28-04-2023, 01:10 AM
Liv nie musiała się martwić o ewentualne plotki, Teddy nie miał w zwyczaju trajkotania z napotkanymi znajomymi o upadkach innych znajomych. Jak już coś takiego komuś mówił, to przyjaciołom i w zaufaniu. I nie wszystkim przyjaciołom.
- Armia Bijących Wierzb? - Momentalnie jego wyobraźnia podsunęła mu obrazy szkolnych błoni zarośniętych wielkimi drzewami, które wściekle wymachiwały gałęziami do siebie nawzajem. Przez zastępy tak krwiożerczych i agresywnych bestii z pewnością nikt nie byłby w stanie przedrzeć się do zamku ani z niego wyjść. - To definitywnie zapobiegłoby wyprawom do Zakazanego Lasu. - No bo jak się przedrzeć przez drzewny front, który chce cię pobić na śmierć?
Niekoniecznie zraził się komentarzem, że ewentualny delikwent zbliżający się do Wierzby Bijącej jest masochistą. Wcale nie lubił, jak go bolało! - Hm, ja próbowałem. Myślałem, że znam sposób, ale jednak ostatecznie okazało się to nieskuteczne. Więc nie wierz, jak ktoś ci powie, że wystarczy w nią rzucić kamieniem z jeziora owiniętym w liść mandragory. Ani w śpiewanie kołysanki. - Skoro Liv chciała odnaleźć ten sposób, to Gilmore poczuł, że musi podzielić się z nią swoją dotychczas zdobytą wiedzą. Właściwie już od kilku lat nie próbował podejścia interakcji z tym wyjątkowym przedstawicielem magicznej flory, może razem z Reagan mogliby odkryć sposób "wyłączenia" rośliny?
- Bardzo lubię mój tyłek. To integralna część mnie, miękka do siedzenia, amortyzuje upadki. Należy mu się trochę uznania. - Nie bardzo mógł się obrócić, ale wykonał jakiś gest mający imitować zerkanie na swoje własne pośladki. Poklepał swoje siedzenie na wysokości nerek, bo przecież w tej pozycji nie miał dostępu do najwygodniejszej do klepania części.
Z uwagą przyglądał się, jak Liv przysuwa się, żeby znaleźć się na wyciągnięcie ręki, po czym sięga do jego ramienia. Jej dotyk okazał się dużo bardziej delikatny, niż mogłaby to sugerować jej pozycja w Quidditchu. Zamiast zdecydowanego i twardego dotyku pałkarza, poczuł ostrożną i ciepłą dłoń lekko naciskającą na spięte po upadku mięśnie. Aż wyprostował plecy, żeby bardziej poczuć gdzie faktycznie najbardziej boli. Bo to było całkiem przyjemne czuć drobne, dziewczęce palce emanujące ciepłem. Otrząsnął się z tego krótkiego transu i uniósł jedną rękę, krzywiąc się nieznacznie, jak poczuł ukłucie bólu.
- Niżej, na wysokości łopatek. - Nawet palcem wskazującym pokazał jakby w dół, żeby zobrazować swoje słowa. - Mam nadzieję, że mnie nigdy nie spoliczkujesz. Wolałbym zachować głowę na karku, a pod wpływem uderzenia mogłaby odlecieć. Nie spieszy mi się do grona Jeźdźców Bez Głów. - Aż z przejęciem zmacał się po głowie, jakby obawiał się, że może jej nie mieć.
- Armia Bijących Wierzb? - Momentalnie jego wyobraźnia podsunęła mu obrazy szkolnych błoni zarośniętych wielkimi drzewami, które wściekle wymachiwały gałęziami do siebie nawzajem. Przez zastępy tak krwiożerczych i agresywnych bestii z pewnością nikt nie byłby w stanie przedrzeć się do zamku ani z niego wyjść. - To definitywnie zapobiegłoby wyprawom do Zakazanego Lasu. - No bo jak się przedrzeć przez drzewny front, który chce cię pobić na śmierć?
Niekoniecznie zraził się komentarzem, że ewentualny delikwent zbliżający się do Wierzby Bijącej jest masochistą. Wcale nie lubił, jak go bolało! - Hm, ja próbowałem. Myślałem, że znam sposób, ale jednak ostatecznie okazało się to nieskuteczne. Więc nie wierz, jak ktoś ci powie, że wystarczy w nią rzucić kamieniem z jeziora owiniętym w liść mandragory. Ani w śpiewanie kołysanki. - Skoro Liv chciała odnaleźć ten sposób, to Gilmore poczuł, że musi podzielić się z nią swoją dotychczas zdobytą wiedzą. Właściwie już od kilku lat nie próbował podejścia interakcji z tym wyjątkowym przedstawicielem magicznej flory, może razem z Reagan mogliby odkryć sposób "wyłączenia" rośliny?
- Bardzo lubię mój tyłek. To integralna część mnie, miękka do siedzenia, amortyzuje upadki. Należy mu się trochę uznania. - Nie bardzo mógł się obrócić, ale wykonał jakiś gest mający imitować zerkanie na swoje własne pośladki. Poklepał swoje siedzenie na wysokości nerek, bo przecież w tej pozycji nie miał dostępu do najwygodniejszej do klepania części.
Z uwagą przyglądał się, jak Liv przysuwa się, żeby znaleźć się na wyciągnięcie ręki, po czym sięga do jego ramienia. Jej dotyk okazał się dużo bardziej delikatny, niż mogłaby to sugerować jej pozycja w Quidditchu. Zamiast zdecydowanego i twardego dotyku pałkarza, poczuł ostrożną i ciepłą dłoń lekko naciskającą na spięte po upadku mięśnie. Aż wyprostował plecy, żeby bardziej poczuć gdzie faktycznie najbardziej boli. Bo to było całkiem przyjemne czuć drobne, dziewczęce palce emanujące ciepłem. Otrząsnął się z tego krótkiego transu i uniósł jedną rękę, krzywiąc się nieznacznie, jak poczuł ukłucie bólu.
- Niżej, na wysokości łopatek. - Nawet palcem wskazującym pokazał jakby w dół, żeby zobrazować swoje słowa. - Mam nadzieję, że mnie nigdy nie spoliczkujesz. Wolałbym zachować głowę na karku, a pod wpływem uderzenia mogłaby odlecieć. Nie spieszy mi się do grona Jeźdźców Bez Głów. - Aż z przejęciem zmacał się po głowie, jakby obawiał się, że może jej nie mieć.