03-05-2023, 10:21 PM
Może dlatego William był tak akceptujący i wyrozumiały dla April - sam rozumiał wiele. Więcej nawet niż sam chciałby rozumieć, jednak sierociniec nie rozpieszczał nikogo, nie było to ciepło ogniska domowego, ani nawet nic związanego z bezpieczeństwem, jeśli ktoś nie umiał się ustawić. On miał różne epizody, aczkolwiek nie było mu łatwo, zupełnie, odkąd zaczął się uczyć w Hogwarcie. Stał się wtedy wyrzutkiem, dziwakiem, stracił w sumie większość myślał, że bliskich mu dzieciaków. Z czasem stracił wszystkich. Z kimś się dogadywał, ale nie będąc niemalże wcale "w domu", został odsunięty i zastapiony tymi, którzy byli cały czas. Nie odchorował tego lekką ręką. Teraz, jako jeden z najstarszych, miał nieco łatwiej, ale nadal nie nazwałby tego łatwym życiem, jakkolwiek.
Ale też, nie sądził by wiele go jeszcze czekało za tego życia.
Chyba nie całkiem zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo April miała obok kryzys. Właściwie to nawet nie kryzys, a początek histerii. Wiedział, że była nerwowa, dlatego starał się to przegadać żeby poczuła, że jest okej, że nie przejął się tym tak, jak może powinien. Nie wiedział czemu miałby się przejąć, ale właśnie, on nie był April, a Ape nie była nim. I może dlatego jak krzyknęła na niego, drgnął, spoglądając na nią w zaskoczeniu. Wtedy dopiero chyba do niego dotarło, że sprawa naprawdę jest poważna i żarciki się skończyły.
Pospiesznie zmył z siebie pozostałości bomby, nie dbając o to czy się zmoczy bardziej czy mniej, łatwo się chociaż zmywała. Zresztą przecież nie próżnował kiedy tylko weszli, więc niewiele zostało. I gdy tylko opłukał ręce z ostatniego łajna, a April mówiła akurat cały swój nerwowy monolog, stanął przed nią, ujmując ją za ramiona i ciut się nachylając, jako że był znacznie od niej wyższy, chcąc by spojrzała mu w oczy.
- Hej, hej, spokojnie April, oddychaj. W porządku, nie musimy iść, przepraszam - powiedział, czując jednak wyrzut sumienia, że ją tak głupio wziął pod włos. Chciał dobrze! Ale chęci nie zawsze pokrywały się z realiami. Chciał tylko żeby się może odprężyła, miała miły wieczór, i tyle. Odetchnął, prostując się i podchodząc krok, jeśli się nie wywinęła, obejmując się w ot, zwykłym ludzkim przytuleniu, niemalże bratersko, w jego oczach przyjacielsko, chcąc tym niedźwiedzim objęciem jakoś dać jej choć odrobinę poczucia spokoju, bezpieczeństwa, którego w zasadzie jej nie zapewnił, niestety. - Przepraszam, nie powinienem był cię na siłę ciągnąć, nie chciałem cię zdenerwować. Możesz nie mieć ochoty nigdzie wychodzić, nie zapytałem. - Potarł jedną dłonią jej ramię w geście uspokajania. - Wszystko dobrze. Lubię cię taką, jaka jesteś, ze wszystkim, co o tobie wiem jak dotąd, okej? Każdy z nas jest inny, jakby wszyscy byli na jedno kopyto, to byłoby nudne. Nie uważam żebyś ty była, wręcz przeciwnie, im lepiej udaje mi się ciebie poznać.
Zamilkł na chwilę, gładząc ją powoli po ramieniu czy plecach, i odezwał się dopiero jak poczuł, że chociaż trochę się uspokoiła. Mówił cały czas łagodnie, cicho, już nawet nie zbliżając się do swojego komediowego humoru. Nie czuł się już też na to, bo zmartwił się o nią, troszczył się.
