07-05-2023, 09:31 PM
Właściwie mimo bycia narwanym, raczej nie był fizycznie agresywny. Ciął słowami i był w stanie, jeśli kogoś znał, zadać naprawdę mocne rany, mówiąc wszystko to, czego potem żałował. Ale nie lubił i wystrzegał się przemocy fizycznej, a w każdym razie w rozumieniu bójek czy jednostronnego bicia kogoś, o ile sobie ostro nie zasłużył. Wolał zresztą i wtedy skorzystać z magii, niż się fatygować.
Może to uratowało Laviego. Może gdyby nie to, że Tim nie chciał się bić, właśnie Krukon dostałby po mordzie za pyszczenie do kogoś, do kogo nie powinien. Być może gdyby nie był za dobrze wychowany, sprowadziłby go do parteru. Podszedł do niego ostatnią odległość, bardzo blisko, chwytając go mocno w garść za przód koszulki i patrząc mu w oczy z żarem wściekłości i ostrzeżenia. Drugą ręką w tych dwóch krokach wyjął różdżkę z kieszeni szaty szkolnej i przytknął mu ciut do podbródka. Oddychał głęboko, zaciskając zęby mocno, aż mu zazgrzytały. W głownie niemal słyszał nadal wesołe śmieszki Jaysona, Rose, widział spojrzenia wszystkich kiedy zaklęcie mu nie wyszło, czuł to upokorzenie.
Po chwili uśmiechnął się lekko, absolutnie nie z sympatią czy rozbawieniem, a jakby chciał go zjeść na kolację albo rzucić psom na pożarcie. Uroczy był, miał śliczną buzię, ale nie zmieniało to tego jak bardzo teraz cisnął Timowi na odcisk.
- Nie masz za grosz instynktu samozachowawczzego, hm? - zapytał go cicho, patrząc mu w oczy z odległości centymetrów. Może i go nie pobije, ale porządne zaklęcie jeszcze nikogo nie zabiło. - Naprawdę doceniłbym teraz święty spokój, a jedno nieudane zaklęcie nie sugeruje, że każde kolejne się nie uda. Naprawdę chcesz sprawdzać czy z łaski swojej raczysz spierdalać w przeciwnym kierunku?
To wszystko mówił cicho, gniewnym tonem, nie odrywając nawet na sekundę wzroku od jego oczu.
Może to uratowało Laviego. Może gdyby nie to, że Tim nie chciał się bić, właśnie Krukon dostałby po mordzie za pyszczenie do kogoś, do kogo nie powinien. Być może gdyby nie był za dobrze wychowany, sprowadziłby go do parteru. Podszedł do niego ostatnią odległość, bardzo blisko, chwytając go mocno w garść za przód koszulki i patrząc mu w oczy z żarem wściekłości i ostrzeżenia. Drugą ręką w tych dwóch krokach wyjął różdżkę z kieszeni szaty szkolnej i przytknął mu ciut do podbródka. Oddychał głęboko, zaciskając zęby mocno, aż mu zazgrzytały. W głownie niemal słyszał nadal wesołe śmieszki Jaysona, Rose, widział spojrzenia wszystkich kiedy zaklęcie mu nie wyszło, czuł to upokorzenie.
Po chwili uśmiechnął się lekko, absolutnie nie z sympatią czy rozbawieniem, a jakby chciał go zjeść na kolację albo rzucić psom na pożarcie. Uroczy był, miał śliczną buzię, ale nie zmieniało to tego jak bardzo teraz cisnął Timowi na odcisk.
- Nie masz za grosz instynktu samozachowawczzego, hm? - zapytał go cicho, patrząc mu w oczy z odległości centymetrów. Może i go nie pobije, ale porządne zaklęcie jeszcze nikogo nie zabiło. - Naprawdę doceniłbym teraz święty spokój, a jedno nieudane zaklęcie nie sugeruje, że każde kolejne się nie uda. Naprawdę chcesz sprawdzać czy z łaski swojej raczysz spierdalać w przeciwnym kierunku?
To wszystko mówił cicho, gniewnym tonem, nie odrywając nawet na sekundę wzroku od jego oczu.