11-06-2023, 01:42 PM
Poczuł wyraźny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa i stawiający włoski na karku, kiedy tylko palce Sophie dotknęły jego dłoni. I to był ten bardzo przyjemny dreszcz, który chciało się czuć jeszcze raz, więcej, mocniej! Posłał jej lekki uśmiech, splatając ich palce odważniej niż ona i z urzeczeniem przyglądając się jej oczom, kiedy mówiła. Miał wrażenie, że jej szept jakby głaszcze jego duszę, porusza wszystkie wrażliwe, niedostępne dla większości osób struny, trafia w samo serce i wprawia je w mocniejsze bicie.
Z pewnością by odpowiedział. Już na języku formowały mu się te wszystkie słowa, jakie chciał wypowiedzieć, myśli krążyły wokół jej wspaniałej osoby i tego cudownego uczucia, które wybuchło między nimi nieoczekiwanie, ale z pewnością prawdziwie. Odpowiedziałby!... gdyby nie nagły grzmot, podskakująca z przestrachem Sophie i... deszcz? Akurat to ostatnie w ogóle Pascala nie przejęło z punktu widzenia siebie samego, ale Sophie! Ale może po kolei...
Kiedy podskoczyła i przysunęła się bliżej po tym huku, automatycznie objął ją ramionami i przytulił do siebie, chcąc ochronić ją przed wszelkimi lękami, niewygodami, złem. Sam jedynie drgnął na ten dźwięk, rozglądając się automatycznie za źródłem. Nie musiał oczywiście szukać długo, bo burza rozpętała się naprawdę blisko i chociaż nie stali w jej epicentrum, to nadal byli w polu rażenia. Bez większego zastanowienia zrobił dwa kroki w tył, ciągnąc krukoneczkę za sobą, ale daleko uciec nie mogli, bo przy stole też stało trochę ludzi. Wpadł na kogoś plecami, obejrzał się przelotnie, rzucił krótkie "pardonnez-moi" i znowu uwagę poświęcił blondynce w objęciach. O mało nie rozpłynął się na widok tych szeroko otwartych, wspaniałych oczu, teraz zmartwionych i chyba trochę przestraszonych? Poczuł jak gdzieś w klatce piersiowej nagle urosło w nim coś, co mógłby porównać do jakiejś niewidzialnej tarczy, którą musiał osłonić dziewczynę, choćby nie wiadomo co! Nie pozwoli by stała jej się jakakolwiek przykrość! Ani włos jej z głowy nie spadnie, ani jedna więcej kropla jej nie zmoczy!
Niewiele myśląc, puścił ją z objęć tylko po to, żeby pospiesznie zdjąć własną marynarkę i nie tyle zarzucić ją na ramiona Sophie, co trzymać wyżej, osłaniając również jej głowę przed chlapiącą wodą.
- Wszystko w porządku, Sophie, nie musisz się obawiać, nie pozwolę żeby cokolwiek ci się stało. - Nawiązał oczywiście do jej przestrachu i dyskomfortu sytuacji, chcąc dać jej pewność, że rozwiąże wszystkie ewentualne problemy.
Nie spodziewał się - a może raczej nie zakładał, że wywoła to aż taką silną reakcję jego ciała i duszy - że na jej kolejne słowa poczuje coś jakby nagły zryw całego stada ptaków do lotu gdzieś w centrum swojego jestestwa. Miał wrażenie, że nie tylko jakby zaczął unosić się nad podłogą, ale jakby wyrosły mu setki skrzydeł, jakby znalazł się właśnie gdzie na morzu, dryfując w tejże morskiej bryzie razem z nią, z Sophie. Uśmiechnął się aż lekko, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów odpowiedz. Jedyna reakcja jaka zdawała mu się w tej chwili w pełni właściwą i najlepszą, było to, co za sekundę zrobił. Bez zawahania, bo chciał to zrobić cholernie bardzo, ale z delikatnością, niespiesznie wychylił się w jej stronę, zamykając tę i tak niewielką odległość między nimi i pocałował ją prosto w usta. I, och!, co to było za uczucie! Porównywalne z fajerwerkami wybuchającymi w całym ciele, stadem motyli w brzuchu podrywających się do lotu, lekkości chmur dryfujących po niebie, nieokreślonej przestrzeni na rozgwieżdżonym niebie! Nie, to nie mogło być wynikiem żadnej amortencji! To była najprawdziwsza miłość!
