05-05-2023, 10:54 PM
Elijah zdecydowanie widział Jaysona jako zauroczonego na chwilę chłopca. Nie widział go nijak poważnie, już na pewno nie jako mężczyznę dorosłego. Był uczniem, nie dowiódł mu do tej pory dojrzałości i choć w tą seksualną nie wątpił, nie o fizyczność mu chodziło. Mimo że sam bywał bardzo dziecinny, to inna rzecz, ale w jego własny, pokręcony sposób.
- Uważam, że zostawienie tam samych dementorów nie jest do końca skuteczne, bo to nie są ludzie, chociażby. Strażnicy, wyszkoleni ludzie pełniący warty, jest masa sposobów, zabespieczeń, które można dodać. - Aż nie wierzył, że do tej pory nikt na to nie wpadł. To jakby rzucić stado psów i liczyć, że "raczej wytropią zwierzynę". Raczej to trochę jednak za mało pewności, a ledwie jeden stopień zabezpieczeń to no, mało. Pomijając same zaklęcia.
- Póki co zaskakuje raczej w tym negatywnym znaczeniu - skomentował sucho. I też równie dobrze mógł mówić o nim, czego nie sprecyzował. - Jayson, zapędzasz się. - Upomniał go przy dociekaniu wobec randek. - Nie, naprawdę nie chcę, gratuluję z dystansu i w błogiej niewiedzy.
Na miłość boską, ten człowiek. Nie wiedział skąd brał w sobie tę cierpliwość, ale był dopiero październik. Może i Jay był uparty, ale zakładał, że góra miesiąc i mu się odechce. Mimo że ganiał za nim cholernie zawzięcie... W życiu nie spotkał tak zdeterminowanej osoby, a już na pewno nie względem siebie. Znaczy, może i ktoś był, ale on sam był wolnym duchem! I poprzez to stwierdzenie można rozumieć, że zdecydowanie miewał bardzo bogate życie towarzyskie, i miewa nadal o ile akurat nie jest w szkole. Acz czy faktycznie by to kogoś zdziwiło, tak naprawdę?
Nawet nie skomentował już kolejnego bezczelnego komentarza, bo się go spodziewał. Prowadził go zdecydowanie do drzwi, już jednak zaczynając być wkurwionym. Jayson przegiął tym razem i naprawdę nie było mu już do śmiechu. Może powinien był się spodziewać, że ot tak go nie wyprowadzi, ale trochę zaskoczył go nagłą siłą zatrzymania się, a następnie przestąpienia przed niego. Nie puścił jego ramienia w tym wszystkim, więc teraz patrzył na niego z góry z bardzo bliska, ściskając może ciut boleśnie jego rękę. Na chwilę dosłownie zawiesił wzrok na jego oczach, wyraźnie tym razem faktycznie wściekły.
- Ciekawy jestem czy wizja oficjalnego zawieszenia nauki tak samo by ci imponowała, hm, panie Morgan? - zapytał cicho, już groźnie, bo jak raz, nie żartował absolutnie. - Gwarantuję, że ktokolwiek by się dowiedział o twojej bezczelności, znalazłby na to nie jeden paragraf.
- Uważam, że zostawienie tam samych dementorów nie jest do końca skuteczne, bo to nie są ludzie, chociażby. Strażnicy, wyszkoleni ludzie pełniący warty, jest masa sposobów, zabespieczeń, które można dodać. - Aż nie wierzył, że do tej pory nikt na to nie wpadł. To jakby rzucić stado psów i liczyć, że "raczej wytropią zwierzynę". Raczej to trochę jednak za mało pewności, a ledwie jeden stopień zabezpieczeń to no, mało. Pomijając same zaklęcia.
- Póki co zaskakuje raczej w tym negatywnym znaczeniu - skomentował sucho. I też równie dobrze mógł mówić o nim, czego nie sprecyzował. - Jayson, zapędzasz się. - Upomniał go przy dociekaniu wobec randek. - Nie, naprawdę nie chcę, gratuluję z dystansu i w błogiej niewiedzy.
Na miłość boską, ten człowiek. Nie wiedział skąd brał w sobie tę cierpliwość, ale był dopiero październik. Może i Jay był uparty, ale zakładał, że góra miesiąc i mu się odechce. Mimo że ganiał za nim cholernie zawzięcie... W życiu nie spotkał tak zdeterminowanej osoby, a już na pewno nie względem siebie. Znaczy, może i ktoś był, ale on sam był wolnym duchem! I poprzez to stwierdzenie można rozumieć, że zdecydowanie miewał bardzo bogate życie towarzyskie, i miewa nadal o ile akurat nie jest w szkole. Acz czy faktycznie by to kogoś zdziwiło, tak naprawdę?
Nawet nie skomentował już kolejnego bezczelnego komentarza, bo się go spodziewał. Prowadził go zdecydowanie do drzwi, już jednak zaczynając być wkurwionym. Jayson przegiął tym razem i naprawdę nie było mu już do śmiechu. Może powinien był się spodziewać, że ot tak go nie wyprowadzi, ale trochę zaskoczył go nagłą siłą zatrzymania się, a następnie przestąpienia przed niego. Nie puścił jego ramienia w tym wszystkim, więc teraz patrzył na niego z góry z bardzo bliska, ściskając może ciut boleśnie jego rękę. Na chwilę dosłownie zawiesił wzrok na jego oczach, wyraźnie tym razem faktycznie wściekły.
- Ciekawy jestem czy wizja oficjalnego zawieszenia nauki tak samo by ci imponowała, hm, panie Morgan? - zapytał cicho, już groźnie, bo jak raz, nie żartował absolutnie. - Gwarantuję, że ktokolwiek by się dowiedział o twojej bezczelności, znalazłby na to nie jeden paragraf.