08-06-2023, 06:22 PM
Pascal byłby niesamowitym sprzedawcą, bo przez chwilę Zosia byla skłonna uwierzyć, że musi go mieć. Na szczęście, takie dywagacje zostawimy sobie na za kilka minut, gdy w końcu oboje skosztują lukrecji.
- Najważniejsze jest to, że udało Ci się dotrzeć. Nie będę kłamać, jestem ci za to niezmiernie wdzięczna- dodała z uśmiechem, zdając sobie sprawy że nawet nie otarła się o procent czarowności uśmiechu Pascala.
W jej rodzinie często mówi się, że "Gdy Bóg rozdawał dary w niebie, ja stałem w kolejce po pączki"- stojący przed nią młodzieniec musiał się najwyraźniej wcześnie ustawić, by takich kolejek obskoczyć kilka. Ale, przynajmniej pączki były dobre- pomyślała Zosia, gdy przyszło im się stuknać kubeczkami.
- Za udany wieczór - odpowiedziała, czując że się trochę rumieni. Nie umiała się jeszcze całkowicie odnaleźć w tego typu konwenansach- i mowa tu nie tylko o tym, co odpowiadać na komplementy, ale też o tym, co odpowiadac na takie toasty.
Skosztowała puchońskiego wina, trochę niepewnie, ale z ciekawością, starannie delektując się każdym łykiem. Mimo braku doświadczenia w piciu alkoholu, smak tego trunku zdawał się jej naprawdę przyjemny. Czuła delikatne ciepło rozchodzące się w jej wnętrzu, co sprawiało, że chciała spróbować więcej. I mimo tego, że głos w jej głowie mówił jej żeby spróbowała się nie upić, to tłumaczyła sobie że przecież że nie ma zamiaru się tutaj upodlić.
Na słowa Pascala uśmiechnęła się, nawet trochę zaskoczona jego decyzją. Myślała, że na początku skusi się na kaczogłowy, ale, może to i lepiej? Przynajmniej decyzja została już podjęta, to z głowy.
Lukrecja. Pierwsza osoba, którą zobaczy, będzie przez klika minut obiektem jej westchnień.
- Będziesz moim królikiem doświadczalnym. Jeśli za kilka minut mam mieć kaca moralnego w związku z uczuciami, to wolę je mieć w stosunku do Ciebie niż randoma w sali.
Na te słowa wzięła od Pascala pałeczkę lukrecji, przyjrzała się jej bacznie i wzięła głęboki wdech.
- ...z nią się zawsze zgadzać trzeba- odpowiedziała na słowa chłopaka, podnosząc jedną laskę lukrecji do ust.
Kiedy pierwszy kęs lukrecji dotknął jej języka, odniosła wrażenie, że nie czuła nic. Ale zdała sobie sprawę, że jednak nie, gdy wlepiła swój wzrok w Pascala. Poczuła, jak przez jej ciało przetacza się niepowtarzalna energia, której jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. Nagły przypływ euforii sprawił, że wszystkie inne myśli i troski zniknęły z jej umysłu. Jej serce biło tak mocno, że mogła usłyszeć jego dźwięk w uszach, a reszta świata jakby zastygła w bezruchu.
W tym właśnie momencie zdała sobie sprawę jak niezwykły jest Pascal.
Nie było to jedynie kwestią jego wyjątkowego uroku, wychowania czy elegancji. To spojrzenie, które skierował na nią tymi swoimi bursztynowymi, lśniącymi oczami, zdołało przyćmić całą resztę. Zdawały się mieć własne źródło światła, które sprawiało, że mieniły się i ożywały, nawet będąc w ciemnej, puchońskiej piwnicy. To jedno, krótkie spojrzenie wystarczyło, by jej kolana stały się miękkie jak wosk.
Chciała zobaczyć jak w tych oczach odbija się światło słoneczne, każdej możliwej pory dnia i nocy; jak pojawiają się w nich iskierki ekscytacji, gdy mówi o czymś, co go interesuje; jak roni łzy wzruszenia, podczas chwil, które spędzą razem. Pragnęła przyciągnąć go do siebie, objąć go mocno w ramionach i poczuć się bezpiecznie w jego otoczeniu. Chciała przeskakiwać w wyobraźni przez dni i miesiące, tworząc miraże wspomnień, które mogliby razem przeżyć. Co?
- ...ojej. O...jej- bo tylko tyle była w stanie z siebie wykrzesać.
Chociaż wiedziała, że to tylko efekt lukrecji, to jej ciało pod wpływem ukrytej amortencji mówiło jej, że to nie prawda- że to prawdziwa miłość, że będzie trwała wiecznie, najlepiej już planuj wesele i myśl jak zyskać uznanie jego rodziny.