- Mam propozycję, tym razem cię zapytam - mogę odprowadzić cię teraz do dormitorium żebyś odpoczęła, bo absolutnie nie chcę cię do niczego zmuszać... Albo niedaleko twojego pokoju wspólnego znam jedno miejsce, pokój gwiazd, gdzie zawsze widać występujące obecnie gwiazdozbiory, hm? Mnie patrzenie w gwiazdy bardzo wycisza, może i ciebie... - Spróbował spojrzeć jej w oczy uważnie, łagodnie, bo naprawdę mu zależało żeby jednak jej zrobiło się lepiej. - I nie myśl, że cokolwiek musisz, nie mam wobec ciebie żadnych koniecznych oczekiwań, jedynie chciałbym żebyś miała miły wieczór, to wszystko.
Ale też, nie sądził by wiele go jeszcze czekało za tego życia.
Chyba nie całkiem zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo April miała obok kryzys. Właściwie to nawet nie kryzys, a początek histerii. Wiedział, że była nerwowa, dlatego starał się to przegadać żeby poczuła, że jest okej, że nie przejął się tym tak, jak może powinien. Nie wiedział czemu miałby się przejąć, ale właśnie, on nie był April, a Ape nie była nim. I może dlatego jak krzyknęła na niego, drgnął, spoglądając na nią w zaskoczeniu. Wtedy dopiero chyba do niego dotarło, że sprawa naprawdę jest poważna i żarciki się skończyły.
Pospiesznie zmył z siebie pozostałości bomby, nie dbając o to czy się zmoczy bardziej czy mniej, łatwo się chociaż zmywała. Zresztą przecież nie próżnował kiedy tylko weszli, więc niewiele zostało. I gdy tylko opłukał ręce z ostatniego łajna, a April mówiła akurat cały swój nerwowy monolog, stanął przed nią, ujmując ją za ramiona i ciut się nachylając, jako że był znacznie od niej wyższy, chcąc by spojrzała mu w oczy.
- Hej, hej, spokojnie April, oddychaj. W porządku, nie musimy iść, przepraszam - powiedział, czując jednak wyrzut sumienia, że ją tak głupio wziął pod włos. Chciał dobrze! Ale chęci nie zawsze pokrywały się z realiami. Chciał tylko żeby się może odprężyła, miała miły wieczór, i tyle. Odetchnął, prostując się i podchodząc krok, jeśli się nie wywinęła, obejmując się w ot, zwykłym ludzkim przytuleniu, niemalże bratersko, w jego oczach przyjacielsko, chcąc tym niedźwiedzim objęciem jakoś dać jej choć odrobinę poczucia spokoju, bezpieczeństwa, którego w zasadzie jej nie zapewnił, niestety. - Przepraszam, nie powinienem był cię na siłę ciągnąć, nie chciałem cię zdenerwować. Możesz nie mieć ochoty nigdzie wychodzić, nie zapytałem. - Potarł jedną dłonią jej ramię w geście uspokajania. - Wszystko dobrze. Lubię cię taką, jaka jesteś, ze wszystkim, co o tobie wiem jak dotąd, okej? Każdy z nas jest inny, jakby wszyscy byli na jedno kopyto, to byłoby nudne. Nie uważam żebyś ty była, wręcz przeciwnie, im lepiej udaje mi się ciebie poznać.
Zamilkł na chwilę, gładząc ją powoli po ramieniu czy plecach, i odezwał się dopiero jak poczuł, że chociaż trochę się uspokoiła. Mówił cały czas łagodnie, cicho, już nawet nie zbliżając się do swojego komediowego humoru. Nie czuł się już też na to, bo zmartwił się o nią, troszczył się.
- Mam propozycję, tym razem cię zapytam - mogę odprowadzić cię teraz do dormitorium żebyś odpoczęła, bo absolutnie nie chcę cię do niczego zmuszać... Albo niedaleko twojego pokoju wspólnego znam jedno miejsce, pokój gwiazd, gdzie zawsze widać występujące obecnie gwiazdozbiory, hm? Mnie patrzenie w gwiazdy bardzo wycisza, może i ciebie... - Spróbował spojrzeć jej w oczy uważnie, łagodnie, bo naprawdę mu zależało żeby jednak jej zrobiło się lepiej. - I nie myśl, że cokolwiek musisz, nie mam wobec ciebie żadnych koniecznych oczekiwań, jedynie chciałbym żebyś miała miły wieczór, to wszystko.