25-05-2023, 12:52 AM
Patrząc przez pryzmat licznych sytuacji, Lycoris już dawno powinna się nauczyć, że nie była bezkarna. Ulegała wypadkom tak, jak ulegał im każdy, kto pakował się w kłopoty tak często, jak ona. Zresztą równie dobrze ktoś inny mógł na nią sprowadzić jakieś incydenty, czy to na zajęciach, czy na szkolnym korytarzu.
Niestety, nawet po tym wszystkim dziewczyna była przekonana, że w chwili, w której podejmowała się czegoś nowego, nic nie może się jej stać. Niemal tak, jakby była pewna temu, że los ją oszczędzi. Nigdy tak nie robił, ale szybko zdawała się zapominać o przeszłości i pewnego rodzaju porażkach. Bo właśnie tak traktowała to, co nie szło po jej myśli.
Teraz, kiedy przeskakiwała na kolejne to części kamiennego muru, również wypierała z głowy, że to może się nie udać. Przecież nikt tu nie siedział, nie padało, nie było ślisko. Co takiego mogło się wydarzyć, że nagle miałaby upaść?
Najwidoczniej wszystko, skoro niespełna kilkanaście sekund później faktycznie straciła oparcie, którego nijak nie mogła ponownie odzyskać. Nie pomagały próby złapania się kolumny, a tym bardziej postawienia stóp tak, żeby reszta ciała była stabilna. Na takie kroki było stanowczo zbyt późno i nie pozostało jej nic innego, jak pogodzić się z przyszłymi siniakami. Ewentualnie skręceniem czegoś, bo wysokość była zbyt mała, żeby można było mówić o złamaniach. Przynajmniej tyle dobrego.
Wylądowanie w ramionach Puchona było dla niej kolejnym wybawieniem. Znowu okazał się pomocny i zrobił niemal za jej poduszką. Co prawda tym razem z nóg go nie zwaliła, ale było miękko. Kto by pomyślał, że ten niepozorny Puchon miał tak silne ramiona.
-Jakby nie patrzeć, chyba tak jest, co? Niedługo będziesz mógł się chwalić swoim kolegom, że Reagan często znajduje się w twoich ramionach. No chyba, że już to robisz - spojrzała na niego zaczepnie, przez kilkanaście ładnych sekund zapominając, że nadal ją na rękach faktycznie trzymał. Jakoś jej to umknęło, ale kiedy przechodzący obok nich Ślizgon parsknął pod nosem, przypomniała sobie, jak to wyglądało.
-Wiem, że świetnie jest w tych ramionach mnie mieć, ale możesz mnie postawić. Tym razem obejdzie się bez siniaków, czy to u mnie, czy u ciebie - skomentowała. - I dzięki, żeby nie było, że wdzięczna nie jestem - powiedziała bez żadnej negatywnej nuty. Nie miała niczego do Teddy’ego. Było w porządku.
-Śledziłeś mnie, że po raz kolejny znalazłeś się w idealnym miejscu o idealnej porze?
Niestety, nawet po tym wszystkim dziewczyna była przekonana, że w chwili, w której podejmowała się czegoś nowego, nic nie może się jej stać. Niemal tak, jakby była pewna temu, że los ją oszczędzi. Nigdy tak nie robił, ale szybko zdawała się zapominać o przeszłości i pewnego rodzaju porażkach. Bo właśnie tak traktowała to, co nie szło po jej myśli.
Teraz, kiedy przeskakiwała na kolejne to części kamiennego muru, również wypierała z głowy, że to może się nie udać. Przecież nikt tu nie siedział, nie padało, nie było ślisko. Co takiego mogło się wydarzyć, że nagle miałaby upaść?
Najwidoczniej wszystko, skoro niespełna kilkanaście sekund później faktycznie straciła oparcie, którego nijak nie mogła ponownie odzyskać. Nie pomagały próby złapania się kolumny, a tym bardziej postawienia stóp tak, żeby reszta ciała była stabilna. Na takie kroki było stanowczo zbyt późno i nie pozostało jej nic innego, jak pogodzić się z przyszłymi siniakami. Ewentualnie skręceniem czegoś, bo wysokość była zbyt mała, żeby można było mówić o złamaniach. Przynajmniej tyle dobrego.
Wylądowanie w ramionach Puchona było dla niej kolejnym wybawieniem. Znowu okazał się pomocny i zrobił niemal za jej poduszką. Co prawda tym razem z nóg go nie zwaliła, ale było miękko. Kto by pomyślał, że ten niepozorny Puchon miał tak silne ramiona.
-Jakby nie patrzeć, chyba tak jest, co? Niedługo będziesz mógł się chwalić swoim kolegom, że Reagan często znajduje się w twoich ramionach. No chyba, że już to robisz - spojrzała na niego zaczepnie, przez kilkanaście ładnych sekund zapominając, że nadal ją na rękach faktycznie trzymał. Jakoś jej to umknęło, ale kiedy przechodzący obok nich Ślizgon parsknął pod nosem, przypomniała sobie, jak to wyglądało.
-Wiem, że świetnie jest w tych ramionach mnie mieć, ale możesz mnie postawić. Tym razem obejdzie się bez siniaków, czy to u mnie, czy u ciebie - skomentowała. - I dzięki, żeby nie było, że wdzięczna nie jestem - powiedziała bez żadnej negatywnej nuty. Nie miała niczego do Teddy’ego. Było w porządku.
-Śledziłeś mnie, że po raz kolejny znalazłeś się w idealnym miejscu o idealnej porze?