Ta dwojakość myśli, związana z działaniem amortencji oraz świadomością, że się ją specjalnie skosztowało, była... niesamowita.
Ale nie myślała o tym za długo, nie była w stanie.
- Najważniejsze jest to, że udało Ci się dotrzeć. Nie będę kłamać, jestem ci za to niezmiernie wdzięczna- dodała z uśmiechem, zdając sobie sprawy że nawet nie otarła się o procent czarowności uśmiechu Pascala.
W jej rodzinie często mówi się, że "Gdy Bóg rozdawał dary w niebie, ja stałem w kolejce po pączki"- stojący przed nią młodzieniec musiał się najwyraźniej wcześnie ustawić, by takich kolejek obskoczyć kilka. Ale, przynajmniej pączki były dobre- pomyślała Zosia, gdy przyszło im się stuknać kubeczkami.
- Za udany wieczór - odpowiedziała, czując że się trochę rumieni. Nie umiała się jeszcze całkowicie odnaleźć w tego typu konwenansach- i mowa tu nie tylko o tym, co odpowiadać na komplementy, ale też o tym, co odpowiadac na takie toasty.
Skosztowała puchońskiego wina, trochę niepewnie, ale z ciekawością, starannie delektując się każdym łykiem. Mimo braku doświadczenia w piciu alkoholu, smak tego trunku zdawał się jej naprawdę przyjemny. Czuła delikatne ciepło rozchodzące się w jej wnętrzu, co sprawiało, że chciała spróbować więcej. I mimo tego, że głos w jej głowie mówił jej żeby spróbowała się nie upić, to tłumaczyła sobie że przecież że nie ma zamiaru się tutaj upodlić.
Na słowa Pascala uśmiechnęła się, nawet trochę zaskoczona jego decyzją. Myślała, że na początku skusi się na kaczogłowy, ale, może to i lepiej? Przynajmniej decyzja została już podjęta, to z głowy.
Lukrecja. Pierwsza osoba, którą zobaczy, będzie przez klika minut obiektem jej westchnień.
- Będziesz moim królikiem doświadczalnym. Jeśli za kilka minut mam mieć kaca moralnego w związku z uczuciami, to wolę je mieć w stosunku do Ciebie niż randoma w sali.
Na te słowa wzięła od Pascala pałeczkę lukrecji, przyjrzała się jej bacznie i wzięła głęboki wdech.
- ...z nią się zawsze zgadzać trzeba- odpowiedziała na słowa chłopaka, podnosząc jedną laskę lukrecji do ust.
Kiedy pierwszy kęs lukrecji dotknął jej języka, odniosła wrażenie, że nie czuła nic. Ale zdała sobie sprawę, że jednak nie, gdy wlepiła swój wzrok w Pascala. Poczuła, jak przez jej ciało przetacza się niepowtarzalna energia, której jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. Nagły przypływ euforii sprawił, że wszystkie inne myśli i troski zniknęły z jej umysłu. Jej serce biło tak mocno, że mogła usłyszeć jego dźwięk w uszach, a reszta świata jakby zastygła w bezruchu.
W tym właśnie momencie zdała sobie sprawę jak niezwykły jest Pascal.
Nie było to jedynie kwestią jego wyjątkowego uroku, wychowania czy elegancji. To spojrzenie, które skierował na nią tymi swoimi bursztynowymi, lśniącymi oczami, zdołało przyćmić całą resztę. Zdawały się mieć własne źródło światła, które sprawiało, że mieniły się i ożywały, nawet będąc w ciemnej, puchońskiej piwnicy. To jedno, krótkie spojrzenie wystarczyło, by jej kolana stały się miękkie jak wosk.
Chciała zobaczyć jak w tych oczach odbija się światło słoneczne, każdej możliwej pory dnia i nocy; jak pojawiają się w nich iskierki ekscytacji, gdy mówi o czymś, co go interesuje; jak roni łzy wzruszenia, podczas chwil, które spędzą razem. Pragnęła przyciągnąć go do siebie, objąć go mocno w ramionach i poczuć się bezpiecznie w jego otoczeniu. Chciała przeskakiwać w wyobraźni przez dni i miesiące, tworząc miraże wspomnień, które mogliby razem przeżyć. Co?
- ...ojej. O...jej- bo tylko tyle była w stanie z siebie wykrzesać.
Chociaż wiedziała, że to tylko efekt lukrecji, to jej ciało pod wpływem ukrytej amortencji mówiło jej, że to nie prawda- że to prawdziwa miłość, że będzie trwała wiecznie, najlepiej już planuj wesele i myśl jak zyskać uznanie jego rodziny.
Ta dwojakość myśli, związana z działaniem amortencji oraz świadomością, że się ją specjalnie skosztowało, była... niesamowita.
Ale nie myślała o tym za długo, nie była w stanie.