Z pewnością by odpowiedział. Już na języku formowały mu się te wszystkie słowa, jakie chciał wypowiedzieć, myśli krążyły wokół jej wspaniałej osoby i tego cudownego uczucia, które wybuchło między nimi nieoczekiwanie, ale z pewnością prawdziwie. Odpowiedziałby!... gdyby nie nagły grzmot, podskakująca z przestrachem Sophie i... deszcz? Akurat to ostatnie w ogóle Pascala nie przejęło z punktu widzenia siebie samego, ale Sophie! Ale może po kolei...
Kiedy podskoczyła i przysunęła się bliżej po tym huku, automatycznie objął ją ramionami i przytulił do siebie, chcąc ochronić ją przed wszelkimi lękami, niewygodami, złem. Sam jedynie drgnął na ten dźwięk, rozglądając się automatycznie za źródłem. Nie musiał oczywiście szukać długo, bo burza rozpętała się naprawdę blisko i chociaż nie stali w jej epicentrum, to nadal byli w polu rażenia. Bez większego zastanowienia zrobił dwa kroki w tył, ciągnąc krukoneczkę za sobą, ale daleko uciec nie mogli, bo przy stole też stało trochę ludzi. Wpadł na kogoś plecami, obejrzał się przelotnie, rzucił krótkie "pardonnez-moi" i znowu uwagę poświęcił blondynce w objęciach. O mało nie rozpłynął się na widok tych szeroko otwartych, wspaniałych oczu, teraz zmartwionych i chyba trochę przestraszonych? Poczuł jak gdzieś w klatce piersiowej nagle urosło w nim coś, co mógłby porównać do jakiejś niewidzialnej tarczy, którą musiał osłonić dziewczynę, choćby nie wiadomo co! Nie pozwoli by stała jej się jakakolwiek przykrość! Ani włos jej z głowy nie spadnie, ani jedna więcej kropla jej nie zmoczy!
Niewiele myśląc, puścił ją z objęć tylko po to, żeby pospiesznie zdjąć własną marynarkę i nie tyle zarzucić ją na ramiona Sophie, co trzymać wyżej, osłaniając również jej głowę przed chlapiącą wodą.
- Wszystko w porządku, Sophie, nie musisz się obawiać, nie pozwolę żeby cokolwiek ci się stało. - Nawiązał oczywiście do jej przestrachu i dyskomfortu sytuacji, chcąc dać jej pewność, że rozwiąże wszystkie ewentualne problemy.
Nie spodziewał się - a może raczej nie zakładał, że wywoła to aż taką silną reakcję jego ciała i duszy - że na jej kolejne słowa poczuje coś jakby nagły zryw całego stada ptaków do lotu gdzieś w centrum swojego jestestwa. Miał wrażenie, że nie tylko jakby zaczął unosić się nad podłogą, ale jakby wyrosły mu setki skrzydeł, jakby znalazł się właśnie gdzie na morzu, dryfując w tejże morskiej bryzie razem z nią, z Sophie. Uśmiechnął się aż lekko, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów odpowiedz. Jedyna reakcja jaka zdawała mu się w tej chwili w pełni właściwą i najlepszą, było to, co za sekundę zrobił. Bez zawahania, bo chciał to zrobić cholernie bardzo, ale z delikatnością, niespiesznie wychylił się w jej stronę, zamykając tę i tak niewielką odległość między nimi i pocałował ją prosto w usta. I, och!, co to było za uczucie! Porównywalne z fajerwerkami wybuchającymi w całym ciele, stadem motyli w brzuchu podrywających się do lotu, lekkości chmur dryfujących po niebie, nieokreślonej przestrzeni na rozgwieżdżonym niebie! Nie, to nie mogło być wynikiem żadnej amortencji! To była najprawdziwsza miłość!