07-05-2023, 10:28 PM
To zastanawiające, ale jakoś chyba nigdy nikt mu nie zaproponował, że zabierze go do Zakazanego Lasu. A może on po prostu nigdy jakoś specjalnie też nie wyraził chęci? Z pewnością mógłby pójść z Aurorą, która zdawała się tam połowicznie mieszkać, ale jakoś nigdy nie pojawiła się okazja. Spojrzał na Liv, jakby sama jego mina miała wyrazić "Really?".
- Zwykle wpadałem na gajowego, raz na prefekta. Serio byś ze mną poszła? Bo ja bardzo chętnie. W sumie od jakiegoś czasu nie próbowałem, więc zdaję się kompletnie na ciebie. Czekaj, czyli to znaczy, że często bywasz w Zakazanym Lesie? - Huh! Zaskakiwała go coraz bardziej, choć akurat wypraw do puszczy mógłby się spodziewać. Takie małe, rude tornado - istne diablę tasmańskie z mugolskich kreskówek - pasowało idealnie do obrazka mrocznej puszczy, która kryła wiele tajemnic.
Co prawda Liv nie była pierwszą osobą, która powiedziała mu, że jest naiwny, ale wprawiło go to w pewne zamyślenie. Fakt, wierzył w wiele bzdur niemal z miejsca, bez zastanowienia. Ale czy to było aż takie złe? Nie widział w tym wcale nic złego. Wierzyć leżało w jego naturze. Wzruszył jednym ramieniem, bagatelizując trochę tę sprawę.
- Jak do tej pory uniknąłem nieprzyjemności. Może urodziłem się ze szczęśliwą gwiazdką w zgrabnym tyłku. - Co tam, nadal pewnie będzie wierzył w bajki. I pewnie nadal nie raz wpakuje się przez to w jakieś tarapaty, ale skoro do tej pory przeżył i nie stracił żadnej części ciała, to chyba całkiem nieźle umiał w życie? Albo miał jakieś słoneczne cheaty.
- No wiesz, nie każdy może dostąpić tego zaszczytu, więc potencjalni gapie musieliby obejść się smakiem. Tobie pozwalam. - Spojrzał na nią, zachęcająco wskazując na swój wciąż siedzący tyłek. Czuł się w tej rozmowie tak samo swobodnie, jakby rozmawiali o Quidditchu, bo czemu niby miałoby go to krępować? Ot, tyłek. Ot, macanie tyłka. Nie było nadal mowy o nagim tyłku, więc wszystko było okej.
- I bardzo dobrze, bo to były komplementy. - Niech wszystko tu pozostanie jasne. Enzo i Almaz nie byli tu na obiektywnej pozycji, bo oberwali. Oczywiście, że dla nich nie było to sensownym posunięciem. Teddy, jako poboczny obserwator całego starcia kogutów, uważał działanie Liv za najskuteczniejsze, bo zaskoczyło każdego. Dzięki temu spór zakończył się całkiem szybko i udało się uniknąć wyrzucenia całej drużyny z gospody.
- Serio nie m... - Przerwał, kiedy poczuł przyjemny chłód, łagodzący piekący ból. Nie zniknął całkiem, ale zdecydowanie przyniósł ulgę. Wystarczyło, żeby mógł poruszyć ramionami bez wcześniejszej niewygody. - Dzięki. Lepiej. - Pokiwał głową, podkreślając prawdziwość swoich słów. - Reszta z pewnością za kilka dni zniknie. - Spróbował spojrzeć na własne plecy, wykręcając niemal całe ciało. Oczywiście tego nie osiągnął, nie jest sową, ale czemu miałby nie spróbować?
- Zwykle wpadałem na gajowego, raz na prefekta. Serio byś ze mną poszła? Bo ja bardzo chętnie. W sumie od jakiegoś czasu nie próbowałem, więc zdaję się kompletnie na ciebie. Czekaj, czyli to znaczy, że często bywasz w Zakazanym Lesie? - Huh! Zaskakiwała go coraz bardziej, choć akurat wypraw do puszczy mógłby się spodziewać. Takie małe, rude tornado - istne diablę tasmańskie z mugolskich kreskówek - pasowało idealnie do obrazka mrocznej puszczy, która kryła wiele tajemnic.
Co prawda Liv nie była pierwszą osobą, która powiedziała mu, że jest naiwny, ale wprawiło go to w pewne zamyślenie. Fakt, wierzył w wiele bzdur niemal z miejsca, bez zastanowienia. Ale czy to było aż takie złe? Nie widział w tym wcale nic złego. Wierzyć leżało w jego naturze. Wzruszył jednym ramieniem, bagatelizując trochę tę sprawę.
- Jak do tej pory uniknąłem nieprzyjemności. Może urodziłem się ze szczęśliwą gwiazdką w zgrabnym tyłku. - Co tam, nadal pewnie będzie wierzył w bajki. I pewnie nadal nie raz wpakuje się przez to w jakieś tarapaty, ale skoro do tej pory przeżył i nie stracił żadnej części ciała, to chyba całkiem nieźle umiał w życie? Albo miał jakieś słoneczne cheaty.
- No wiesz, nie każdy może dostąpić tego zaszczytu, więc potencjalni gapie musieliby obejść się smakiem. Tobie pozwalam. - Spojrzał na nią, zachęcająco wskazując na swój wciąż siedzący tyłek. Czuł się w tej rozmowie tak samo swobodnie, jakby rozmawiali o Quidditchu, bo czemu niby miałoby go to krępować? Ot, tyłek. Ot, macanie tyłka. Nie było nadal mowy o nagim tyłku, więc wszystko było okej.
- I bardzo dobrze, bo to były komplementy. - Niech wszystko tu pozostanie jasne. Enzo i Almaz nie byli tu na obiektywnej pozycji, bo oberwali. Oczywiście, że dla nich nie było to sensownym posunięciem. Teddy, jako poboczny obserwator całego starcia kogutów, uważał działanie Liv za najskuteczniejsze, bo zaskoczyło każdego. Dzięki temu spór zakończył się całkiem szybko i udało się uniknąć wyrzucenia całej drużyny z gospody.
- Serio nie m... - Przerwał, kiedy poczuł przyjemny chłód, łagodzący piekący ból. Nie zniknął całkiem, ale zdecydowanie przyniósł ulgę. Wystarczyło, żeby mógł poruszyć ramionami bez wcześniejszej niewygody. - Dzięki. Lepiej. - Pokiwał głową, podkreślając prawdziwość swoich słów. - Reszta z pewnością za kilka dni zniknie. - Spróbował spojrzeć na własne plecy, wykręcając niemal całe ciało. Oczywiście tego nie osiągnął, nie jest sową, ale czemu miałby nie spróbować?