21-02-2021, 06:11 PM
- Dlatego właśnie są miejsca, w których podejmowanie pewnych tematów nie przystoi - odparła z powagą i kiwnęła głową na znak, że absolutnie się ze sobą zgadza.
Oczywiście nie miała zamiaru w żaden sposób wkopać kuzynki, zwłaszcza że ich dziadek i tak miał najpewniej uczepić się tych członków rodziny, których nie widział najdłużej. Była w grupie ryzyka...
Zaraz przekrzywiła lekko głowę, marszcząc przy tym brwi w chwili zastanowienia. Czy jej dziękował? Tak wprost? Jasne, że nie! Saoirse jednak starała się czytać między wierszami i sam kontakt w wakacje odczytywała jako wdzięczność. Nie była też przecież osobą, która łatwo się obraża, czy też zniechęca!
W końcu oparła ręce na biodrach, puściwszy aparat, który obecnie bezpiecznie wisiał na jej szyi i wypuściła powietrze z cichym gwizdem - postawa jasno sugerująca, że pytanie nie było łatwe, a dziewczyna nie zamknie odpowiedzi w "tak" lub "nie", mimo że być może było to wskazane i... Może jednak miała z dziadkiem więcej wspólnego niż sądziła?
- Wiesz, jeśli chodzi o to, czy mam "dziękuję" na piśmie i to tak dosłownie, to nie, nie mam. Ale niektórzy po prostu tego nie potrafią, może to chujowe wychowanie, albo może, bo wiesz, na przykład kiedyś może trochę go przestraszyłam, czy coś, jakoś pod koniec roku? No, to było akurat w bibliotece i w sumie się zdenerwował i właściwie nie wiem, czemu dokładnie, ale no nieważne. No to potem go szukałam, to miałam wrażenie jakby mnie unikał? Nie wiem, może to zbieg okoliczności, czy coś, albo może potrzebował trochę czasu? Bo wiesz, jak ktoś spędza niemalże cały czas sam, to chyba może być tak dziwnie przeskoczyć z jednego na drugie? Wiesz, co mam na myśli? No, to nie gadaliśmy jakiś czas i pomyślałam sobie, że może czas mu jakoś wynagrodzić, żeby wiedział, że ej, halo, jestem spoko, nie? No, właśnie. To pomyślałam, że może tak czekoladową żabę, bo to niby takie nic, ale on chyba lubi słodycze, więc to zawsze coś? Zresztą, kto nie lubi? Tylko że nie na każdego tak przypadkiem mogłam trafić kiedyś w kuchni na wyżeraniu lodów i przysięgam, że chyba to jeden z powodów, dla którego tak rzadko mogą być na deser. Bo co jeśli chodzi tam częściej? Ale to też pewnie trochę dlatego, że my w sumie mamy niedaleko, więc to jakby oczywista opcja, jak ktoś jest głodny w nocy, czy nie może spać... Wy pewnie nie tłuklibyście się tak aż z wieży w razie czego, bo to trochę bez sensu, tak się narażać dla, nie wiem, pół bułki. I w ogóle tyle schodów... Mnóstwo schodów.
Wreszcie zamilkła i popatrzyła prosto na April z wyraźnym zagubieniem wymalowanym na twarzy, kiedy to sama starała się dociec, o czym to miała powiedzieć.
- Wiesz, zmierzałam do czegoś... - mruknęła w końcu z nutką niezadowolenia, podczas gdy dopiero łączyła fakty ze sobą.
Mówiły o tym, że nie dziękował? Ona zmierzała do tej historii o żabie i... Aha!
