28-04-2023, 01:03 AM
Ten upadek z pewnością nie przedstawiał jej w najlepszym świetle. Ba, mogłaby się pokusić o stwierdzenie, że trochę jej brał z reputacji, o którą tak dbała, nie dbając wcale. Zabawne stwierdzenie, ale jednak wolałaby nie słyszeć na korytarzu komentarzy, że nie radzi sobie z drzewami, a wchodzenie po nich jest dla niej wyjątkowo problematyczne. Przecież nie było. To, że roślina uznała, że fajnie będzie ją z siebie zrzucić, to już nie była jej wina. Nie mogła z nim walczy, bo i jak? Na pięści? Dostałaby z gałęzi, ewentualnie grubszego konara i nokaut na kilka dni. Tak było z Wierzbą Bijącą, chociaż z tą nigdy nie miał okazji mieć bliskiej styczności. Nie była głupia, nie pchała się tam, gdzie nie powinna (jasne, zdecydowanie, ehe).
W tym wszystkim miała nadzieję, że Puchon, na którym wylądowała, a który był poduszką niebywale wygodną, nie będzie chodziło o szkole i opowiadał plotek. Oby, bo Lycoris będzie zmuszona użyć swoich wdzięków czy tam siły, żeby się chłopak opamiętał.
Przyjrzała mu się uważniej, dostrzegając rumieniec na jego twarzy. Jasne, że zwaliła to na siłę upadku. Nie widziała innego powodu, dla którego miały się czerwienić.
-Myślisz, że one się mnożą? Wiesz, skoro zwierząt w Zakazanym Lesie przybywa, może magiczne drzewa też opracowały swój własny system. Wyobrażasz sobie armię Wierzb Bijących? Hogwart zostałby zdominowany - powiedziała rozbawiona własną wizją. Już widziała rząd drzew buntująca się przeciwko uczniom wychodzącym na błonia. Bunt, który miał pokazać, że szkoła jest dla ludzi, tereny zielone dla natury. Gorzej jeśli kiedyś tak będzie. - Nie mam zamiaru. Tylko prawdziwy masochista zbliżałby się sam z siebie do Bijącej. Nie jestem kretynką, chociaż muszę znaleźć sposób, żeby ją uspokoić i zbadać tunele, które podobno pod nią są - stwierdziła, przez chwilę leżąc na trawie. Taka perspektywa jej odpowiadała, bolało ją kilka kości. Poza tym mogła przyjrzeć się drzewu, którego w myślach pozbywał się już dwadzieścia razy, i to na różne sposoby.
-Zawsze gadasz o swoim tyłku? Znaczy jasne, pewnie jest spoko, ale zazwyczaj ludzie ograniczają się do całego ciała. Musisz wyjątkowo go lubić - obróciła głowę, patrząc na niego. Chwilę później usiadła na trawie, bo jednak od tego bolał ją kark. - Ale muszę powiedzieć, że jesteś bardziej wytrzymały, niż podejrzewałam - rzuciła. No, niech ma już komplement, zasłużył.
-Raczej już nie poczujesz. Ewentualnie jakieś robale. Fuj, oby nie - skrzywiła się. Nie lubiła badziewia chyba najbardziej ze wszystkiego.
-Ej, dobra, uważaj, co. Wiem, że pewnie poradzisz sobie sam, ale mam trochę honoru. Ucierpiałeś przeze mnie, pokaż co ci się tam dzieje - rzuciła, tym razem ciało układając tak, że było na wprost niego. Nachyliła się nawet bardziej w kierunku chłopaka, kładąc rękę na jego ramieniu. - Tu cię boli? A jak nie to gdzie? Nie mów nigdzie, słyszałam jak jęczałeś - zmierzyła go wzrokiem. No i czemu się tak na nią patrzył, co? Ona umiała być miła, jak chciała.
-Nie muszę być wielkich gabarytów, żeby odbijać tłuczki. Mała waga sprawia, że jestem szybsza. Rozwinięte mięśnie rąk od spoliczkowania wielu uczniów sprawiają, że i z tłuczkami sobie radzę. Jestem dobra w machania pałką, to wszystko - wzruszyła ramionami.
W tym wszystkim miała nadzieję, że Puchon, na którym wylądowała, a który był poduszką niebywale wygodną, nie będzie chodziło o szkole i opowiadał plotek. Oby, bo Lycoris będzie zmuszona użyć swoich wdzięków czy tam siły, żeby się chłopak opamiętał.
Przyjrzała mu się uważniej, dostrzegając rumieniec na jego twarzy. Jasne, że zwaliła to na siłę upadku. Nie widziała innego powodu, dla którego miały się czerwienić.
-Myślisz, że one się mnożą? Wiesz, skoro zwierząt w Zakazanym Lesie przybywa, może magiczne drzewa też opracowały swój własny system. Wyobrażasz sobie armię Wierzb Bijących? Hogwart zostałby zdominowany - powiedziała rozbawiona własną wizją. Już widziała rząd drzew buntująca się przeciwko uczniom wychodzącym na błonia. Bunt, który miał pokazać, że szkoła jest dla ludzi, tereny zielone dla natury. Gorzej jeśli kiedyś tak będzie. - Nie mam zamiaru. Tylko prawdziwy masochista zbliżałby się sam z siebie do Bijącej. Nie jestem kretynką, chociaż muszę znaleźć sposób, żeby ją uspokoić i zbadać tunele, które podobno pod nią są - stwierdziła, przez chwilę leżąc na trawie. Taka perspektywa jej odpowiadała, bolało ją kilka kości. Poza tym mogła przyjrzeć się drzewu, którego w myślach pozbywał się już dwadzieścia razy, i to na różne sposoby.
-Zawsze gadasz o swoim tyłku? Znaczy jasne, pewnie jest spoko, ale zazwyczaj ludzie ograniczają się do całego ciała. Musisz wyjątkowo go lubić - obróciła głowę, patrząc na niego. Chwilę później usiadła na trawie, bo jednak od tego bolał ją kark. - Ale muszę powiedzieć, że jesteś bardziej wytrzymały, niż podejrzewałam - rzuciła. No, niech ma już komplement, zasłużył.
-Raczej już nie poczujesz. Ewentualnie jakieś robale. Fuj, oby nie - skrzywiła się. Nie lubiła badziewia chyba najbardziej ze wszystkiego.
-Ej, dobra, uważaj, co. Wiem, że pewnie poradzisz sobie sam, ale mam trochę honoru. Ucierpiałeś przeze mnie, pokaż co ci się tam dzieje - rzuciła, tym razem ciało układając tak, że było na wprost niego. Nachyliła się nawet bardziej w kierunku chłopaka, kładąc rękę na jego ramieniu. - Tu cię boli? A jak nie to gdzie? Nie mów nigdzie, słyszałam jak jęczałeś - zmierzyła go wzrokiem. No i czemu się tak na nią patrzył, co? Ona umiała być miła, jak chciała.
-Nie muszę być wielkich gabarytów, żeby odbijać tłuczki. Mała waga sprawia, że jestem szybsza. Rozwinięte mięśnie rąk od spoliczkowania wielu uczniów sprawiają, że i z tłuczkami sobie radzę. Jestem dobra w machania pałką, to wszystko - wzruszyła ramionami.