02-05-2023, 11:35 PM
- Och, mon ami! Nie martw się! Pochodzę z rodziny królewskiej krwi biznesmenów, jeżeli czegokolwiek mi w życiu brak zdecydowanie są to dobre wzorce - uśmiechnęła się szerzej wraz z odpowiedzią. - Możesz być pierwszym, jeśli chcesz.
Oczywiście w świecie magii świadomość problemów psychicznych jest szczególnie niska. Gdyby była nieco wyższa Oriane wiedziałaby, że potrzebna jest jej także wieloletnia terapia. I leki. Przypuszczalnie. Ale terapia z całą pewnością.
Tego właśnie potrzebowała - zapewnienia o wsparciu moralnym.
Przymrużyła jednak lewe oko, szczerze mieląc jego kolejne słowa. Zdawało się, że sugerował jakiś stopień ostrości albo przynajmniej wysokich wymogów nauczyciela transmutacji. Do tej pory jakoś nie odczuła żadnej z tych rzeczy. Z drugiej strony była genetycznie w siedemdziesięciu pięciu procentach wilą, z ledwie ćwiartką ludzkiej krwi. Ojciec miał pięćdziesiąt procent genów odziedziczonych po wili, tak więc materiał genetyczny przekazany córce był połowicznie wilowaty, od strony matki oczywiście był on całkowicie wilowaty. Trzy ćwierci.
Może nauczyciel po prostu odnajdywał ją odrobinę zbyt rozbrajającą by pokazać kły.
Albo po prostu była pilną uczennicą, co jeszcze nie miała okazji mu się podstawić. Jedno z dwóch.
- Je vois... - rzuciła półgłosem, do samej siebie. - Wygląda na to, że przyłączę się do nauki transmutacji kiedy skończę z referatem.
Powiew wiatru niósł już ze sobą całkowicie nocny w swojej naturze chłód. Wcisnął też parę pasm włosów w twarz Oriane, i kiedy mówiła, udało jej się nawet pasemko poczuć w ustach. Odgarnęła włosy z buźki, narzuciła kaptur na głowę. Częściowo dla ciepła, częściowo dla opanowania złoto-srebrzystej grzywy co rwała się na wolność w intensywniejszych teraz powiewach. Zdecydowanie wiatr się rozruszał na nocną porę.
- Jak, w twojej opinii, brzmi nauka w piątkowy wieczór?
Podobne pytanie oznaczało, że niespodziewane spotkanie dobiegało końca. Może i dobrze. Oriane w końcu wciąż miała w staniku znaleźną fiolkę starej amortencji oczekującą na decyzję co do swojego dalszego losu.
Nie wspominając nawet, że po wieczornej toalecie będzie musiała wrócić z powrotem na pierwsze piętro by wybłagać dawkę eliksiru słodkiego snu. Doprawdy, powinna w końcu uwarzyć swój własny.
Oczywiście w świecie magii świadomość problemów psychicznych jest szczególnie niska. Gdyby była nieco wyższa Oriane wiedziałaby, że potrzebna jest jej także wieloletnia terapia. I leki. Przypuszczalnie. Ale terapia z całą pewnością.
Tego właśnie potrzebowała - zapewnienia o wsparciu moralnym.
Przymrużyła jednak lewe oko, szczerze mieląc jego kolejne słowa. Zdawało się, że sugerował jakiś stopień ostrości albo przynajmniej wysokich wymogów nauczyciela transmutacji. Do tej pory jakoś nie odczuła żadnej z tych rzeczy. Z drugiej strony była genetycznie w siedemdziesięciu pięciu procentach wilą, z ledwie ćwiartką ludzkiej krwi. Ojciec miał pięćdziesiąt procent genów odziedziczonych po wili, tak więc materiał genetyczny przekazany córce był połowicznie wilowaty, od strony matki oczywiście był on całkowicie wilowaty. Trzy ćwierci.
Może nauczyciel po prostu odnajdywał ją odrobinę zbyt rozbrajającą by pokazać kły.
Albo po prostu była pilną uczennicą, co jeszcze nie miała okazji mu się podstawić. Jedno z dwóch.
- Je vois... - rzuciła półgłosem, do samej siebie. - Wygląda na to, że przyłączę się do nauki transmutacji kiedy skończę z referatem.
Powiew wiatru niósł już ze sobą całkowicie nocny w swojej naturze chłód. Wcisnął też parę pasm włosów w twarz Oriane, i kiedy mówiła, udało jej się nawet pasemko poczuć w ustach. Odgarnęła włosy z buźki, narzuciła kaptur na głowę. Częściowo dla ciepła, częściowo dla opanowania złoto-srebrzystej grzywy co rwała się na wolność w intensywniejszych teraz powiewach. Zdecydowanie wiatr się rozruszał na nocną porę.
- Jak, w twojej opinii, brzmi nauka w piątkowy wieczór?
Podobne pytanie oznaczało, że niespodziewane spotkanie dobiegało końca. Może i dobrze. Oriane w końcu wciąż miała w staniku znaleźną fiolkę starej amortencji oczekującą na decyzję co do swojego dalszego losu.
Nie wspominając nawet, że po wieczornej toalecie będzie musiała wrócić z powrotem na pierwsze piętro by wybłagać dawkę eliksiru słodkiego snu. Doprawdy, powinna w końcu uwarzyć swój własny.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.