- O! Właśnie! No, to mówiłam ci, że przyniosłam mu tę żabę, bo to w sumie drobiazg, ale może poprawić komuś humor, nie? Znaczy, ja bym się ucieszyła, to też zależy, bo przecież nie każdy cieszy się z małych rzeczy, ale tak szczerze, to powinni, bo potem wszyscy to takie marudy, że ja pierdolę... - pokręciła głowa uświadomiwszy sobie, że znów zbacza z tematu. - No to on jakoś tak ostrożnie do tego podszedł i myślę, że nie chciał i potem wyszła z tego rozmowa i on się zachowywał jakby musiał mi się za to jakoś odwdzięczyć i wcale tego nie chciał? Że wiesz, że jest coś za coś? W sensie, no jest, zazwyczaj, ale to nie jest takie coś wymuszane, bo to nie tak, że mu jakoś opodatkuję i nie wiem, za nie wiem, pięćdziesiąt lat zgłoszę się do niego z ej halo, wisisz mi... Eee... No, dwanaście razy pięćdziesiąt, razy, powiedzmy, jakieś pięć? Dwieście pięćdziesiąt? Ponad dwa tysiące pięćdziesiąt? Prawie trzy tysiące żab?! Oddawaj moje żaby? No nie. I też nie przyjdę i nie powiem: Słuchaj, dałam ci prezent, teraz potrzebuję twojej pomocy z... Nie wiem, czymkolwiek? Bo on ogólnie nie jest skory do pomocy, to wiem, musiałabym go ewentualnie jakoś podejść w razie czego. W sumie jak kiedyś prosiłam, bo na lekcji coś mi umknęło, to mnie wrobił, że mamy na kartkówce napisać co innego niż mieliśmy? No to nie tak, że ja tu staram się o jakieś szantaże, podstępy, a gdybym chciała, no to kurwa, nie, ogarnęłabym to w zupełnie inny sposób, tak żeby w ogóle nie zauważył, Ślizgoni jebani to myślą, że tylko oni są jakoś tak zajebiście przebiegli.
Przez cały ten czas żywo gestykulowała, by wreszcie na ostatnie zdanie wyrzucić ręce w górę w ramach odreagowania drobnej irytacji. Ta jednak zaraz ustąpiła, a dziewczyna zamarła, starając się myślami wrócić na odpowiedni tor.
- No, to mam na myśli, że... W końcu wziął tę żabę, ale musiałam go tyle czasu zapewniać, że to nie jakaś łapówka, obiekt do szantażowania, czy cokolwiek innego i skoro on tego nie rozumie, to chyba faktycznie jest jakiś zryty światopogląd i może nie wie wszystkiego, jak się powinno reagować, bo nie dla wszystkich to oczywiste, więc takie podziękowania to raczej mogłabym znajdować między wierszami, to i ja widzę, że w sumie nie jest niewdzięcznym gnojkiem, mimo że sprawia nienajlepsze pierwsze wrażenie... - tu sapnęła kręcąc lekko głową. - I ja chyba też nie, ale to w zupełnie innym kierunku. Jakby, na przykład nadal wszyscy wypominacie to jak wyszłam z historii magii na pierwszym roku i jestem pewna, że profesor też to pamięta i to było taaakie durne... Nieważne, do tego nie wracajmy.
Z kolei porównania do niewypałów sama lepiej by nie wykorzystała. I uśmiechnęła się od razu lekko, widząc, że kuzynka najwyraźniej ją rozumie. A przynajmniej sądziła, że myślą o tym podobnie...
- Właśnie tak. No bo każdy jest inny, tak? A przynajmniej jak tak każdego bliżej poznać, to jednak zazwyczaj to jest na korzyść takiej osoby. I tu raczej też, no bo z wierzchu to jest tylko ponury i że niby nie chce mieć z nikim nic wspólnego, ale tak się po prostu nie da.
Romilly zdecydowanie był inny, a Saoirse... Cóż, nie tylko to zauważała, ale też doceniała. Rozpatrywała inność nieco odmiennie niż część jej rówieśników. Dla niej była to wyjątkowość w najlepszym tego słowa znaczenia.
- O, to i tak miałam cię prosić. Znaczy, podejrzewam, że będą podobne do moich mimo wszystko, to nic trudnego. Tylko wiesz, znajdźmy jakieś ładne miejsce, bo nie wiem, czy takie mroczne, ponure między nagrobkami, czy może z widokiem na sam klasztor, a może coś w środku, albo z drugiej strony, jak myślisz? - dopytała, postępując parę kroków ku ruinie. - A nie chcesz jej na przykład na ten koncert zaprosić? Bo to też nie byłby w sumie problem.
