łaskawa.
Wylądowanie na kimś potraktowała niczym zrządzenie losu. Może coś na górze, bo pewnie istniało, postanowiło się nad nią zlitować i uchronić przed obiciem jakiejkolwiek części ciała, która powinna jej długo służyć.
Nie oczekiwała, że staranuje Puchona, który już kilka razy jej się przysłużył, chroniąc przed niebezpieczeństwami. A to tłuczki, a to latające krzesła. Czy on obrał sobie za cel pojawianie się wszędzie tam, gdzie Lycoris potrzebowała pomocy? Jeśli tak, to był niemal jak rycerz, tyle, że bez zbroi. A to lepiej, bo wpadając na taką pewnie przebiłaby sobie płuca.
-Ugh… - jęknęła, lekko się unosząc. Pomimo wygody, nadal odczuwała skutki upadku. Nie tak, jak zapewne Teddy, ale mimo wszystko. - Chyba tak, jeszcze nie wiem - odpowiedziała, spoglądając na niego. Co on tu właściwie robił? Miała nadzieję, że jej nie śledził, bo wtedy zrobiłoby się trochę creepy, a nie miała za bardzo ochoty na jakąś dziwną walkę. jedną miała za sobą, wystarczyło na całe życie.
-Bardzo zabawne. To drzewo postanowiło mnie z siebie zrzucić. Tak bez powodu - obruszyła się, siadając. Co prawda na koledze, ale zaraz to naprawi. Jak tylko upewni się, że faktycznie żyła, a nie została kolejnym duchem.
-Dzięki za pomoc. Złamałeś sobie kręgosłup? Jeśli tak spokojnie, zajmiemy się tobą - stwierdziła i sturlała się na trawę obok niego. Przyjął na siebie uderzenie, miała to na uwadze. Co jak co, ale Reagan miała swój honor i zasady, więc jeśli ktoś robił coś dla niej odpłacała się tym samym. - W skali jeden do dziesięciu, jak bardzo umierasz? - spytała subtelnie.