17-02-2021, 09:03 PM
Ciężko powiedzieć, co właściwie podkusiło chłopaka, żeby wybrać się z kolegą z roku na rejs, który miał trwać kilka dni. Co prawda nie miał w planach robienia niczego bardziej kreatywnego, niemniej nie był typem, który pakował się w podobne rzeczy. Zupełnie, jakby przewidział, że coś może pójść nie tak. Brat powtarzał mu, że to jedynie zwyczajna wyprawa, niemniej Kang od zawsze był dziwnie strachliwy. Bo co, jeśli nagle braknie tam prądu i statek pogrąży się w ciemności? Na otwartej wodzie nie było latarni, dzięki którym Puchon nie wpadłby w panikę. Jasne, przypadek skrajny, ale przecież możliwy.
Biorąc jednak pod uwagę poziom jego asertywności, który wynosił niemal zero, ostatecznie po namowach przyjaciela, który był nad wyraz przekonywujący (jak zresztą zawsze, jeśli chciał by Oliver wyszedł bardziej do ludzi), znalazł się na jachcie. Tyle dobrego, że nie miał problemów z wodą, bo wtedy Finnen nigdzie by go nie wyciągnął.
Szybko przekonał się, że ten sposób spędzania ostatnich dni wakacji nie był taki zły. Bawił się całkiem dobrze, zwłaszcza, kiedy ostatecznie udało mu się rozluźnić. Niby nadal pozostawała dziwna niepewność, bo znajdowało się tak całkiem sporo osób, których Kang nie znał, ale miał zawsze pod ręką przyjaciela, jeśli trzeba było.
Dzisiejszy dzień, podobnie jak niemal wszystkie poprzednie, spędzali na pokładzie, ciesząc się słońcem. Oliver wątpił, by się opalił, bo jakoś jego organizm nigdy nie łapał tyle słońca ile powinien, przez co momentami chłopak wydawał się dziwnie blady. To jednak nie przeszkadzało mu w leżeniu na wygodnym leżaku, w cieniu parasola i wchodzeniu do wody co jakiś czas.
-To trochę przerażające. Wiesz, bycie na noc przy wodzie - skomentował, odbierając napój. Skinął głową, otwierając puszkę. Cud, że udało mu się nie wylać zawartości.
-Myślisz, że nie znudziłoby ci się, gdybyś miał to codziennie? Tak przynajmniej masz na co czekać w każde wakacje - powiedział. Osobiście lubił szkołę, w której czuł się znacznie pewniej, niż chociażby w domu. I tak po śmierci ojca było lepiej, ale ślady nadal pozostały. Zbyt wiele rzeczy przypominało mu o tym potworze, który nawet teraz życie mu utrudniał. Jak chociażby tym, że musiał pływać w koszulce, byleby tylko nie było widać blizn. Wystarczy, że miał je na nogach i rękach. Te na plecach, znacznie gorsze, wolał ukrywać.
-Poradziłbyś sobie - zaśmiał się. - Chociaż trzeba przyznać, że potrafią być… sam nie wiem, głośne? - rzucił. Nie chciał być oczywiście niemiły. Po prostu to było jego pierwsze wrażenie na temat kuzynek chłopaka. - A nie jest tam za głęboko? Niepewnie się czuję, jeśli nie czuję dna pod stopami - mruknął, trochę zakłopotany.
Biorąc jednak pod uwagę poziom jego asertywności, który wynosił niemal zero, ostatecznie po namowach przyjaciela, który był nad wyraz przekonywujący (jak zresztą zawsze, jeśli chciał by Oliver wyszedł bardziej do ludzi), znalazł się na jachcie. Tyle dobrego, że nie miał problemów z wodą, bo wtedy Finnen nigdzie by go nie wyciągnął.
Szybko przekonał się, że ten sposób spędzania ostatnich dni wakacji nie był taki zły. Bawił się całkiem dobrze, zwłaszcza, kiedy ostatecznie udało mu się rozluźnić. Niby nadal pozostawała dziwna niepewność, bo znajdowało się tak całkiem sporo osób, których Kang nie znał, ale miał zawsze pod ręką przyjaciela, jeśli trzeba było.
Dzisiejszy dzień, podobnie jak niemal wszystkie poprzednie, spędzali na pokładzie, ciesząc się słońcem. Oliver wątpił, by się opalił, bo jakoś jego organizm nigdy nie łapał tyle słońca ile powinien, przez co momentami chłopak wydawał się dziwnie blady. To jednak nie przeszkadzało mu w leżeniu na wygodnym leżaku, w cieniu parasola i wchodzeniu do wody co jakiś czas.
-To trochę przerażające. Wiesz, bycie na noc przy wodzie - skomentował, odbierając napój. Skinął głową, otwierając puszkę. Cud, że udało mu się nie wylać zawartości.
-Myślisz, że nie znudziłoby ci się, gdybyś miał to codziennie? Tak przynajmniej masz na co czekać w każde wakacje - powiedział. Osobiście lubił szkołę, w której czuł się znacznie pewniej, niż chociażby w domu. I tak po śmierci ojca było lepiej, ale ślady nadal pozostały. Zbyt wiele rzeczy przypominało mu o tym potworze, który nawet teraz życie mu utrudniał. Jak chociażby tym, że musiał pływać w koszulce, byleby tylko nie było widać blizn. Wystarczy, że miał je na nogach i rękach. Te na plecach, znacznie gorsze, wolał ukrywać.
-Poradziłbyś sobie - zaśmiał się. - Chociaż trzeba przyznać, że potrafią być… sam nie wiem, głośne? - rzucił. Nie chciał być oczywiście niemiły. Po prostu to było jego pierwsze wrażenie na temat kuzynek chłopaka. - A nie jest tam za głęboko? Niepewnie się czuję, jeśli nie czuję dna pod stopami - mruknął, trochę zakłopotany.