Oczywiście nie miała zamiaru w żaden sposób wkopać kuzynki, zwłaszcza że ich dziadek i tak miał najpewniej uczepić się tych członków rodziny, których nie widział najdłużej. Była w grupie ryzyka...
Zaraz przekrzywiła lekko głowę, marszcząc przy tym brwi w chwili zastanowienia. Czy jej dziękował? Tak wprost? Jasne, że nie! Saoirse jednak starała się czytać między wierszami i sam kontakt w wakacje odczytywała jako wdzięczność. Nie była też przecież osobą, która łatwo się obraża, czy też zniechęca!
W końcu oparła ręce na biodrach, puściwszy aparat, który obecnie bezpiecznie wisiał na jej szyi i wypuściła powietrze z cichym gwizdem - postawa jasno sugerująca, że pytanie nie było łatwe, a dziewczyna nie zamknie odpowiedzi w "tak" lub "nie", mimo że być może było to wskazane i... Może jednak miała z dziadkiem więcej wspólnego niż sądziła?
- Wiesz, jeśli chodzi o to, czy mam "dziękuję" na piśmie i to tak dosłownie, to nie, nie mam. Ale niektórzy po prostu tego nie potrafią, może to chujowe wychowanie, albo może, bo wiesz, na przykład kiedyś może trochę go przestraszyłam, czy coś, jakoś pod koniec roku? No, to było akurat w bibliotece i w sumie się zdenerwował i właściwie nie wiem, czemu dokładnie, ale no nieważne. No to potem go szukałam, to miałam wrażenie jakby mnie unikał? Nie wiem, może to zbieg okoliczności, czy coś, albo może potrzebował trochę czasu? Bo wiesz, jak ktoś spędza niemalże cały czas sam, to chyba może być tak dziwnie przeskoczyć z jednego na drugie? Wiesz, co mam na myśli? No, to nie gadaliśmy jakiś czas i pomyślałam sobie, że może czas mu jakoś wynagrodzić, żeby wiedział, że ej, halo, jestem spoko, nie? No, właśnie. To pomyślałam, że może tak czekoladową żabę, bo to niby takie nic, ale on chyba lubi słodycze, więc to zawsze coś? Zresztą, kto nie lubi? Tylko że nie na każdego tak przypadkiem mogłam trafić kiedyś w kuchni na wyżeraniu lodów i przysięgam, że chyba to jeden z powodów, dla którego tak rzadko mogą być na deser. Bo co jeśli chodzi tam częściej? Ale to też pewnie trochę dlatego, że my w sumie mamy niedaleko, więc to jakby oczywista opcja, jak ktoś jest głodny w nocy, czy nie może spać... Wy pewnie nie tłuklibyście się tak aż z wieży w razie czego, bo to trochę bez sensu, tak się narażać dla, nie wiem, pół bułki. I w ogóle tyle schodów... Mnóstwo schodów.
Wreszcie zamilkła i popatrzyła prosto na April z wyraźnym zagubieniem wymalowanym na twarzy, kiedy to sama starała się dociec, o czym to miała powiedzieć.
- Wiesz, zmierzałam do czegoś... - mruknęła w końcu z nutką niezadowolenia, podczas gdy dopiero łączyła fakty ze sobą.
Mówiły o tym, że nie dziękował? Ona zmierzała do tej historii o żabie i... Aha!
- O! Właśnie! No, to mówiłam ci, że przyniosłam mu tę żabę, bo to w sumie drobiazg, ale może poprawić komuś humor, nie? Znaczy, ja bym się ucieszyła, to też zależy, bo przecież nie każdy cieszy się z małych rzeczy, ale tak szczerze, to powinni, bo potem wszyscy to takie marudy, że ja pierdolę... - pokręciła głowa uświadomiwszy sobie, że znów zbacza z tematu. - No to on jakoś tak ostrożnie do tego podszedł i myślę, że nie chciał i potem wyszła z tego rozmowa i on się zachowywał jakby musiał mi się za to jakoś odwdzięczyć i wcale tego nie chciał? Że wiesz, że jest coś za coś? W sensie, no jest, zazwyczaj, ale to nie jest takie coś wymuszane, bo to nie tak, że mu jakoś opodatkuję i nie wiem, za nie wiem, pięćdziesiąt lat zgłoszę się do niego z ej halo, wisisz mi... Eee... No, dwanaście razy pięćdziesiąt, razy, powiedzmy, jakieś pięć? Dwieście pięćdziesiąt? Ponad dwa tysiące pięćdziesiąt? Prawie trzy tysiące żab?! Oddawaj moje żaby? No nie. I też nie przyjdę i nie powiem: Słuchaj, dałam ci prezent, teraz potrzebuję twojej pomocy z... Nie wiem, czymkolwiek? Bo on ogólnie nie jest skory do pomocy, to wiem, musiałabym go ewentualnie jakoś podejść w razie czego. W sumie jak kiedyś prosiłam, bo na lekcji coś mi umknęło, to mnie wrobił, że mamy na kartkówce napisać co innego niż mieliśmy? No to nie tak, że ja tu staram się o jakieś szantaże, podstępy, a gdybym chciała, no to kurwa, nie, ogarnęłabym to w zupełnie inny sposób, tak żeby w ogóle nie zauważył, Ślizgoni jebani to myślą, że tylko oni są jakoś tak zajebiście przebiegli.
Przez cały ten czas żywo gestykulowała, by wreszcie na ostatnie zdanie wyrzucić ręce w górę w ramach odreagowania drobnej irytacji. Ta jednak zaraz ustąpiła, a dziewczyna zamarła, starając się myślami wrócić na odpowiedni tor.
- No, to mam na myśli, że... W końcu wziął tę żabę, ale musiałam go tyle czasu zapewniać, że to nie jakaś łapówka, obiekt do szantażowania, czy cokolwiek innego i skoro on tego nie rozumie, to chyba faktycznie jest jakiś zryty światopogląd i może nie wie wszystkiego, jak się powinno reagować, bo nie dla wszystkich to oczywiste, więc takie podziękowania to raczej mogłabym znajdować między wierszami, to i ja widzę, że w sumie nie jest niewdzięcznym gnojkiem, mimo że sprawia nienajlepsze pierwsze wrażenie... - tu sapnęła kręcąc lekko głową. - I ja chyba też nie, ale to w zupełnie innym kierunku. Jakby, na przykład nadal wszyscy wypominacie to jak wyszłam z historii magii na pierwszym roku i jestem pewna, że profesor też to pamięta i to było taaakie durne... Nieważne, do tego nie wracajmy.
Z kolei porównania do niewypałów sama lepiej by nie wykorzystała. I uśmiechnęła się od razu lekko, widząc, że kuzynka najwyraźniej ją rozumie. A przynajmniej sądziła, że myślą o tym podobnie...
- Właśnie tak. No bo każdy jest inny, tak? A przynajmniej jak tak każdego bliżej poznać, to jednak zazwyczaj to jest na korzyść takiej osoby. I tu raczej też, no bo z wierzchu to jest tylko ponury i że niby nie chce mieć z nikim nic wspólnego, ale tak się po prostu nie da.
Romilly zdecydowanie był inny, a Saoirse... Cóż, nie tylko to zauważała, ale też doceniała. Rozpatrywała inność nieco odmiennie niż część jej rówieśników. Dla niej była to wyjątkowość w najlepszym tego słowa znaczenia.
- O, to i tak miałam cię prosić. Znaczy, podejrzewam, że będą podobne do moich mimo wszystko, to nic trudnego. Tylko wiesz, znajdźmy jakieś ładne miejsce, bo nie wiem, czy takie mroczne, ponure między nagrobkami, czy może z widokiem na sam klasztor, a może coś w środku, albo z drugiej strony, jak myślisz? - dopytała, postępując parę kroków ku ruinie. - A nie chcesz jej na przykład na ten koncert zaprosić? Bo to też nie byłby w sumie problem.